3. Sushi

221 13 0
                                    

Tamara obudziła się, czując potworny ból głowy, nasilający się z każdą kolejną chwilą. Zwlekła się z łóżka, a jej żołądek zdawał się wręcz zwijać jak jakiś wąż. Nogi miała jak z waty, więc w trakcie wędrówki do łazienki opierała się o ściany, by się nie wywrócić, bo nie miałaby pewnie tyle siły, by się podnieść.

Ile wypiłam, skoro aż taki kac mnie męczy?, pomyślała.

Na to pytanie jednak szybko nie poznała odpowiedzi, gdyż miała dość sporą lukę w pamięci. Ostatnie wydarzenie, widziane jakby przez mgłę, to zawody w "kto wypije więcej". No cóż, pozostało jej się modlić, że nic nie odwaliła, czego potem by pewnie żałowała. Chociaż, gdyby jednak okazało się, że zaliczyła jakiś zabawny przypał, żałowałaby jedynie tego, że film jej się urwał i nic nie pamiętała.

Podeszła do lustra i dokładnie się przyjrzała swojemu odbiciu. Makijaż miała kompletnie rozmazany i trochę potargane włosy (kompletnie nic nie zostało z loków, nad którymi męczyła się aż dwie godziny). Wyjęła płyn micelarny i przemyła nim dokładnie twarz. Teraz jej makijaż został jadynie wspomnieniem w postaci brudnej, kolorowej mieszanki wody z owym tonikiem zdobiącym okolice odpływu zlewu. Umyła go, a po chwili lśnił czystością.

Teraz tylko włosy...

Przyjrzała się dokładnie ich stanowi, po czym stwierdziła, że bez mycia się nie obejdzie. Zdjęła ciuchy z wczorajszej imprezy, czyli pastelową, lekko rozkloszowaną sukienkę bez ramiączek, cieliste rajstopy i weszła pod prysznic. Dokładnie umyła włosy, starając się zająć czymś swoje myśli ciągle odbiegające nie tam, gdzie powinny. Jednak mało to dało, bo po chwili zaczęła rozmyślać o Sylwii. O jej cudownych i gęstych ciemnych włosach, brązowych oczach, subtelnie zarysowanych kościach policzkowych, malinowych ustach, zniewalającym uśmiechu...

Od pół roku czuła do niej coś więcej niż tylko przyjaźń. Walczyła z samą sobą i nie mogła, a wręcz momentami nie chciała w to uwierzyć, że podoba jej się jej najlepsza (a zarazem jedyna) przyjaciółka, ale po czasie jakoś pogodziła się z tą myślą. Cały czas ukrywała to przed nią, bo bała się jej straty, na co nie mogła za nic w świecie pozwolić. Czas mijał, a Tamara jak milczała, tak milczy do tej pory w tej kwestii. Szatynka pewnie by ją wyśmiała, jak nie coś innego... Mimo iż ona taka nie była, Tamara dalej się obawiała wyznać jej prawdę.

Wyszła spod prysznica, a gdy suszyła włosy ręcznikiem jak na złość zadzwonił jej telefon. Odebrała.

- Halo? - rzuciła jakby od niechcenia do słuchawki.

- Tamiś? - Na dźwięk tego głosu serce zabiło jej szybciej. - Masz czas może?

- Mhm. Możesz wpaść jak chcesz.

- Okej, to zaraz jestem. - Po tych słowach pożegnała się i rozłączyła.

Brunetka czym prędzej ubrała się w czyste rzeczy, wyrzuciła te brudne do prania i wyszła z łazienki. Po chwili rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzyła drzwi i wpadła w objęcia szatynki.

- Stęskniłaś się? - spytała Tamara.

- No może trochę... - Widać było po niej, że czymś się martwiła. Musiało coś się u niej stać. Tylko pytanie co.

- Ej... Co się dzieje? - spytała i delikatnie podniosła jej podbródek tak, by na nią patrzyła.

Dziewczyna westchnęła.

- Wyrzucili mnie z domu... Stwierdzili, że nie chcą mieć takiej córki... Według nich nic tylko stale robię im problemy i w ogóle...

