1. Zwykły dzień.

68 5 26
                                    

Obudził mnie dźwięk budzika. Piąta czterdzieści rano - trzeba wstać. Podniosłam się do siadu i przetarłam zaspane oczy. Podniosłam z szafki nocnej telefon, odpięłam go od ładowarki i wstałam z łóżka, kierując się w stronę łazienki. Spojżałam w lustro i ujrzałam twarz o brązowych oczach i roztrzepanych, długich włosach. Podobnie, jak wszystko wokół, twarz ta była nieco rozmyta, gdyż nie miałam jeszcze okularów na nosie. Leżały na parapecie koło lustra. Wzięłam je i założyłam.
-Od razu lepiej - wyszeptałam sama do siebie i poszłam skompletować sobie ubranie na dzisiaj. Składało się ono z czystej bielizny, czarnej bluzki ze złotą kokardką, którą dostałam od mamy, szarych skarpetek, niebieskich spodni i czarnej bluzy, którą zawiązałam sobie za rękawy w pasie.

Po ubraniu się zjadłam śniadanie, umyłam zęby i uczesałam włosy, na które założyłam swoją opaskę z kocimi uszami, bez której nigdzie, nigdy bym nie wyszła. Na palec wsadziłam mój czarny pierścionek.

Przed wyjściem z domu spakowałam do plecaka poza książkami i piórnikiem jeszcze kilka innych rzeczy:
drugie śniadanie, telefon, słuchawki, nóż i książkę do czytania dla przyjemności.
Zamknąwszy plecak wyszłam z domu i ruszyłam w stronę tramwaju.

Podczas jazdy obserwowałam ludzi, czytałam książkę i słuchałam muzyki na słuchawkach. Szczerze, to lubię jeździć tramwajem. Nie wiem dlaczego. Może przez to, że można się zająć w międzyczasie czymś wyciszającym, lub poprostu odpocząć? W sumie chyba właśnie dlatego. Wysiadłam na moim przystanku i kontynuowałam moją podróż w stronę szkoły.

Kiedy dotarłam na miejsce odrazu przywitała mnie moja przyjaciółka Luśka.

- Hej Agati, co tam? - spytała z uśmiechem i pociągnęła mnie pod klasę.

- W porządku. A co tam u Ciebie?

- Nic, jak zwykle w sumie.

Równo o ósmej zadzwonił dzwonek i weszliśmy do klasy na lekcje. Reszta dnia w szkole minęła spokojnie. Nie mam wrogów, jedyną moją przyjaciółką tutaj jest Luśka, a ja sama jestem zazwyczaj cicha i nieśmiała, także nie mam nawet jak mieć tu wrogów.

Po wyjściu ze szkoły pogadałam chwilę z Lusią i poszłam na tramwaj, z którego na odpowednim przystanku wysiadłam i skierowałam się wstronę domu.

Weszłam do środka i nie zdejmując butów udałam się do swojego pokoju i wyciągnęlam z szafy mały, ciemnozielony plecak. Spakowałam do niego kolejno:
telefon, naładowany power bank i ładowarkę, nóż, trochę jedzenia, szkicownik, piórnik i okulary przeciwsłoneczne. O dziwo wszystko się zmieściło i nie było razem aż tak ciężkie. Założyłam słuchawki na uszy i wyszłam z domu. Postanowiłam przejść się na spacer do praku, który znajdował się niedaleko mojego domu.

Kiedy dotarłam na miejsce słońce cały czas pięknie świeciło. Nie było duzo ludzi, więc można spokojnie zaszyć się gdzieś pod drzewem. Kiedy tak szłam chciałam sprawdzić, która jest godzina, ale telefon upadł mi na ziemię. Podniosłam go.
- Cholera - przeklnęłam sama do siebie. Szybka urządzenia była pęknięta. Przykryłam telefon lewą dłonią i zamknęłam oczy bardzo się skupiając. Nagle wokół przedmoitu i moich dłoni zaczęły unosić się białe kule światła i turkusowe smugi. Po chwili szybka nie była już pęknięta, jakby telefon w ogóle nie upadł. Uśmiechęłam się pod nosem i schowałam go spowrotem do kieszeni.

Taaaak. Nie mam pojęcia, skąd mam taką moc, ale jest ze mną od urodzenia. Oprócz tej zdolności znam pewien dziwny alfabet, składający się z kropek i kółek. Nikt inny go nie zna, i nikt nie wie o mojej mocy. W sumie to i dobrze.

Nagle zaczęło padać. Puściłam się biegiem do domu, gdyż nie wzięłam parasola. Gdy dotarłam na miejsce zdjęłam buty i rzuciłam się na łóżko. Prawie odrazu zasnęłam.

































Miałam bardzo dziwny sen.

Zoni Moich SnówWhere stories live. Discover now