Grupa A

1.4K 119 69
                                    

Jimin z przerażeniem słuchał słów lekarza. Grupa A? Jackson taką ma ale...
-Panie doktorze? W ciągu piętnastu minut dostanie pan tą krew. Tylko proszę go ratować!- wybiegł ze szpitala wykonując po kilka telefonów. Jeden po drugim. Nie interesowało go to czy Wang się zgodzi. Zmusi go do tego.
Patrzył na zegarek. Miał co raz mniej czasu.

- Jiminku? - kobieta wybiegła za nim - Będziesz potrzebować miotły? Gdzie idziesz?

-Nie ciociu. Mam pięści. Zoztań z nim dobrze?- wsiadł do samochodu.-Niedługo wrócę! - odjechał z piskiem opon.
Zdecydowanie postanowił zainwestować w szybszy samochód.
W więzieniu od razu został wpuszczony na salę lekarską gdzie Jackson siedział przypięty pasami do fotela.
Pielęgniarz pobierał mu krew i specjalnie zabezpieczał chowając do podręcznej chłodziarki.
Jimin podszedł do Wanga.
-Dzięki bracie.- powiedział ironicznie.

-Ta kurwa nie jest tego warta! Słyszysz! On cię zniszczy Jimin! Przez niego staniesz się słaby!- mężczyzna krzyczał jednak żołnierz go nie słuchał.  Zabrał krew i wrócił do szpitala.

-Co  z nim? Macie jakiegoś dawce? - zapytał zdenwrwowaną pielęgniarkę.

- Nie, był wypadek pod Seulem. Wykoleił się pociąg. Cała krew jedzie tam! - mówiła szybko spanikowana.

Czarnowłosy wręczył jej krew, którą oddał Jackson. Niezbyt dobrowolnie oraz kilku strażników. Dobrowolnie.- Tu są wszystkie dokumenty. - mówił szybko.- Stanie mu się coś, a wszyscy wylecicie z hukiem. Rozumiemy się?

- T-tak proszę Pana.- kobieta pobiegła szybko na salę.

- Jiminku? Nawet się nie pytam jak to zrobiłeś, ale... Nie rób niczego głupiego dobrze? Nawet... Nawet jeżeli coś mu się stanie.

-Nic mu nie będzie. - przekonywał nie tyle kobietę co sam siebie.

- Tak... Nic mu nie będzie.- pogłaskała go po włosach nie mówiąc mu nawet, że przerwali operację gdyż krwawienie było zbyt duże. Miała  nadzieję, że z nową krwią ją wznowią - To... może mi opowiesz kogo tam uratowałeś?

-Nie wiem o czym mówisz. Nikogo nie ratowałem.

- Zawsze kogoś ratujesz. To co tam robiłeś?

-A ty zawsze chcesz wszystko wiedzieć. Potem powiesz Jungkookowi i oboje będziecie mnie z miotłą ganiać. Kupicie jeszcze pięćdziesiąt małych i dacie dzieciom i jak je odwiedzę to i one będą mnie tymi miotłami bić.

- Nikt Cię nie będzie bił.- staruszka poklepała go po plecach - To co tam robiłeś?

-Pomagałem w uwolnieniu dzieci z kopalni, a później znowu wysłali mnie do Iraku. - mówił to od tak jakby chleb masłem smarował.- Tam nie było za ciekawie. Stale trwały walki o teren na, którym była szkoła dla dziewcząt. Kilkaset uczennic było uwięzionych przez dwa tygodnie na teren walk. Ostatecznie wrogi obóz wycofał się do lepszego świata. Bomby to świetny straszak na takich jak oni. Mam kilka nowych blizn. To nic. Dostałem kulkę...to nic. Zajmowałem się rannym dzieckiem, które było tak bardzo podobne do Kookiego...To było zbyt wiele.

- Dzieciaku ja mam czasami wrażenie,  że Ty lubisz te blizny. Tylko nie mów Kookiemu bo się dziecina popłacze. A to dziecko... uratowałeś je, będzie dumny.

-Każda coś symbolizuje. Jakieś male zwycięstwo. Są częścią mnie. - powiedział.- Może nie zauważy?- zapytał z nadzieją.

Spojrzała na niego kpiąco.
- Ma podpowiedź na szyi.

-Co?- zapytał głupio.

- No tatuaż...

-Myślisz ciociu, że specjalnie będzie sprawdzał i liczył?

- Widzę, że nie tylko on nie znał Ciebie ale i ty jego nie znasz.

-Wiem, że specjalnie wszystkie policzy. Jeszcze pewnie z lupą mnie obejrzy. Później nakrzyczy i zacznie płakać. Następnie się obrazi, a na koniec przyjdzie z palcem w buzi i w  mojej koszulce i każe przysięgać na życie, że całkowicie zrezygnuję ze wszystkiego co związane z wojskiem. A ja oczywiście się zgodzę. Po pierwsze będzie zbyt uroczy bym mógł mu odmówić , a po drugie i najważniejsze...Za bardzo mi na nim zależy by znów go zostawić na choćby tydzień.

- Ojeju! - kobieta aż pisnęła- Mam nadzieję, że dożyję waszego ślubu!

-Jeśli tylko się zgodzi.- Jimin uśmiechnął się do swoich myśli.

- Na pewno kochanie. - czekali tak parę dobrych godzin aż w końcu wyszedł z sali lekarz.

-Co z nim?- Chim od razu wstał i podszedł do starszego mężczyzny.

- Jak się dało słyszeć były drobne komplikacje jednak wszystko okaże się do jutra. Pacjent jest w sali pooperacyjnej. Może Pan do niego wejść.

-Dziękuję.- czym prędzej udał się do niego. Chłopak leżał jeszcze bledszy niż zwykle. Żołnierz usiadł obok niego i złapał za dłoń, w której był wenflon.-Kocham cię skarbie.- ucałował jego skórę. Spędził tak całą noc.

Rano Jungkook otworzył oczy. Stęknął cicho i zacisnął dłoń na tej Jimina.
- Chi...

-Kookie, skarbie.- starszy od razu podniósł głowę patrząc zaspanym wzrokiem na młodszego.

- Zimno... - Wyszeptał trzęsac się lekko i zamykając na nowo oczy. Zdążył się odkryć z kołdry razem z Jiminem i ta ściągnęła się na ziemię.

-Już kochanie.- Szybko nakrył go ciepłą kołdrą.- Lepiej?

Przytaknął cichutko zaraz kaszląc i skulił się naokoło dłoni Jimina.
- Wróciłeś...

-Wróciłem.- potwierdził.- I więcej cię nie zostawię. Musisz ładnie wyzdrowieć. Dobrze?

- D-dobrze. - Powoli przesunął się do krawędzi łóżka by być bliżej ukochanego.

Park przesiadywał w szpitalu dniami i nocami. Wracał do domu jedynie by się przebrać i wziąć prysznic. Każdy posiłek jadł w drodze do szpitala lub kiedy Kook był na badaniach.

---------------------------------------
Czy teraz wszystko już będzie dobrze?
Okaże się.
Pamiętajcie dbać o siebie.
Kocham was misiaczki ❤

I'll untold you the truth || JikookWhere stories live. Discover now