Rozdział dwunasty

483 36 33
                                    


W ciszy szli do pokoju. Przerywały im tylko entuzjastyczne odgłosy z pomieszczeń tuż obok, gdzie znajdowali się kadrowicze, którzy nie wzięli udziału w dzisiejszym konkursie. Dalia doznała dziwnego deja vu, gdy po raz kolejny maszerowała gdzieś za Wellingerem. Potrzebny był cud, żeby przestała się gapić prosto na jego usta, teraz popękane od zimna i wykrzywione w niejasnym uśmiechu. Chwała, że nie spojrzał na nią. Szczerze mówiąc, jej żołądek przewracał koziołka za każdym razem, gdy pokonywali kolejny krok w stronę jego pokoju. Dziewczyna była przerażona pozostaniem z nim w jednym pomieszczeniu sam na sam. Każdy opisywał go jako wspaniałego, miłego i bądź co bądź kochanego nastolatka, a ona widziała w nim jedynie problem z ferii. Jeszcze wczoraj obiecywała sobie, że już nigdy więcej z nim nie porozmawia, a dziś...? Hipokryzja.

Andreas wyciągnął z kieszeni swoich spodni metalową kartę, a chwilę potem, gdy drzwi zostały otwarte, rzucił dwiema torbami w kąt.

- Mojego współlokatora też przez jakiś czas nie będzie - odparł pośpiesznie, jakby trochę się pesząc.

Zabawne, jeszcze parę minut temu to on zdominował sytuację, grając oazę spokoju. Powoli ściągnął z siebie kurtkę i odłożył na czarną walizkę, dając Dalii czas do namysłu. Wahała się gdzie usiąść, co powiedzieć, jak się zachować wobec tego przypadku...? Jego perfumy stały się bardziej wyczuwalne. Co prawda, zapach wydawał się znikomy, a normalny człowiek ująłby sprawę jako obsesję, lecz w tamtej chwili brunetka znalazła się w kropce, nie potrafiąc przewidzieć żadnego ruchu, który popełniał nastolatek.

***

Tymczasem on denerwował się. Powinien wiedzieć czego chce i na pewno w jakimś pierwiastku swojej duszy tak było - nie teraz. Spoglądał na nią kątem oka, a potem widział, że uważała każdy dzień początku lutego za błąd. Czuła, że ich spotkania były tylko kolejnymi problemami, a pamiętna noc niczym. To on zaproponował rozmowę, ale miał nadzieję, że oboje otworzą się odrobinę bardziej niż tylko poprzez udawanie przyjaznych, wyuczonych gestów, nie mających najmniejszego sensu. Powinien wtedy poprosić Richarda, aby dał mu ten głupi alkohol, który rozpalał go od środka, wypalał wnętrzności i złowieszczo kusił. Powinien przestać przejmować się Dalią. Sama wyznała, że nie ma ochoty na rozmowę z nim, tak i jak spotkania, które próbował zaproponować. A przecież był tym Andreasem Wellingerem! Wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej, na jego zasadach. Przestąpił krok w stronę okna, tym samym je uchylając, wprowadzając do pokoju więcej ożywczego powietrza i drobinek śniegu szaleńczo tańczących na wietrze. Wydawało się, że właśnie to dodawało uroku temu dniu i pomimo słabej lokaty, jaką zajął chłopak, czuł się dobrze pod tym względem. Nie był tylko pewien tego, co obecnie wyprawiał.

- Soku, wody, herbaty? - zapytał, ale chwilę później zaczął żałować, że w ogóle taka wątpliwość przyszła mu do głowy.

Dalia wydawała się nieobecna. Miał wrażenie, że to wszystko jest ciszą przed burzą. Do głowy wleciała mu Laura, która chciała przyjechać również do Oberstdorfu, ale nauka ostudziła jej zamiary. Może to i lepiej...?

- Wody - otrząsnęła się nagle, naciągając na siebie rękawy ogromnego, szarego swetra.

Spoglądała na niego, gdy znów wracał od okna do drewnianego, okrągłego stolika, na którym stały wszelkiego rodzaju napoje. Był i alkohol - z naciskiem na był. Powoli odkręcił plastikową butelkę, a potem podnosząc szklankę, wydając się, że wszystko w porządku, zaczął jak gdyby nigdy nic nalewać ciesz, marnując przy tym połowę zawartości, która znalazła się na dywanie i jednej trzeciej części stołu.

- Scheisse - mruknął pod nosem, przeklinając się za swoją niezdarność.

Tym razem to on wydawał się tym słabszym, choć nic na to nie wskazywało. Dopiero, gdy Dalia wstała, żeby mu pomóc, odezwał się.

Schrei nach Liebe | A. Wellinger Onde as histórias ganham vida. Descobre agora