13. Wieczny blask

709 52 164
                                    

- I takim właśnie o to sposobem przechodzimy do szóstego przykazania dekalogu to znaczy "nie cudzołóż". Kto mógłby mi wyjaśnić znaczenie owego przykazania? - rozległ się niewyraźny głos księdza Trembleya w moich uszach.

Nagle wszystko do mnie napłynęło. Wcale nie byłam w ramionach Sanders, ani nawet na szkolnym korytarzu, tylko ucięłam sobie smaczną drzemkę na.. Religii.. Cudownie.

Cholera.. Czyli całe to pobicie, przebaczenie, patrzenie w oczy i inne rzeczy na "p" to był tylko jeden wielki.. KOSZMAR?! Nic z tego nie miało w ogóle dzisiaj miejsca! Ale zaraz zaraz.. Deszcz pada. Okropna wichura. Przemoczona Caroline siedzi ławkę obok.. Może jednak się coś wydarzyło..?

- Psst.. Psst.. - próbowałam zaczepić koleżankę, rzucając w nią skrawkami papieru. - Caroline!

- Ej co.. Aaa Leyla! Co jest? - szepnęła do mnie, gdy udało mi się zwrócić jej uwagę.

- Ja cię dzisiaj odwiozłam do szkoły?

- A ty co? Naćpałaś się, że nie pamiętasz? Przecież dzwoniłam do ciebie rano i jechałyśmy razem.

- A ktoś z nami jechał?

- Co to za pytanie? - oburzyła się. - Leyla, czy ty się na pewno dobrze czujesz? Czy to podwiezienie Sanders rzuciło ci się już na głowę? 

- Aaa no tak, tak. Nie no, bo spałam i przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem..

- Leyla, czy mogłabyś mi powiedzieć co to znaczy "nie cudzołóż"? - zwrócił się do mnie ksiądz na co ja tylko przewróciłam oczami.

- No.. eee.. Zdrada, nie?

- W takim razie Judasz cudzołożył, bo zdradził, tak?

Klasa parsknęła śmiechem, a ja wzięłam butelkę wody i się napiłam. Miał to być gest mówiący "suche", ale chyba nikt nie zrozumiał.

- Zdrada małżeńska. - poprawiłam się po chwili.

- Dobrze.. Ale nie tylko.. Rozwińmy zatem ten temat.. - mówił dalej, ale ja już dawno przestałam go słuchać.

Postanowiłam siedzieć cicho do przerwy. Gdy zabrzmiał dzwonek pobiegłam jak szalona za Caroline i próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej.

- A Sam dzisiaj jest..?

- Czemu mnie o nią pytasz..? Nie ma jej dzisiaj w szkole od rana. Co jest z tobą do cholery?

- Kurde.. Mam już taką schizę.. - próbowałam się wytłumaczyć. - Śniło mi się, że odwiozłam Sanders do szkoły razem z tobą, dałam jej mój koc z auta, a potem przyszła Sam i zaczęła się bić z Beth. Tylko, że to nie Beth dostała w twarz, tylko ja. I po czasie zjawiła się Dixon i Sanders, ale tylko anglistka do mnie podbiegła i.. Zemdlałam w jej ramionach.

Brunetka spojrzała na mnie zdziwiona. Prawdopodobnie już dawno stwierdziła, że mi odbija, ale teraz tylko utwierdziła się w tym przekonaniu. Mimo wszystko opowiedziała mi o wszystkim co miało miejsce rano, więc przypuszczam, że moment jazdy z nauczycielką wcale mi się nie przyśnił. 

Idąc korytarzem spotkałam swoją piękność. Nie wiedzieć czemu lekko się do mnie uśmiechnęła, ale nie odwzajemniłam. Byłam zbyt zraniona, żeby teraz udawać, że nic się nie stało. Denerwowało mnie ta obojętność w ludziach, to, że zawsze chcieli zamiatać swoje złe czyny pod dywan. Niestety widocznie taki był jej charakter i nie wiedząc jak naprawić tą sytuację, próbowała się do mnie uśmiechać.

Gdy mnie minęła obejrzałam się za nią i przez chwilę się jej przyjrzałam. W przeciwieństwie do mojego snu, była całkowicie przemoczona i miała na sobie prześwitującą białą koszulę. Prawdopodobnie było jej okropnie zimno, ale co mogłam zrobić..? Miałam lecieć do domu i dać jej swoje ubrania? To by była trochę przesada. Dostała koc i wystarczy. Jej sprawa co z nim zrobi.

Farewell ♥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz