4. Kolejny sen.

23 2 2
                                    

Jechaliśmy na poręczach skacząc z jednej na drugą i trzecią unikając strzałów ze ststku, który ścigal nas od Centrum Obrony Planetarnej. W pewnym momencie rurki skończyły się i wpadliśmy prosto w ręce robotów, czyli po prostu zostalismy otoczeni.

Wielki statek wylądował przed nami, a z niego wyszedł wielki łazik, na ktirym siedział jakiś koleś. miał w ręku coś w stylu berła a na głowie wielką czapę na kształt korony. Oczy miał mocnożółte.

- No proszę! - zaczął nieznajomy. - Ostatni Lombax we Wszechświecie! Naprawdę żałosny przedstawiciel swojej rasy, prawdopodobnie też słaby.

- A ty tooooo...? - spytałam.

- Imperator Percival Tachyon! Książę Cragmitów i włdaca Wszechświata! - przedstawił się właścicel łazika.

- Miło poznać. - jak już się witać z chamem, to pożądnym sarkazmem.

- Ah tak, koleżanka Lombaxa. Dziwne to takie nawet nie wiadomo jakiej rasy, heh - Czy on mnie właśnie obraził?

- Chwileczkę! Jakto niewiadomo, jestem człowiekiem i jestem z tego dumna, a jesli ty masz jakiś problem, to mozesz sobie go w dupę wsadzić! - Jestem nieśmiała, wiem, ale nie lubię, jak się kogoś bezpodstawnie obraża.

- CISZA! - Wrzasnął Tachyon. - Nikt nie brdzie się do mnie w ten sposób odzywać! Nawet ty i ta nędzna kula futra, która - I tu przerwał, gdyż przede mnie i Ratcheta wyszedł wkurwiony Clank. - A cóż to? Prymitywny kompan robot. A twoja rasa Lombax miała tak znanych inżynierów - zaśmiał się antagonista.

- Ja bym uważał na twoim miejscu - odezwał się nagle Ratchet. - On ma lasery w każdym palcu - Skłamał.

- Nie mam nic do tej głupiej planety, tylko do Ciebie, więc poddaj nam swojego robota i pozwól nam Cię zabić, nikt inny, a zwłaszcza ona - wskazał na mnie - nie musi cierpieć - zaraz, co?!

- No w porządku - Ratchet żartujesz, prawda? - proszę bardzo! - żółtosierdtny przerzucił Clanka na daleko statek, po czym złapał mnie za rękę, udeżył łazik Tachyona kluczem i pociągnął mnie w strinę pojazdu. Łazik się zachwiał i upadł, a my polecieliśmy.

Przebilismy się przez chmury i wylecieliśmy poza planetę. Naszym oczom ukazał się jakże piękny Kosmos. Lepszego widoku w życiu nie widziałam! Gwiazdy i planety dookoła na ciemnym tle, no po prostu cudo! Wyciągnęłam telefon z plecaka.

- Uśmiech chłopaki - powiedzialam i zrobiliśmy sobie wspókne zdjęcie. Będzie na pamiątkę.

- Autopilot włączony. Uwalnianie gazu usypiającego.

To było ostatnie, co usłyszałam.

~~~~~~~

Byłam w jakimś ciemnym miejscu. Jakby inny wymiar. Wokól nic nie było. Podniosłam się z ziemi i rozejrzałam dookoła. Nic. Postanowiłam przejść się kawałek. Wpewnym momencie usłyszałam za mną stuknięcie. Odwróciłam się. Zobaczyłam dziwną czarną postać oświetloną białym światłem i przykuta do podłoża. Spojrzała na mnie. Była to dziewczyna z przerażającym, psychicznym uśmiechem i białymi oczami wypełnionymi śmiercią i pustką. Widok ten był doprawdy straszny.

Nagle dziewczyna z niezmiennym wyrazem twarzy zaczęła się wyrywać. Łańcuchy pękły, a ona rozpłynęła się w powietrzu.

Po chwili poczułam, jakby ktoś pchną we mnie największe głazy.




Obudziłam się.

Zoni Moich SnówWhere stories live. Discover now