Rozdział ósmy

598 37 42
                                    

Odpowiedzialność i Andreas? Ktoś musiał mieć niesamowite poczucie humoru, bo gdy Niemiec wszedł do pokoju, ona była ostatnim, o czym w tamtej chwili myślał. Poprawka, nie myślał. Przekraczając próg i wdychając duszący zapach korcącej substancji, nie zastanawiał się dłużej. Rzucił książkę do fizyki gdzieś w odległy kąt.

- Czekaj, czekaj, małolat też przyszedł? - zapytał Neumayer, przerzucając spojrzenie pomiędzy rodakami, a zatrzymując się na Polakach.

Andreas nie pomyślał. W tej grupie wiekowej nie był traktowany przez wszystkich poważnie, tylko i wyłącznie dlatego, że nie ukończył jeszcze szkoły. Pozostał mu jeden, przeważający rok - powinien skupić się na egzaminach, które wypadały za kilka miesięcy, a nie skokach i bezmyślnym piciu. Pomyślał, że jeden kieliszek to nic wielkiego - zupełnie jak w ostatnim czasie.

- Ten małolat sprał wszystkim dupy w drużynówce, kochani - stwierdził Richard. - Poza tym, jako że jesteśmy sami pośród tej całej polskości, musimy się wspierać, czyż nie?

Blondyn niepewnie zdecydował się dołączyć do grupy. Usiadł gdzieś na brzegu łóżka, uśmiechając się pod nosem i to całkiem wesoło. Każdy ze skoczków rozłożył się na kanapie, łóżku, lub ostatecznie podłodze. Na stoliku znajdowały się już otworzone butelki, ale nie do końca wypite. Zdał sobie sprawę, jak bardzo zgorszył by swoją pozycję tego wzorowego, uśmiechniętego Wellingera, gdyby trener nakrył go na piciu. Każda z nacji dostałaby solidną naganę.

Chłopak spojrzał na siedzącego naprzeciw niego Kamila Stocha, który tylko dotrzymywał towarzystwa Piotrkowi Żyle i dwóm innym mężczyznom, których nie skojarzył. Widział Polaka kilka razy z daleka, ale nigdy nie odważył się z nim porozmawiać, co było wręcz nie do pomyślenia, biorąc pod uwagę zachowanie Niemca. Nie zdarzyło się jeszcze, aby z kimś nie pogawędził podczas czekania na oddanie swojego skoku. Posiadał do tego mężczyzny pewnego rodzaju respekt. Wtedy ten na niego spojrzał, na co blondyn się delikatnie speszył. Zachowanie godne pięcioletniej dziewczynki. Brakło tylko komentarza Richarda, który razem z Freundem zaśmiewał się do rozpuku.

- Andreas? - zapytał Polak, przez co nastolatek miał ochotę zapaść się pod ziemię.

Kretyn. Miał nadzieję, że poznają się w jednej z lepszych okolic, a on sam pogratuluje mu zwycięstwa. Los jednak chciał inaczej. Zrobił z niego gówniarza, który pije i to w najbardziej nieodpowiedzialny sposób. Chłopak postanowił, że pokaże dobrą minę do złej gry. Uśmiech! Teraz, zaraz, natychmiast. W ciągu sekundy pokiwał głową, wyciągając w jego stronę rękę. Uścisk dłoni? Jest.

- Kamil - odpowiedział starszy, co Niemiec skomentował w myślach krótkim "wiem".

- Andreas. - Uśmiechnął się z zawstydzeniem. - Miałem nadzieję, że poznamy się w nieco lepszych okolicznościach, ale... to znaczy, chodzi o to, że nie piję i... - zaczął tłumaczyć bezradnie, na co Polak cicho się zaśmiał.

- Mogę mówić Andi? - zapytał.

Wellinger znów dynamicznie pokiwał głową.

- Nikt nikogo nie ocenia, spokojnie. - Uśmiechnął się nieznacznie. - Baw się dobrze, bylebyście wszyscy wstali jutro na konkurs. Są rzeczy ważne i ważniejsze, nie? - Parsknął, po czym wstał. - Będę się zbierać, ale miło było cię poznać. Do zobaczenia na konkursie.

- Do zobaczenia - rzucił na odchodne z bananem na twarzy.

Nie mógł się powstrzymać od wyrażenia radości. W duchu cieszył się, że Freitag zajął się rozmową z Freundem, ponieważ (a właściwie na pewno) Richi wyśmiał by młodego lub co gorsza, zaczął odstawiać scenki. Problem stanowiły (tylko i wyłącznie), jak wcześniej to ujął, "Ograniczenia wiekowe wynikające z braku pełnej kontroli nad sobą i ciągłego uczęszczania do liceum".

Schrei nach Liebe | A. Wellinger Where stories live. Discover now