5

6 0 0
                                    

-Może go jakoś przeproszę za siebie, może będzie mu milej...-pomyślał Hexagon. Stwierdził, że w ramach przeprosin poda mu śniadanie do łóżka. Zabrał wszystko na drewnianą tacę i uchylił właz. Jedną ręką trzymał się drabiny i powoli schodził, zaś w drugiej trzymał tacę. Zszedł w końcu do pokoju, ale tam wszędzie było ciemno. Okna zasłonięte, więc żadne promienie słońca nie mogły go oświetlić. Wyglądało to podejrzanie. Hexagon zostawił tacę na podłodze i zaczął się rozglądać. Podszedł do łóżka, ale nie znalazł w nim Lighta. Podniósł skóry, pod którymi mógł spać, ale nic. Rozejrzał się jeszcze raz po pokoju, ale nie znalazł ani śladu żywej duszy. Wyszedł z niego i od swojej chaty poszedł na wprost, do chaty czerwonej. Wszedł i ostrożnie usiadł na łóżku, w którym spała jego siostra, Ayda. Chłopak delikatnie potrząsnął ramieniem swojej siostry, by delikatnie ją obudzić -Ej ej, Ayda, obudź się.

Ayda powoli otwierała oczy i ujrzała przed sobą twarz brata. -Możesz mnie nie budzić zanim sama się nie obudzę?!- wrzasnęła, rzucając w niego poduszką.- Przecież wiesz, że lubię długo spać!

-Ayda, dobrze o tym wiem, ale mam poważniejsze sprawy na głowie niż twoja potrzeba snu.

-Dobrze dobrze, już.-Ayda podniosła się i przetarła oczy.-Co się tym razem stało?

-Light, tak mi się przedstawił. Słyszałaś może coś o nim?

-Nie?

-Nic? A nie widziałaś może nigdzie żadnego chłopaka z czarnymi włosami spiętymi w kucyk?

-Chyba nie...A nie, czekaj, kogoś kojarzę.-odparła po chwili namysłu- Wczoraj z nim rozmawiałam tylko...opisz mi go dokładniej.

-Jasna skóra, jasne, zielone oczy, czarne włosy spięte w kucyk. Nosił na sobie białą koszulę i długie, brązowe spodnie, włożone w cholewę skórzanych butów.

-Czekaj, coś kojarzę...

-Na ramionach miał przyczepioną zieloną pelerynę z kapturem.

-To ten, co wyglądał jak przybłęda?

-Eh, Ayda...W sumie tak, to on.

-To go kojarzę, spotkałam go wczoraj przy barze

-Tak?! I co dalej?

-Wiesz co, nie pamiętam za dobrze, bo nie pamiętam za dobrze, co się działo wczoraj. Pamiętam, że krzyczał

-O jezu...I co jeszcze?

-Pamiętam, że nie dał mi dokończyć i odbiegł wystraszony

-Boże, Ayda...Czy wy...

-NIE!-ponownie rzuciła w niego poduszką.-I nawet o tym nie myśl ty mały zboczeńcu!

-No dobrze dobrze, przepraszam, już przestaję...w każdym razie ten gość przypałętał się do nas znikąd, znaleźliśmy go pod bramą jakieś dwa dni temu...

-I co? Pierwsza lepsza przybłęda, warto jej szukać?

-Fakt, masz rację, pierwsza lepsza przybłęda...Ale jakoś od niego czułem coś niesamowitego, czułem od niego niesamowicie bijącą moc.

-Co to oznacza? Że może nam jakoś pomóc?

-Tak. Sądzę, że warto go pozyskać. A nuż się okaże, że jest bardzo dobrym magiem. Dobra, ruszajmy się więc. Ja poszukam w północnej części wioski, ty pójdziesz na południe.

-Dobra, zaraz już wyjdę, tylko się ubiorę. -w tym momencie Hexagon wyszedł. Zszedł na dół i biegał po całej północnej części wioski i wypytywał się ludzi, czy gdzieś go ktokolwiek widział. Niestety, nikt nic nie wiedział.

I tak poszukiwania zdały się na nic. Gdy rodzeństwo zawzięcie szukało chłopaka, Light był już zdecydowanie dalej. Rano, zabrał ze sobą wszystko co miał i wymknął się z wioski, przechodząc brzegiem jeziora i wychodząc poza teren wioski. Następnie skrywając się w lesie, doszedł do drogi, która prowadziła do Eleqtry i pobiegł w drugą stronę. Biegł, ile sił w nogach. Miał dość tej otaczającej go niewiedzy- kompletnie nie rozumiał tego, gdzie się znajduje i co tu właściwie robi. Miał już dość tej wioski- tego, że nic nie rozumie, że nie ogarnia tego, co się dookoła niego dzieje- nowi ludzie, nowa mentalność. Zgubił się w tym wszystkim. Nareszcie wydostał się z niej i czuł się wolny. Chciał wrócić do miejsca, w którym się pojawił, może by coś odkrył. Coś dowiedział, dlaczego tu jest.
Gdy coraz bliżej było do tego miejsca, słońce zmierzało powoli ku zachodowi. Stwierdził, że zostanie w miejscu, w którym aktualnie był i przeczeka do rana. Zboczył z drogi i wszedł w głębszy las. Tam, znalazłszy jaskinię, w której mógłby przespać, rozpalił ognisko i spoczął przy nim, ogrzewając się. Zwinął z wioski trochę prowiantu- chleb, mięso, które wyjął i zjadł, ile potrzebował.
Najedzony i ogrzany, patrzył na ognisko- patrzył, jak jego płomienie gwałtownie wznoszą się ku górze. Uważnie wsłuchał się w trzask spalanego drewna. Nagle poczuł ogromną pustkę- taką, jaką czuł zawsze. To nie pierwszy raz, kiedy był samotny- w zwykłym świecie było dokładnie to samo. Nie miał żadnych przyjaciół- na osiedlu, w swojej szkole.. Każdy go odrzucał, wszyscy uznawali go za innego, dziwnego. Zawsze był skazany na siebie- nikt nie wyciągał do niego ręki, nie pomagał. Zawsze był sam. Nawet tutaj- nagle w obcym świecie sam, zostawiony na pastwę losu. Nigdy nie rozumiał, dlaczego- starał się, chciał się przypodobać, próbował wejść w czyjeś środowisko, ale zawsze nie wychodziło- albo nie był akceptowany, albo go wykorzystywano. Nigdy nie doświadczył szczerzej przyjaźni, szczerego uczucia, którym darzy siebie dwóch ludzi nawzajem. Nagle coś w nim pękło- miał już dość, nie potrafił tego znieść, tego ciągłego uczucia pustki, samotności wyżerającej go od środka- z jego jaskrawych zielonych oczu popłynęły łzy- ogromne potoki łez, często wylewane, by wyrzucić z siebie wszystko, całe emocje. By znów móc się uspokoić i ukrywać to, co się w głębi czuje. Łzy zastępowały mu krew- często przelaną przez ludzi takich jak on, przelewanej zdecydowanie za dużo i za często. Te łzy były jednocześnie czymś strasznym, ale też czymś przyjemnym. Z jednej strony pojawiały się w sytuacjach krytycznych i najgorszych. W sytuacjach, kiedy miał wszystkiego dość, kiedy nie czuł na nic siły, kiedy był już wypruty ze wszystkiego. Z drugiej strony, po nich zawsze nadchodziło oczyszczenie- wyciszenie, spokój, powrót do normalnego funkcjonowania. To właśnie łzy zastępowały mu przyjaciół- to było jedyne, co mu zostało.

Nagle usłyszał kroki. Ktoś powoli zbliżał się do niego. Lightowi zjeżyły się włosy na głowie. Natychmiast spiął się. Próbował się ukryć, ale jaskinia nie posiadała żadnych odnóg. Wziął jedną z nadpalonych gałęzi i czekał na przybysza.
Po chwili, w grocie pojawił się wysoki, barczysty mężczyzna o jasnej skórze i jasnych, sięgających za ramiona włosach i długiej brodzie. Nosił na sobie futro z dzika, które okrywało całe jego ciało. W ręku trzymał długą włócznię.
Nieznajomy wyglądał bardzo podejrzanie. Light zakrył się bardziej swoją peleryną i wyciągnął przed siebie brwiono. Mężczyzna chwilę popatrzył na Lighta znad płomieni.
Nagle, ognisko momentalnie zgasło. Light usłyszał kroki jakby cała gromada ludzi wtargnęła do groty. Jeszcze bardziej się przestraszył i zaczął wymachiwać przed sobą pochodnią, ale było już za późno. Momentalnie, poczuł na sobie drobną sieć, z której nie mógł się wydostać. Ta sieć ciągnęła w stronę wyjścia.
Chłopak zaparł się tak, jak potrafił. Odrzucił wszystko z rąk i po omacku lapał kamienie, ale sieć okazała się silniejsza.
Wydał z siebie ostry, przerażający krzyk, przeszywający wszystkich ludzi dookoła, po czym stracił przytomność.

Tymczasem Hexagon wraz z siostrą ruszyli na poszukiwania chłopaka.

Nieodkryta HistoriaWhere stories live. Discover now