Dzienniczek

9 1 2
                                    

— Dziękuję babciu — powiedziałam, gdy staruszka podała mi kawałek szarlotki.
Kobieta tylko się uśmiechnęła i podeszła do okna. Usiadłam przy stole.
— Kiedy dziadek wróci? — zapytałam.
— Gdzieś tak za godzinkę — odpowiedziała.
Wyglądała na przygnębioną. To dziwne. Kiedy słońce świeciło, to i ona promieniała radością.
— Coś się stało, babciu? — byłam naprawdę zmartwiona.
— Nie, nie. Nic, kochanie — delikatnie potrząsnęła głową i szeroki uśmiech wrócił na jej twarz.
Resztę ciasta zjadłam w ciszy. Tylko czarny kot ośmielił się odezwać. Miałknął i uderzył moja nogę swoją drobną łapką.
— Trzymaj — dałam mu kawałek kiełbasy leżącej na stole.
Zamruczał zadowolony.
Wstałam i włożyłam talerzyk do zmywarki.
— Idę na strych, może coś ciekawego znajdę.
— Dobrze wnusiu.
Przeszłam przez duży salon, po czym wyszłam na strome schody, które skrzypiały pod moim ciężarem. Otworzyłam drewniane drzwi i moim oczom ukazał się przestronny pokój. Jego ściany były wykonane z drewna. Na środku pomieszczenia stał duży, dębowy filar. Przez małe okienko wpadały promienie słońca, w których tańczył kurz. Po mojej lewej stronie zauważyłam duży, bordowy kufer. Byłam pewna, że jeszcze tydzień temu (ostatni raz, gdy tam byłam) go tam nie było.
— Co my tu mamy... — szepnęłam do siebie.
Podeszłam do skrzyni i delikatnie ją otworzyłam. Było w niej dużo zeszytów. Każdy miał na sobie ozdobny napis: ,,Dziennik 51", "Dziennik 40", "Dziennik 23" i tak dalej. Największy numer to chyba był sześćdziesiąty pierwszy. Zajrzałam do jednego z dzienników.
— Rok 2003, piętnasty listopada, sobota — przeczytałam na pierwszej stronie numeru dwudziestego.
Dzisiaj były urodziny mojego taty. Wyrzeźbiłam w drewnie dla niego małą rakietę (bardzo interesował się kosmosem, więc uznałam, że to prezent idealny) i ją pomalowałam na czerwono. Bardzo tacie się spodobało moje dzieło! Mama za to upiekła dla niego jego ulubione ciasto - biszkopt z truskawkową galaretką. Wyszło przepyszne!
Do napisania następnym razem!
Uśmiechnęłam się. To chyba były dzienniki mojej mamy. Może jak je będę czytała, to będę się czuła, jakby była tuż obok mnie. Tęskniłam za nią.
Przewróciłam kartkę.

12.05.2015,
Długo tutaj nie pisałam. Teraz mam już 19 lat. Przez ten czas pisałam w innych dziennikach, bo tego nie mogłam znaleźć. Mimo młodego wieku, miesiąc temu zaszłam w ciążę. Razem z moim chłopakiem nie możemy się doczekać dziecka! Moi i jego rodzice są przeciwni ciąży w wieku 19 lat, ale nam to nie przeszkadza.
Zrobiło mi się słabo. Strasznie gorąco było na tym strychu, więc no pewnie przez to. Zemdlałam.

Siedziałam na ławce w parku, grając na telefonie. Zerknęłam na datę. Dwunasty maja dwa tysiące piętnastego roku.
— Jak to możliwe..? — Jeszcze przed chwilą byłam na strychu.
To pewnie sen — pomyślałam.
Rozglądnęłam się. Przede mną rosnął rząd drzew (to chyba były dęby). Kilka metrów po lewej była czarna, metalowa furtka. Tak samo, trochę dalej, po prawej.
Gdy wstałam, usłyszałam czyjś śmiech.
— No przestań Damian! — powiedział rozbawiony kobiecy głos.
Jakaś para weszła do parku. Trzymali się za ręce. Chłopak wyglądał na około dziewiętnaście lat. Dziewczyna chyba też była w podobnym wieku. Dziewiętnastolatek miał krótkie, brązowe, kręcone włosy. Na jego nosie znajdowały się prostokątne okulary. Był ubrany w zwykły biały T-shirt oraz długie czarne spodnie. Jego partnerka miała długie do łokci, proste, blond włosy. Jej niebiesko-zielone oczy błyszczały że szczęścia. Również nosiła okulary, tyle że jej były duże i okrągłe. Była ubrana w zieloną, kloszowaną sukienkę do kolan. W pasie miała wstążkę zawiązaną w kokardkę na plecach.
—Mama..? — zdziwiłam się.
Wszystko się zgadzało. Wyglądała tak samo jak na zdjęciach w albumie babci.
Gdy para była tuż obok mnie, spojrzeli na mnie zdziwieni.
— Amelia..? — powiedzieli razem.
Świat zawirował. Przed moimi oczyma pojawiały się różne obrazy z mojego życia. Moje pierwsze urodziny. Dzień mamy, na który moja rodzicielka dostała zdjęcia ze mną i jej mężem. Siódme urodziny i pierwszy dzień w szkole. Obrazy leciały szybciej i szybciej, aż zatrzymały się na jednym. Na pogrzebie mojej mamy. Miałam wtedy dwanaście lat.
— Tu się zatrzymałaś kochanie. Na tym wspomnieniu — usłyszałam głos matki. — Proszę, nie myśl,  że zniknęłam. Jestem tu cały czas, proszę idź dalej. Zawsze będę z tobą — poczułam jak ktoś przytula mnie od tyłu.
Odwróciłam się.
— Mama! — przytuliłam ją mocno.
— Tak, to ja kochanie — zaczęłam płakać.
— Tak bardzo tęskniłam...
— Ja też córciu, Ja też... — odsunęła się ode mnie. — Ja już muszę iść. I tak jestem tutaj wbrew zakazom.
— Jakim zakazom? — nic nie rozumiałam.
— Pamiętaj. Zawsze byłam, jestem i będę z tobą — uśmiechnęła się szeroko.
Z jej oczu leciały łzy.

Obudziłam się. Leżałam na kanapie w salonie.
— Obudziłaś się. Całe szczęście — powiedział mój tato.
Szybko wstałam i go przytuliłam.
— Co się stało? — zapytał.
Zaczęłam płakać.
— Widziałam mamę. Widziałam ją. —
Ojciec przytulił mnie mocniej i pogłaskał mnie po głowie.
Też płakał. On z tęsknoty, a ja że szczęścia. Tak bardzo chciałam ja zobaczyć jeszcze raz i się udało. Teraz mogłam iść na przód, bo wiedziałam, że mama ze mną jest.

JednostrzałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz