Największy sekret

1.3K 111 94
                                    

Park zostawił młodszemu wszystko na co pracował ciężko przez dziesięć lat. Cały dom, w który włożył nie tylko pieniądze ale co najważniejsze, serce. Jedyne co zabrał to kilka kompletów ubrań oraz mundury. Wszystko wyglądało tak jakby miał zaraz wrócić.

Jungkook nie mógł uspokoić się przez dobry tydzień jednak w końcu postanowił wziąść swoje życie w garść i dowiedzieć się jak najwięcej o Jiminie, tak żeby chciał do niego wrócić. Pobiegł do jego gabinetu i zaczął przeszukiwać półki znajdując jakiś notes. Wybrał pierwszy numer z długiej listy ryzykując wszystko.

-Halo?- telefon odebrała starsza kobieta. Jej głos był bardzo miły.

- D-dzień dobry. Nazywam się Jeon Jungkook jestem, emmm... przyjacielem Park Jimina?

-Jimina? Co u niego? Coś się stało?- kobieta zaczęła wypytywać zmartwionym głosem.

- Stało? Nie... Ja... Możemy się spotkać?

-Oczywiście. Tylko, że nie za bardzo mogę opuszczać miejsce pracy. Czy to będzie dla ciebie problem jeśli przyjedziesz do mnie?

- Nie! Pewnie, że nie- wziął zadowolony karteczkę- Poda mi Pani adres? I... kiedy Pani pasuje? Ja się dostosuje.

-Och mi pasuje w każdej chwili. Dzieci się nie obrażą jak je na trochę zostawię.- po chwili starsza pani podała adres.

- Zaraz tam będę! Dziękuję pani bardzo! - wybiegł z domu, wyjmując z garażu rower i zawiązując mocno szalik. Nie mógł sobie pozwolić nawet na lekkie narażenie płuc. Jechał potem szybko, zalodowaciałymi uliczkami aż dotarł pod... sierociniec. Niewiele myśląc znowu wsiadł na rower i wrócił z pięcioma siatkami  pełnymi pluszaków i dopiero teraz niepewnie wszedł do środka, szukając kobiety z którą rozmawiał.

-Pan Jeon?- starsza pani stała uśmiechnięta na korytarzu.

- T-tak, to ja... Emmm... - Spojrzał na worki- Gdzie mogę to zostawić?

-Nie trzeba było. Jednak dziękuję ci za tak szczodry gest. Od razu widać, że jesteś przyjacielem mojego Jiminiego. Co cię do mnie sprowadza?- wskazała dłonią swój gabinet.

- Jimin... Jest dla mnie bardzo ważny... najważniejszy.- Zaczął, kiedy już siedział na krześle. - A przez swoją głupotę go straciłem.- spojrzał na swoje palce, skubiąc skórki.

-Och. Czy ty i Jimin...Wy byliście razem? - starsza pani spojrzała smutno na Kooka.

Przytaknął niepewnie, czując jak na jego dłonie skapują słone łzy.
- Skrzywdziłem go, bo jestem okropną osobą.

-Na pewno nie. Ktoś z tak uroczą buźką nie może być złym człowiekiem.- staruszka nalała herbatę w dwie filiżanki.- Wybacz nawet się nie przedstawiłam. Choi. Amanda Choi. Jimin był moim wychowankiem. Co cię do mnie sprowadza?

- Miło mi - uścisnął jej dłoń- Jimin nigdy nie wspominał o swojej przeszłości, a raczej... Miałem wrażenie, że chciał lecz ja chyb zawsze zmieniałem temat. Chce się o nim dowiedzieć wszystkiego żeby mu pokazać, że jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie żeby w końcu w to uwierzył... Chcę się zacząć nim interesować.

-Rozumiem.- kobieta uśmiechnęła się widząc, że jej mały chłopiec znalazł dla siebie kogoś odpowiedniego. - Od czego powinnam zacząć? - podsunęła mu bliżej filiżankę.

- Od początku. - Jungkook uśmiechnął się, wiedząc że będzie tu przesiadywać długie godziny, dni, tygodnie, lecz wcale mu to nie przeszkadzało.

-W takim razie...Jimin trafił do nas kiedy miał niespełna miesiąc. Tak naprawdę nikt z nas nie wie kiedy się dokładnie urodził. Jego rodzice oddali go twierdząc, że jest za słaby by należeć do silnej rodziny Wangów.- smutny uśmiech pojawił się na czerwonych ustach.- Każdej zimy Chimmy ciężko chorował, a my wszystkie starałyśmy się by przeżył. Zima była dla niego zawsze ciężka. Jednak kiedy podrósł wszędzie było go pełno. Dzieci nie miały siły się z nim bawić więc ganiał kury, a kiedy i te się męczyły chodził do naszego wielebnego uczyć się jazdy konnej.

- Chwila... Powiedziała pani rodzinie Wangów? Czy... czy może jeden z... braci? Miał ja imię Jackson?

-Nie pamiętam jak miał na imię. Matka Jimina przyniosła go tu w skromnym zawiniątku jednak za rękę trzymała może dwu, trzy letniego chłopca. Mówiła do niego po chińsku więc nic nie rozumiałam. Zdaje się, że nazywała go Jackie? Nie jestem pewna.

Serce Jungkooka zaczęło walić w zastraszająco szybkim tempie i czuł, że łapie go przez to kaszel.

- Przepraszam. Ja muszę już iść.- wstał szybko nieporadnie się ubierając.

-Wszystko w porządku? - kobieta zmartwiła się.- Jesteś chory?

- Nie, nie, spokojnie. Mam tak od czasu postrzelenia. - Pierwszy raz nie zmyślił historii - Ale to przeszłość. Przyjdę jutro, dobrze? Aha... Czy dzieci by chciały może jakieś rzeczy z Prady? Gucci? - Uśmiechnął się lekko, wiążąc szalik.

-Zapraszam. Przygotuje ciasteczka, a co do tych rzeczy...Nie. Nie potrzebujemy nic tak drogiego. Jimin nauczył nasze dzieci, że nie pieniądze są najważniejsze tylko miłość.- Pani Choi uśmiechnęła się.- Pamiętaj ubierać się ciepło i jeść dobrze.

- Dobrze... Do widzenia.- Podszedł przytulić się niepewnie.

-Do zobaczenia jutro chłopcze.- pogłaskała go po różowych włosach.

--------------------------------
Dum...dum...dum...
Co sądzicie o tak rozwijającej się akcji?

I'll untold you the truth || JikookWhere stories live. Discover now