17. Studniówka

812 62 239
                                    


W końcu nadszedł ten dzień. Studniówka. 5 stycznia.

Obudziłam się z koszmarnym bólem głowy w dodatku kompletnie niewyspana gdyż dzień wcześniej dziewczyny wpadły na genialny pomysł udania się do baru na jednego drinka, a skończyło się bijatyką chłopaka Sam z jakimś typkiem. Z pewnością to musiała być cudowna noc na ostrym dyżurze z rozciętym łukiem brwiowym zdobytym w zwycięskiej bitwie o honor dzielnicy. Niestety i mnie nie ominął cios jednego z nich. Nie byłam zła, w końcu to był przypadek, ale nie ukrywam, że nieco mnie to zabolało.

Wzięłam aspirynę i musiałam iść naprzód więc najpierw fryzjer, później kosmetyczka i na koniec moja przepiękna, długa, granatowa suknia, z rozcięciem na prawej nodze, która idealnie komponowała się z czarnymi wiązanymi szpilkami. Fryzura również mi się podobała, moje brązowe włosy były pofalowane i upięte w artystyczny nieład z tyłu głowy, a na nią nałożona srebrna opaska, którą wybrałam. Czułam się niemalże jak księżna, jednak do całości brakowało mi wciąż księcia.

Mój partner Shay nie był zły, wręcz przeciwnie był dla mnie bardzo dobry. Wysoki, szczupły brunet w dodatku ubrany w gustowny granatowy garnitur, który idealnie pasował do mojej sukni. Niestety wiedziałam, że on się we mnie zakochał, a ja w nim nie. (ciekawe dlaczego.)

Porzuciłam jednak tamtego wieczoru wszelkie myśli o miłości, niespełnionym życiu oraz o wcześniejszej "bitwie" i skupiłam się na dobrej zabawie. Weszłam do restauracji wraz z Shayem i zajęłam nasze wyznaczone miejsca przy okrągłym stole, gdzie czekała na nas już Sam z poobijanym Jacobem i Alice z Matthew. Beth dołączyć miała później. W sumie ciekawiło mnie z kim przyjdzie, bo skoro jest we mnie zakochana to zapewne ciężko było jej znaleźć kogoś odpowiedniego.

Widząc zażartą dyskusję Alice i Sam odnośnie sukienek studniówkowych uśmiechnęłam się do Shaya po czym nalałam sobie spokojnie wody. Wtedy ich wzrok skupił się na mnie.

- Widzę, że pozostała Ci niezła pamiątka po wczorajszym wieczorze. - powiedziała Sam z wymuszonym współczuciem na twarzy, gdy tylko spojrzała na siniaka na moim ramieniu. - Mogłaś to sobie jakoś przykryć, bo tak to będzie widać to na każdym zdjęciu.

- Daj jej spokój, siedziała pół nocy na ostrym z przyłożonym lodem do  tego, gdy ty sobie pojechałaś do domu słodko spać. - wtrąciła Alice szturchając ją łokciem. - I to do tego z TWOIM chłopakiem.

- Nie moja wina, że się biła.

- Biła?! - wystartowałam niczym rakieta odrzutowa. - Dostałam od tego gościa przypadkiem, bo zamachnął się na Jacoba. Ty tam w ogóle byłaś czy już zaliczyłaś wtedy zgona?

- Apropos zgona, to patrz tam jako dzisiaj, żebyś nie wylądowała znów pod stołem. - skwitowała Alice w stronę Sam.

- Możliwe, że wczoraj za dużo wypiłam no ale bez przesady.. Z resztą popatrz co ty tam trzymasz pod stołem, a nie patrzysz na moje świętobliwe ręce.

- Świętobliwe? - spojrzałam na nią z ironicznym uśmiechem. - Chyba z piekielnej otchłani. Tylko ja zakonnica dziewica mam świętobliwe ręce. I ja dzisiaj nie zamierzam pić ot co!

- Oh? A to ciekawe co to za cud pański na nas spłynął, że Leyla Wesley nie chce niczego pić.

- Bo Leyla Wesley dzisiaj prowadzi, a także pragnie zachować jasność umysłu na jedynej takiej imprezie w życiu. Nie to co wy.

Mówiąc to uniosłam wysoko głowę i udawałam królową, jednak nie zwróciło to uwagi siedzących ze mną znajomych. Na salę bowiem wmaszerowała grupa nauczycieli, która również wyglądała dosyć elegancko jak na nich, porównując do outfitów, które nosili w szkole. Dixon przyszła w niecodziennej krwistoczerwonej sukni, a stara rura z matmy w bordowej garsonce, która o dziwo wyglądała całkiem w porządku.

Farewell ♥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz