13

3 1 0
                                    

Nastał ranek. Nad wioską unosiły się chmury dymu z ledwo żarzących  się zgliszczy. Pożar zdołano ugasić dopiero nad ranem.  Promienie słoneczne próbowały przedrzeć się przez kłęby dymu i rozświetlić nieco zrujnowaną osadę.

Od wschodu słońca mieszkańcy wzięli się za likwidację zniszczeń. Usuwali gruz, budowali budynki, ulice, mur obronny. Wioska jakby powstawała na nowo. Pracowali wszyscy w geście powszechnej solidarności z poszkodowanymi tego ataku, również Ayda i Adem, którzy nadzorowali budową poszczególnych obiektów. Hexagon zarządzał oczyszczaniem terenu wioski z zgliszczy, a także co jakiś czas kontrolował pozostałe prace.

Aż w końcu po tygodniu intensywnej pracy mieszkańcy chcieli urządzić wielką biesiadę. Dekorowano ulice kolorowymi lampionami, na budynkach umieszczano wstążki. W tych budynkach, w których się dało, przemieniano swoje warsztaty w pomniejsze pijalnie i karczmy. Z wielkiego magazynu, który jakimś cudem ocalał z ataku Eleqtry wydobyto wielką beczkę czegoś Khamashu- wysokoprocentowego trunku, przyrządzanego na specjalne okazje. Stanowi charakterystyczną tradycję tej wioski-podczas różnych świąt czy uroczystości jest wyciągany na zewnątrz. Mimo że po każdej takiej okazji jest pędzony na nowo to obyczaj nakazuje zostawienie trochę starego Khamashu "na wypadek niespodziewanych, ważnych okazji".

Light w tym czasie leżał w prowizorycznym szpitalu- namiocie rozbitym na skrawku oczyszczonej ziemi, w którym przyjmował szaman- jednocześnie miejscowy lekarz. Chłopak powoli wracał do zdrowia, a Hexagon codziennie przychodził i pytał się o jego stan.

-Jak się dzisiaj czuje? Czy może już opuścić szpital?

Szaman podniósł się i poprawił swoją szatę -Tak, wydaje mi się, że tak. Poważne rany już się zagoiły. Ma jeszcze tylko trochę otarć i blizn, ale to już naprawdę niewiele. Możesz do niego pójść i samemu mu to przekazać?

-Tak- Hexagon przekroczył połę namiotu i ujrzał Lighta śpiącego na prowizorycznym łóżku. Był omotany bandażami, zakrywającymi prawie całe jego ciało. Bił od niego duszący zapach jakiegoś nieznanego zielska.

-Light. Light!

-Ahh, tak tak!- Light podniósł się, jakby wybudzony z głębokiego snu. Otworzył swoje wielkie, fiołkowe oczy i wlepił wzrok w Hexagona.

-A, to ty, już widzę. -położył się z powrotem.

-Jak się czujesz? Choć trochę lepiej?

-Zdecydowanie. W momencie w którym tu trafiłem, każda część mojego ciała wołała o pomstę do nieba. Teraz jest już dużo lepiej.

-Miło mi to słyszeć- posłał mu uśmiech- Rozmawiałem z szamanem- twój stan pozwala na to, byś mógł już wyjść ze szpitala. Wstawaj- czeka cię dzisiaj wielka biesiada.

-Chwila, jaka biesiada?

-Zobaczysz, wszystko opowiem ci później. Tymczasem ubieraj się- musimy cię przygotować!

-Yhm...Hexagon?

-Tak?

-Tylko jest mały problem...

-Jaki?

-Bo ja nie dam rady sam się ogarnąć...

-Ehh...dobra, siedź- podszedł do niego i zaczął szukać początku bandaża.- Aghh, gdzie zaczyna się to całe paskudztwo?!

-Tutaj- powiedział Light, wskazując na miejsce przyczepienia bandaża. Hexagon zdjął spinki mocujące i powoli zwijał bandaż, okalający całe ciało Lighta. -Tylko się nie wierć- dodawał od czasu do czasu. Zwijaniu towarzyszyły sporadyczne jęki chłopaka, gdy trzeba było lekko oderwać bandaż od niezagojonej rany. Light został w samej bieliźnie.

आप प्रकाशित भागों के अंत तक पहुँच चुके हैं।

⏰ पिछला अद्यतन: Jan 04, 2019 ⏰

नए भागों की सूचना पाने के लिए इस कहानी को अपनी लाइब्रेरी में जोड़ें!

Nieodkryta Historiaजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें