22. Bitwa ostateczna

19 3 3
                                    

~~~~~~~Perspektywa Ratcheta~~~~~~

Lecieliśmy właśnie nad ruinami miasta na Fastoon. Wszędzie latały Drophydzkie statki a na ziemi roiło się od robotów. Znowu nie było gdzie wylądować. Musieliśmy się katapultować.

Wyskoczyliśmy więc z Aphelion. Po drodze dołączyli do nas Cronk, Zephyr i Stefan. Wylądowaliśmy i zaczęła się bitwa. Wszędzie widać było głównie pociski laserowe i metalowe szczątki Drophydów oraz szkło.

- Chłopaki? - odezwała się Talwyn przez komunikator - Musicie rozwalić te wielkie działa. Inaczej nie wyląduję.

- Się robi, Tal - odpowiedziałem i ruszyłem na jedno z dział. Po kilku próbach rozwalenia go, udało się. Z pomocą chłopaków zrobiłem to samo z pozostałymi i Apogee wylądowała.

Podeszliśmy w szóstkę do przepaści, z której wyleciały latające Drophydy. Z nimi poszło nam łatwo. Później nadleciały statki, z których wyskoczyła kolejna grupa robotów. Tym razem mieli tarcze. Pokonaliśmy ich z lekkim trudem. Sami nieźle obrywaliśmy. Ja między innymi krwawiłem z ramienia. No, ale nie ważne. W końcu jeszcze żyje, co nie?

Wędrowaliśmy za Drophydami dookoła dobrze mi znanej wieży z kół zębatych, gdy dotarliśmy do podniesionego mostu.

- Chłopaki, osłaniajcie mnie. Ja opuszczę most - rozkazała Talwyn, po czym zaczęła wciskać przyciski na klawiaturze obok mostu.

W tym czasie nadleciały kolejne statki z Drophydami. Nie jest dobrze. Oj. Robotów było coraz więcej a ja czułem się coraz bardziej wyczerpany.

- Pośpiesz się, Tal! - wrzasnąłem rozwalając Drophyda.

- No już, jeszcze chwila... Mam to! - odpowiedziała Apogee a most opadł, torując nam drogę dalej.

Dobiliśmy resztę Drophydów i przeszliśmy dalej, by uzupełnić amunicję i zdrowie w Grummel Necie. Weszliśmy całkowicie na górę i... O kurwa.

Na górze bowiem czekały na nas Cragmity i to te największe. Ja chyba oszaleję! Potwory bez namysłu ruszyły prosto na naszą szóstkę. My oczywiście zaczęliśmy również atakować. Ja unieruchamiałem ich Mag-Net Launcherem a reszta ich dobijała. Takim sposobem pokonaliśmy kilka fal Cragmitów. Niestety, cały czas pojawiały się kolejne. Kiedy w końcu przestało ich przybywać, poszliśmy dalej, gdzie czekał na nas w powietrzu statek Tachyona.

- Witaj, mój puchaty przyjacielu - zaczął Cragmit - Wiesz, ostatnim razem, gdy widziałem Lombaxy na Fastoon, uciekały z podkulonymi ogonami! - zaśmiał się Tachyon.

- Lombaxy cię wychowały! Jak mogłeś im to zrobić?!

- Te idiotyczne stworzenia miały czelność się nade mną litować! Latami budowałem armię wystarczająco silną, by zaatakować. I nic nie mogli na to poradzić. W zasadzie sami się na to skazali.

- Co zrobiłeś Gati?! - wrzasnąłem. Miałem go serdecznie dość.

- Och nic... W porównaniu z tym, co mam zamiar zrobić tobie! Spotkajmy się w Court of Azimuth I zakończmy to wszystko wreszcie! - powiedział imperator, po czym spróbował wycofać statkiem, lecz rąbnął w skałę - A żeby to... Moment - powoli manewrował pojazdem - Okej... Na spokojnie - i odleciał. Co za kretyn.

Poszliśmy więc w stronę Court of Azimuth, lecz na naszej drodze ponownie stanęły Cragmity. Cały czas walczyliśmy z tymi bydlakami a ich z kolei przybywało coraz więcej. Tachyon Chcę nas zmęczyć, żeby łatwiej było mu nas zabić. Oj nie doczekanie jego!

Kiedy uporaliśmy się z Cragmitami, razem z Talwyn stanęliśmy na przyciskach i dezaktywowaliśmy laserową ścianę, za którą stały schody do Court of Azimuth. W międzyczasie Clank zeskoczył mi z pleców.

Zoni Moich SnówWhere stories live. Discover now