12. „Czemu mi nic nie powiedziałaś?"

106 6 1
                                    

Tamara

Po kilku dniach wyszłyśmy ze szpitala, a Sylwia postanowiła, że wrócimy trochę wcześniej do Polski niż początkowo zaplanowałyśmy.

Powrót na szczęście obył się bez jakichkolwiek nieprzyjemności i po kilku godzinach byłyśmy już w domu, całkowicie pochłonięte porządkowaniem rzeczy zabranych na podróż. Miałam szczerą nadzieję, że pójdzie nam szybko, ale się przeliczyłam. Spędziłyśmy nad tym dobre 3 godziny. Czasem żałuję, że nie mam drugiej szafy, do której bym włożyła rzeczy Sylwii, bo głównie przez to porządki zajęły nam aż tyle czasu. No a potem Sylwia walczyła z niedomykającymi się drzwiami „garderoby”. Jednak lepsze to niż nic.

Gdy wreszcie skończyłyśmy, padłam na łóżko i nie miałam ochoty ani siły już wstawać. Co oczywiście szatynka postanowiła wykorzystać, siadając na mnie. Na szczęście trzymała się z daleka od opatrunku, więc nie czułam bólu w miejscu założenia szwów.

— Sysia, zejdź... Daj mi odpocząć chociaż chwilę — mruknęłam z niezadowoleniem, gdy poczułam jak przez dłuższą chwilę dziewczyna się wierciła.

— Wybacz. Boli cię czy coś?

— Póki co nie.

— Chociaż chwila spokoju.

Przykryłam się kocem, po czym przekręciłam się na bok. Zdecydowanie potrzebowałam snu. Nie zmrużyłam oka praktycznie wcale od ostatnich kilkunastu godzin.

***

Sylwia

Tamara zasnęła, więc dla zabicia czasu postanowiłam trochę posprzątać dom. Jak na dobry tydzień nieobecności, nie było aż tak dużo do ogarnięcia, jakbym się spodziewała. Cały czas jednak nie mogłam się skupić, gdyż moje myśli odbiegały w kompletnie różnych kierunkach, kończąc ostatecznie na dziewczynie. Nie chciałam jej za żadne skarby stracić, nie tylko ze względu na to, że z nią mieszkam, ale też przez to, jak bardzo się do niej przywiązałam. Kocham ją i zrobiłabym wszystko, by była bezpieczna.

Gdy tak odpłynęłam, natrafiłam na kurtkę Tamary leżącą tuż obok kanapy na podłodze w salonie. Podniosłam ją, a wtedy coś z niej wypadło. Wąskie, podłużne urządzenie z czarnym ustnikiem i posrebrzanymi zdobieniami. Elektryczna fajka... Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że Tamara rzekomo ją sprzedała kilka miesięcy temu jak przysięgła, że już nigdy więcej nic nie zapali. Brawo skarbie, powinnaś iść na aktorkę, pomyślałam i schowałam vape'a do szufladki w jej szafce nocnej, a kurtkę wcisnęłam do szafy... Jak tak dalej pójdzie, to trzeba będzie zainwestować w większą.

Po kilkunastu minutach usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach. Niepewnie, z duszą na ramieniu wyjrzałam za drzwi. Na całe szczęście była to jedynie mama Tamary. Gdy mnie zauważyła, przywitałyśmy się, po czym zapytała:

— I jak minęła wam podróż? — uśmiechnęła się promiennie. Już wiem, po kim mój skarb odziedziczył urodę...

— A dobrze. Jednak postanowiłyśmy wrócić kilka dni wcześniej, bo trochę stęskniłyśmy się za domem — wymyśliłam na szybko, by nie zamartwiać póki co tej kobiety.

— Całe szczęście, że wróciłyście. Trochę pusto tu bez was było.

Szczerze? Byłam święcie przekonana, że Tamara mieszka z obydwoma rodzicami. Nigdy mi nawet słowem nie wspomniała, że jednak jestem w błędzie i mieszka sama z jej mamą. Nie wiem jednak, co było tego przyczyną, a nie chciałam pytać o to w tej chwili, bo wolałam po prostu nie psuć jej humoru ani nic. Kiedy indziej spytam, przy odpowiedniej okazji. Nie mniej trochę mi szkoda, że los potoczył się wobec nich tak, a nie inaczej.

