6

104 2 0
                                    

- Wiem, że tutaj jest! Ma natychmiast... - krzyk i mocne uderzenie usłyszałam z korytarza, nie odważyłam się tam pójść więc siedziałam cicho skulona na kanapie.

W progu salonu stał Jason lekko wkurzony wpatrywał się we mnie, a ja w niego.

- Kto?

- Jak to kto!? Twój ojciec! Jest bezczelnym dupkiem, że tutaj przyszedł. Dostał w nos i wypchnąłem go za drzwi. - jego słowa były dla mnie jak kubeł zimnej wody na tyle zimnej, że zerwałam się na równe nogi.

- On tutaj był i nie dostał to czego chciał teraz jak wróci tak rozsierdzony do domu na pewno uderzy, którąś z moich sióstr lub mamę. Musze tam wracać. 

- Żartujesz sobie. - zatrzymał mnie jak chciałam wyjść z salonu, trzymał mocno odrobinę za mocno ale mimo mojego syknięcia z bólu nie poluźnił uścisku swoich palcy na moim przedramieniu. - Nie puszczę cię, nie ma takiej opcji nawet i nie myśl, że uciekniesz w nocy. Nie wrócisz tam.

- Muszę tam wrócić...

- A czy któraś z nich ci pomogła jak on cię bił? Któraś przyszła po tym jak wyszedł z twojego pokoju? - pytał nadal się we mnie wpatrując. - Nie? Oh no cóż... Twoje siostry przychodził do siebie nawzajem, twoja matka uciekała do swoich rodziców, a ty siedziałaś sama po tym jak cię uderzył, poniżał czy krzyczał. Podrosłaś to uciekałaś do dziadka i babci, później do Amandy. Nikt z domowników nigdy się tobą nie zainteresował jak było z tobą źle. Oni się troszczą tylko o siebie samych. Przestań im w końcu pomagać, nic nie jesteś im winna. - jego słowa bolały ale były prawdziwe. - Czarna owca jej nie trzeba pomagać ale ona zawsze wszystkim pomoże. Przestań w końcu i pomyśl o sobie. 

- Nie wierze, że to powiedziałeś.

- A jednak powiedziałem, wiem jak było i jak jest. Lili to widać jacy oni są. - kolejny dzwonek do drzwi zadziałał na Jasona jak płachta na byka. Puścił mnie i podszedł do drzwi, a ja osłupiała stałam w drzwiach salonu obserwując jak mężczyzna próbuje jakoś opanować nerwy. - Ani mi się waż! Masz stać gdzie stoisz. - mruknął gdy chciałam podejść i otworzyć drzwi. - tym razem zabije skurwysyna. 

Wstrzymałam oddech gdy Jason sięgnął po klamkę i ją nacisnął. Widząc osobę za drzwiami wypuścił głośno powietrze i przepuścił faceta w drzwiach. Nieznany mi mężczyzna stał w przedpokoju i przyglądał się Jasonowi z rozbawieniem na twarzy. Gospodarz domu mocno pchnął drzwi, a w efekcie one mocno trzasnęły zamykając się, pisnęłam przerażona przez co oboje mężczyzn się na mnie spojrzało zdziwieni co wywołało u nie taką reakcję. 

- No, no Jason nie mówiłeś, że podobają ci się młodsze.

- Zamknij się bo jeszcze ty dzisiaj oberwiesz w ten głupi ryj. - warknął. - Chodźmy do kuchni, Lil ty też. Nie ufam ci na tyle żeby cię zostawić tutaj samą, jeszcze uciekniesz jak potulna owieczka.

Poszłam za mężczyznami do kuchni gdzie usiadłam przy wyspie. Wpatrywałam się w Jasona jak nalewa soku do trzech szklanek i stawia je na wyspie, a następnie siada obok mnie, naprzeciwko swojego kolegi.

- Jared. - powiedział nieznany mi mężczyzna widząc, że mu się ukradkiem przyglądam. Jego uśmiech był piękny ale nadal nie tak ujmujący jak Jasona. 

- Dość tych uprzejmości! Mów po co przyszedłeś i spadaj.

- Co ty taki rzeczowy jesteś, Jason? Nie podoba ci się, że kolega przyszedł w odwiedzinach? Nie tego się spodziewałeś po tym wszystkim co zaistniało? 

- Nie powinno cię to interesować w jakikolwiek sposób, a nawet gdyby to nie powiem ci nic w tej chwili. - mężczyźni mierzyli się wzrokiem. 

InnaWhere stories live. Discover now