Bić czy nie bić?

470 16 0
                                    


                                     --------------ADAM-------------

   Siedziałem w moim biurze i kończyłem projekt aplikacji którą miałem oddać do jutra. Potrafiłem dysponować swoim czas toteż na dzisiaj zostawiłem sobie ostatnie poprawki, dwie godzinki i powinno być po robocie. W połowie pisania jednej z pętli zadzwonił mój telefon, nie miałem zwyczaju rozpraszać się w czasie pracy jednak telefon od pani Zosi właścicielki naszego miejscowego sklepiku niezwykle mnie zdziwił, więc odebrałem po drugim sygnale.

- Dzień dobry Pani Zosiu. Czemu zawdzięczam ten telefon?

-  Pamięta Pan jak rozmawialiśmy ostatnio, że syn założył mi kamery na sklepie?

- Tak pamiętam, ale coś się stało? Potrzebuje pani jakiejś pomocy z komputerem?

- Stało się! Ale nie z komputerem. Pana syn razem z młodym Wylęgałą i Michalskim obrabowali mój sklep! I to co ukradli! Alkohol mi nicponie wynieśli! Wie Pan, ja powinnam to zgłosić na policję, ale znamy się tyle lat, że wierzę że załatwi to Pan z synem, bo kto to widział żeby tak się zachowywać.

- Oczywiście Pani Zosiu, zajmę się tym i oczywiście oddam pani pieniądze za tą szkodę.

- No ja myślę, że się Pan tym zajmie! Gdyby mój syn się tak zachował to...

- Dziękuję za rady, ale wiem co powinienem zrobić. Do widzenia.

- No do widzenia, do widzenia.

   Kiedy rozłączyłem połączenie czułem jak krew mnie zalewa, nie dość że ten bachor nie zastosował się do mojego szlabanu to jeszcze ledwo wyszedł z domu już prawo łamie! Kradzież? Alkohol? Nie wierzę, że tak zawaliłem jako ojciec. Muszę wziąć się za to dziecko, bo nie przeżyje jeśli będę go kiedyś musiał odwiedzać w kryminale. Pobiegłem na góre do pokoju Olka, zdziwił się widząc mnie takiego roztrzesionego, ale nie zadawał zbędnych pytań. Dowiedziałem się od niego, że jak mam szukać Fabiana to w pierwszej kolejności powinienem udać się na opuszczoną stację. Nie zastanawiając się długo wsiadłem w samochod i pojechałem we wskazane miejsce. Droga zajęła mi raptem pięć minut, w naszej wsi wszędzie było blisko. Na miejscu faktycznie zastałem mojego syna w towarzystwie jego starszych kolegów, odetchnąłem z ulgą kiedy zobaczyłem że mój syn nie leży gdzieś pijany tylko wygłupia się z kolegami popijając Mirindę, to tamtych dwóch popijało jakieś tanie piwo. Nie wyglądali już tak pewnie kiedy zobaczyli mnie wysiadającego z samochodu, ale na szczęście nie uciekali przede mną. Przysięgam, że gdybym miał jeszcze za nimi ganiać to na miejscu wszystkim bym tak nastrzelał, że chyba by się nie pozbierali.

- Do samochodu wszyscy trzej! Natychmiast!

- Proszę Pana, ja mam blisko do domu, a to Panu nie po drodze. - odezwał się nieśmiało do mnie Tomek.

- Uwierz, że bardzo mi po drodze i tak miałem porozmawiać sobie z Panem Markiem o tym, że jego czternastoletni syn popija sobie kradzione piwo na opuszczonej stacji.

-  Ale... Ale... - dzieciaka ewidentnie obleciał strach, stary Wylęgała był bardzo wymagającym człowiekiem, widać że syn czuł przed nim respekt, bo mówił do mnie ze łzami w oczach - Naprawdę to nie jest konieczne.

- Nie tobie o tym decydować. Do samochodu! - wszyscy trzej powlekli się do samochodu. Mój syn przez całą drogę do domu Michalskich nie odezwał się ani słowem, rozmówiłem się z matką Piotrka, kobieta nie wyglądała na zaskoczoną wyskokami swojego syna, była raczej podłamana. Podziękowała mi za zajęcie się tą sprawą i jej synem i obiecała, że będziemy w kontakcie telefonicznym.

GRUSZKI NA WIERZBIEWhere stories live. Discover now