Jeszcze chwilę porozmawiałyśmy z mamą Tamary, po czym wróciłam do pokoju. Brunetka spała w najlepsze, przytulając swoją pluszową alpakę z pastelowym futerkiem. Nie powiem, mega uroczy widok.

Usiadłam na łóżku, całkowicie zatracając się w istnym tsunami myśli, które postanowiło nawiedzić mój umysł. Czemu mi o niczym nie powiedziała? Bała się? Tylko czego, skoro nawet bym nigdy nie pomyślała o tym, by ją wyśmiać czy cokolwiek w tym stylu. Miałam szczerą nadzieję, że przy najbliższej okazji mi to wszystko wyjaśni.

***

Następnego dnia postanowiłam, że nadszedł czas spytać się Tamary, o co z tym wszystkim chodzi. Wstałam wcześnie, co w moim przypadku jest wręcz cudem, bo zwykle śpię do dwunastej (jak nie dłużej). Odświeżyłam się w łazience, ubrałam i ruszyłam do kuchni zrobić śniadanie. Miałam ogromną ochotę na omlet jajeczny, ale jak na złość nie było kluczowego składnika w lodówce.

Z racji tego, że lodówka nie miała do zaoferowania nic ciekawego, nie licząc kilku warzyw, postanowiłam zrobić sałatkę z sałaty, pomidora i ogórka. Przemyłam, po czym pokroiłam i wrzuciłam składniki do miski. Wsypałam przypawy, a po dokładnym wymieszaniu wszystkiego, napełniłam gotowym posiłkiem dwie miseczki od płatków śniadaniowych, a resztę włożyłam do lodówki. Zaniosłam posiłek do naszego pokoju; Tamara już nie spała. Spojrzała na zawartość naczyń, po czym wbiła spojrzenie we mnie, w duchu pewnie zastanawiając się, jak się zachować.

— Sama zrobiłaś? — spytała niepewnie.

— Tak. Chciałam zrobić omlety, ale nie ma jajek.

— No to czas się nastroić psychicznie na wyjazd...

— Gdzie? — Nie powiem, trochę mnie tym zaskoczyła.

— Do galerii handlowej... I znając moją mamę, nie skończy się jedynie na jajkach, bo dla niech grzechem by było nie kupić z dwudziestu innych rzeczy oprócz tego.

— To nie można po prostu iść do spożywczaka za rogiem i tam to zrobić?

— Uwierz mi, że nie. Nie raz ją do tego przekonywałam i nigdy mi się nie udawało.

Po tej rozmowie zabrałyśmy się za jedzenie. Gdy skończyłyśmy, postanowiłam posprzątać brudne naczynia i ogarnąć trochę w pokoju, w czym Tamara mi pomogła. W końcu zebrałam się na odwagę i spytałam:

— Tami... Czemu mi nic nie powiedziałaś?

— Niby o czym?

— Że mieszkasz sama z mamą i nadal palisz.

Westchnęła i spuściła wzrok, jakby się nad czymś zastanawiając.

— Rodzice się rozwiedli ze względu na kilka niezbyt miłych rzeczy ze strony ojca... Z tego, co mówiła mi mama, nie należy do zbyt miłych ludzi... Rzuciłam palenie, ale jak się dowiedziałam, że on wrócił... Po prostu tak jakoś wyszło, musiałam odreagować.

Zamurowało mnie. Nie spodziewałam się tego z jej strony. Przytuliłam ją i zaczęłam delikatnie gładzić po plecach, a dziewczyna oparła głowę o moje ramię tak, bym nie widziała jej twarzy.

Hejo,
Przepraszam za takie przerwy w dodawaniu rozdziałów, niestety tak jak już pisałam na profilu, internet ma momentami takie zawiechy, że głowa mała. Cóż, jakoś dałam jednak radę, przepraszam, jeśli jest nudne czy są błędy, ale klawiatura w telefonie czasem mi gra na nerwach i nie wstawia gdzieś przecinka czy zmieni mi wyraz na zupełnie inny, niekoniecznie o tym samym znaczeniu.

A tak poza tym, jeszcze zostały dwa rozdziały do końca, więc może uda mi się wcisnąć trochę akcji xd

Besoski  🌈

WIĘCEJWhere stories live. Discover now