Zapalenie oskrzeli

589 11 11
                                    

                                                 ---------ADAM----------- 

    

     Wchodząc do sali usłyszałem jak Fabian niecenzuralnie odzywa się do swojej nauczycielki. Podniósł mi ciśnienie momentalnie. Nie dość, że z samego rana coś przeskrobał, to jeszcze teraz wykazuje kompletny brak szacunku. W domu go tak prześwięcę, że zapamięta sobie raz na zawsze, jak ma się zwracać do starszych.


- Fabian! Jak ty się odzywasz? Natychmiast przeproś panią. - Mój syn zwiesił łeb i zaczął oglądać swoje paznokcie. - No dalej! Mowę ci odjęło?!

- No przepraszam, no. - Łeb dalej miał zwieszony. Dopiero teraz jak pierwsza złość na jego zachowanie mi przeszła, zobaczyłem, że jest cały obity, mokry i brudny. W dodatku siedział przy kaloryferze, a trząsł się jak osika.

- Co się stało? Dlaczego on tak wygląda? - zapytałem nauczycielkę mojego syna, na co ta delikatnie wzruszyła ramionami ze smutkiem.

- Tego się właśnie próbuję dowiedzieć. Przyszedł taki pod koniec mojej lekcji, wcześniej go nie było, a od jednej z uczennic wiem, że Fabian nie jechał autobusem szkolnym. Laura wsiada dwa przystanki dalej niż Fabian. Powiedziała mi, że na sto procent nie może potwierdzić, ale słyszała, że kierowca go wyrzucił przez jakąś bójkę. - Nauczycielka streściła mi to, co sama wiedziała, a Fabian w tym czasie dalej oglądał się na swoje ręce.

- To jest niepojęte, że kierowca szkolnego autobusu, który ma być odpowiedzialny za te dzieciaki, wyrzuca je na mróz i to nie pierwszy raz. Proszę porozmawiać na ten temat z dyrektorem.

- Tak. Oczywiście, że to zrobię.

- A ty mój drogi, nie będziesz już dojeżdżał do szkoły autobusem. Możemy sobie pozwolić na to, żebym cię codziennie dowoził do szkoły autem. - Fabian momentalnie podniósł na mnie wzrok i z miną zbitego psa zaczął protestować.


- Ale tato, nie możesz mi tego zrobić.

- Fabian, kwestia dojazdów nie podlega żadnej dyskusji. Jak cię nikt w tej sprawie nie będzie pilnował, to nie daj Boże, zdarzy się jakaś tragedia. - Młody nie chciał już protestować. Wyglądał, jakby nie miał po prostu na to siły.

- Chciałbym, żeby pani informowała mnie o wszystkich nieobecnościach Fabiana. Nie możemy pozwolić sobie na kolejną taką sytuację, żeby mój syn cały mokry i pobity włóczył się nie wiadomo gdzie. - Spojrzałem na Fabiana, który miał ochotę protestować, ale po jednym moim morderczym spojrzeniu zamknął usta i spuścił wzrok.


- Oczywiście, a w sprawie tej bójki... - postanowiłem przerwać kobiecie, bo podejrzewałem, że jej wywód i tak niewiele wniesie. Nie byłem jakimś wielkim fanem nauczycielki mojego syna.

- Miało ono miejsce poza szkołą. Ja sobie to z synem wyjaśnię. Gdyby pojawiły się jakieś okoliczności, o których powinna pani wiedzieć, na pewno się z panią skontaktuję, a na razie pozwoli pani, że zabiorę go do domu - wskazałem na trzęsącego się nastolatka, którego naprawę było mi coraz bardziej żal.

- Tak, oczywiście, proszę później o informację, jak się Fabian ma. - Uśmiechnęła się miło w moją stronę, a ja podniosłam Fabiana za ramię. Kierując się w stronę drzwi, rzuciłem szybkie „do widzenia" i ścisnąłem Fabiana mocniej za ramię, żeby zrobił to samo, po czym udaliśmy się do samochodu.

    Ruszyłem autem w stronę domu, a młody dalej się nie odzywał. Siedział ze spuszczoną głową i nawet nie spojrzał w moją stronę. Musiałem przerwać tę zmowę milczenia.

GRUSZKI NA WIERZBIEWhere stories live. Discover now