Wojna o papierosa

648 14 0
                                    

                                               ------------FABIAN------------


     Wiedziałem, że facetka mi tego nie odpuści. Wyrywając mi z buzi papierosa, patrzyła na mnie, jakbym wymordował jej co najmniej pół rodziny. I to jej słynne "Fabian, proszę za mną!". Że też musiało trafić właśnie na Żurawską! Każdy z mojej szkoły wie, że ta baba nie jest do końca normalna. Jak już się na kogoś uweźmie, nie ma zmiłuj.  

       Dzieciaki stały przed szkołą ustawione klasami. Wszystkie gęby patrzyły, jak babochłop prowadzi mnie na ścięcie. Pokazałem im środkowy palec. Nie myślałem, że Żurawska to zauważy. Ona ma chyba oczy dookoła głowy. Zatrzymała się i popatrzyła na mnie swoim przenikliwym, groźnym wzrokiem. 

 - Nowakowski! Żarty sobie stroisz?! - wydarła się na mnie. - Zaraz będziesz się przed panem dyrektorem tłumaczył! 

    Nic nie odpowiedziałem, bo trzymam się zasady, że z głupszymi od siebie nie gadam. Krycha położyła swoją rękę na mojej szyi i wprowadziła mnie do szkoły. Przyznam, że w miarę zbliżania się do gabinetu dyrektora miałem coraz większego stracha. Nigdy nie lubiłem tego gościa, bo jako jedyny z nauczycieli panoszył się po szkole w garnituru. Taki elegancik. Wszyscy kłaniali mu się na korytarzu, jakby był niewiadomo kim. Mówili "tak, panie dyrektorze", "dzień dobry panie dyrektorze". A on gówno sobie z nich robił. Raz widziałem na własne oczy, jak olał facetkę od polskiego. Ona z daleka słała mu powitanie, a on skręcił głową w drugą stronę i nawet jej nie odpowiedział. Wielce mi dyrektor! 

    Ile bym dał, żeby i mnie teraz olał! Jakby to było fajnie, zobaczyć minę Żurawskiej jak Kołodziejczyk mówi do niej "pani Krysiu, proszę zabrać stąd tego ucznia. Nie mam czasu zajmować się takimi pierdołami". 

    Ale dyrektor znalazł dla mnie czas. Żurawska z najdrobniejszymi szczegółami opowiedziała mu o popełnionej przeze mnie strasznej zbrodni. Wydała mu moją kryjówkę i wyjaśniła, że obserwowała mnie od dłuższego czasu, ale nigdy nie udało jej się złapać mnie na gorącym uczynku. Dyro pogapił się na mnie. Chciał dzienniczek to mu dałem. Byłem pewien, że zaraz wpisze mi jakąś tam uwagę, ale Kołodziejczykowi żal było atramentu. Otworzył mój dzienniczek na pierwszej stronie. Wystukał na klawiaturze telefonu numer do ojca. Też mi coś!

- Dzień dobry, Konrad Kołodziejczyk, dyrektor Szkoły Podstawowej w Broniewicach. Czy rozmawiam z panem Adamem Nowakowskim? - odezwał się. - Proszę pana, chciałbym porozmawiać z panem na temat Fabiana. Czy mógłby pan przyjechać teraz do szkoły? Dobrze, w takim razie czekam. 

   Dyrektor odłożył telefon, spojrzał na mnie z lekceważącym uśmieszkiem. Nie wiem, co on sobie myślał. Pewnie, że robię w gacie ze strachu... Przed czym mam robić w gacie? Przed ojcem? Co ojciec może mi zrobić? Da mi szlaban na wychodzenie z domu. W dupie mam jego szlaban! Zawsze robię to, co chcę. Chce mi się zaklnąć, to sobie zaklnę. Chciało mi się zapalić, poszedłem i zapaliłem. Ojcu nic do tego.Mijały minuty... Ile czasu może zająć człowiekowi pokonanie autem trzykilometrowej odległości?! Nie ma co! Mojemu staremu zajmuje to co najmniej dziesięć minut. Nie tylko ja nie mogłem doczekać się przyjazdu ojca. Zauważyłem, że Kołodziejczykowi też zaczęło się dłużyć. Stukał nerwowo palcami po biurku, a w końcu wziął do ręki mój dzienniczek. 

 - Fabian Nowakowski - rzekł. - Od jak dawna sobie popalasz? 

   Gdyby ojciec mnie o to zapytał odpowiedziałbym mu, że od urodzenia. Heh! Ale dyrektorowi nie wypadało tak chamsko odpowiadać. 

 - Dzisiaj to był pierwszy raz - powiedziałem na odczepnego. Dyro zaśmiał się, po czym spojrzał w stronę drzwi. I w tym właśnie momencie zobaczyłem swojego starego. No to się teraz zacznie!

GRUSZKI NA WIERZBIEWhere stories live. Discover now