- Przez co niby to zrobili?

- Myślisz, że wiem?

Brunetka spojrzała jej prosto w oczy jakby próbując się doszukać w nich jakiejkolwiek odpowiedzi. Dostrzegła tam jedynie ból i smutek ich właścicielki. Były zaszklone, a w kącikach zbierały się niespiesznie łzy, gotowe w każdej chwili wypłynąć wąskim strumyczkiem po policzkach, zabierając przy okazji ze sobą kawałki zaschniętego tuszu do rzęs.

- A według mnie nie robisz im samych problemów. Jesteś ambitna, dzielna i uparcie dążysz do postawionego sobie celu bez względu na jakiekolwiek konsekwencje. - powiedziała pokrzepiająco brunetka, delikatnie ścierając chusteczką łzy z jej twarzy. - Właśnie za to cię podziwiam, Sylwia. Podczas, gdy ja niejednokrotnie się poddawałam przy najmniejszej możliwej porażce, tobie nigdy nie brakowało chęci do dalszej walki. Nie raz musiałaś sama mi nawet pomagać drugi raz spróbować coś zrobisz, pamiętasz?

Szatynka delikatnie się uśmiechnęła. Ale tylko na chwilę, bo potem zaczęła się nad czymś głęboko zastanawiać, a po chwili odpłynęła całkowicie w swoich rozmyślaniach. Tamara szturchnęła ją, na co dziewczyna szybko oprzytomniała. Spojrzały po sobie pytająco, lecz żadna nie była w stanie od razu wydusić z siebie czegokolwiek.

- M-Mogę przez j-jakiś czas m-mieszkać z t-tobą? - spytała w końcu Sylwia po długiej walce z własnymi myślami.

Brunetka praktycznie bez wahania się zgodziła. W końcu od czego ma się przyjaciół? Może po jakimś czasie wspólnie odkryją powód, przez który rodzice szatynki wyrzucili ją z domu... Nie wiadomo. Miała tylko nadzieję, że nie wydarzy się jeszcze w tym dniu nic przykrego dla szatynki. Widać było po niej gołym okiem, że ma już dosyć i jest wyczerpana całą tą sytuacją ze swoimi rodzicami. Może nastały u nich jakieś problemy finansowe i rodzice pod wpływem emocji wyżyli się w ten sposób na swojej córce?...

W sumie nie pamięta, żeby rodzina Sylwii miała jakieś problemy finansowe. Jej ojciec pracował jako tłumacz sądowy, a mama jako urzędniczka banku cztery ulice dalej, więc na fundusze chyba nie narzekali, chociaż kto wie... Nie raz słyszało się o nagłych aferach w bankach czy też (o wiele bardziej absurdalnie) napadach. Chociaż te drugie to raczej tylko w filmach, bo rzeczywistość jest troszkę inna.

Tak rozmyślając, Tamara skierowała się do kuchni z planem przyrządzenia kolacji. I to nie byle jakiej, ponieważ postawiła na zrobienie sushi własnej roboty. Wszystkie potrzebne składniki kupiła jakieś dwa dni temu w pobliskim hipermarkecie, gdzie było tego pełno. Dodatkowo pokusiła się o kupno zmory swego życia - pałeczek, które były dla niej przekleństwem oraz przedmiotem wręcz przeklętym. No ale przecież widelcem jeść nie będzie, bo to nie typowy schabowy z ziemniakami, tylko danie kuchni azjatyckiej.

Po jakiejś godzinie walki w końcu się udało i sushi wyszło w miarę estetycznie i schludnie. Nie licząc kilku przypadkiem rozsypanych ziarenek ryżu na talerzu. Wzięła więc obydwie porcje, pałeczki i ruszyła do swojej przyjaciółki, która aktualnie siedziała w jej pokoju i oglądała telewizję.

Nigdy więcej chińszczyzny, pomyślała, próbując zawładnąć nad tymi przeklętymi pałeczkami.

WIĘCEJWhere stories live. Discover now