Samolubne Łzy

2.4K 235 65
                                    

Gdy wybiła godzina jedenasta, zacząłem przygotowywać się do wyznaczonej misji. Wiedziałem doskonale, że nie mogę dłużej tego przeciągać. Chwyciłem torbę, do której zmieściłem snajperkę, by zbytnio nie zbliżać się do celu. Kaliber 7, 56 mm, magazynek pudełkowy, 10 naboi. Znam swoją broń na pamięć. Oprócz tego, ze sobą wziąłem mały nożyk i jakąś przypadkową, krótkodystansową broń palną. Przynajmniej będę przygotowany na wszelki możliwy rozwój wydarzeń. Przystanąłem jeszcze w drzwiach i cichym krokiem, prawie się skradając, dotarłem do pokoju Chinatsu. Pochyliłem się nad nią i złożyłem delikatny pocałunek na jej czole, tak aby jej nie obudzić. Usłyszałem ciche miauknięcie zwiniętej w kącie, małej kulki, która również domagała się uwagi. Pogłaskałem ją i powiedziałem:

- Twoim zadaniem jest chronić Tsu-Tsu, pamiętaj o tym- Manami odwróciła główkę w moją stronę, coś miauknęła pod nosem, po czym ponownie wydreptała sobie miejsce i wygodnie się położyła.

Zaśmiałem się w myślach, patrząc na jej lekceważące zachowanie, gdy ja próbowałem być poważny, jednak mimo to, wiedziałem, że te dwa małe potwory mają ze sobą jakąś umowę o partnerstwo, a partnerów się chroni. Dadzą sobie razem radę. Z tą myślą, nieco spokojniejszy, udałem się w kierunku wyjścia.

Od dobrych pięciu godzin, niebo zalane było ciemnością, wśród której, nie mogłem dopatrzyć się nawet najmniejszych gwiazd, które mogłyby choć trochę oświetlić moją drogę. Całe moje dłonie trzęsły się z każdą sekundą coraz bardziej, gdy próbowałem sobie wmówić, że to wszystko sprawa chłodnego wiatru, który od czasu do czasu owiewał moje ciało i lodowatym dotykiem owijał się wokół moich rąk. Po mojej głowie przebiegało milion pytań w jednym momencie, na które nie sposób było mi znaleźć odpowiedź. Czy ten mężczyzna ma rodzinę? Ukochaną osobę, która właśnie czeka na niego w pustym mieszkaniu? Lub może nie w pustym, lecz z malutkim dzieckiem, które wypytuje nieprzerwanie o ojca? Ma przyjaciół? Chce żyć? Oczekuje może spotkania z rodzicami? Ciekawe jak to jest mieć rodziców... Już prawie zapomniałem. Z takimi myślami wszedłem na dach jednego z wyższych budynków w okolicy i rozstawiając snajperkę, zacząłem przygotowywać się do strzału kończącego życie mężczyzny. Obserwowałem ulicę, a w mojej głowie nadal trwała kłótnia. Wiedziałem, że mężczyzna nie jest niewinny, że trzyma w kieszeni brudne pieniądze, które ukradł mafii, jednak może są one przeznaczone na wyleczenie choroby dziecka, czy żony. Nie było dobrego wyjścia z tej sytuacji. Znałem jedynie imię tego mężczyzny. Scott Fitzgerald. Nagle, wspomniany człowiek, wytoczył się zza rogu. Był kompletnie pijany. Powiedziano mi, że cel będzie bezbronny i tak też było. Nie miał szans przeżycia. Obserwowałem go przez lufę broni, nie mogąc zmusić się do naciśnięcia spustu. W mojej głowie rozbrzmiał cichy chichot Chinatsu i błyskawicznie przypomniałem sobie, o czyje życie toczy się walka. Zapomniałem o wszystkich wątpliwościach i zostało mi jedynie puste, stalowe spojrzenie, czujnie obserwujące każdy najdrobniejszy ruch mężczyzny, wyczekując na odpowiedni moment. Gdy takowy nadszedł, palce automatycznie przesunęły się na spust i płynnym ruchem pociągnęły go. Obserwowałem, jakby w zwolnionym tempie, jak kula ociężale wytacza się z lufy i rusza powolnie w stronę znieruchomiałego mężczyzny. Przebija powietrze, by w końcu napotkać opór w postaci klatki piersiowej nieszczęśnika. W końcu, człowiek opada na ziemię z wyrazem bólu na twarzy, a z jego rany powoli wypływa bordowa ciecz, która na początku wsiąka w wymięty już garnitur, a później toczy się ulicą, powoli, zgodnie z jej nachyleniem. Gdy początkowy zastój mija, po moim policzku spływa pojedyncza łza, która jest wyrazem mojego żalu, który pozostał po nieżywym już człowieku. Nie obchodzi mnie już, jaki był ten mężczyzna, nie obchodzi mnie nawet to, czy miał rodzinę, łzy toczą się po mojej twarzy z czysto egoistycznych pobudek. Płaczę, bo zabiłem, a nie dlatego, że ktoś właśnie przeze mnie umarł.

Wracałem do domu, ledwo trzymając się na nogach. Próbowałem zdusić w sobie wszystkie emocje. Zamknąć je, tak aby nikt się nie dowiedział. Stanąłem przed drzwiami i zerknąłem na zegarek. Już po pierwszej. Wszedłem do mieszkania najciszej jak mogłem, ściągnąłem buty i odwróciłem się z zamiarem wejścia w głąb domu. Nagle, w ciemności pojawiła się sylwetka Tsu-Tsu, która po chwili chrząknęła

-Chuuya, czemu to robisz?- jej głos brzmiał poważnie, a niebieskie oczy wywiercały mi dziurę w ciele.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz- może uda mi się jeszcze jakoś z tego wybrnąć.

- Myślisz, że nie wiem!? Nie widzę co się dzieje!? Wychodzisz gdzieś w środku nocy, nic mi o tym nie mówisz, w ostatnich dniach prawie ze mną nie rozmawiasz, a Twój uśmiech jest sztuczny! Nadal nie wiesz o czym mówię?- ostatnie pytanie było zadane łagodniej.

Zamurowało mnie. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Czekałem jedynie w ciszy, obserwując, jak Chinatsu się uspokaja. Po chwili kontynuowała.

- To, że jestem dzieckiem- powiedziała gniewnym szeptem- nie oznacza od razu, że jestem głupia i łatwo mnie okłamiesz. Widzę więcej niż ci się wydaje. Słyszę więcej. Nie zapominaj, że oboje dorastamy bez rodziców i oboje uczymy się wszystkiego szybciej, niż inni mają możliwość. Jesteś moim bratem, jedyną osobą, której ufam, którą kocham i którą mam. Nie możesz dłużej postrzegać mnie jako głupie dziecko i próbować chronić za ścianą kłamstw.

Gdy skończyła swoją wypowiedź, w moich oczach pojawiły się kolejne tego dnia łzy. W jednej chwili zburzyła cały mój mur, moją postawę, trwały uśmiech przyklejony do mojej twarzy, z ust wytrąciła mi jedyne słowa, którymi mogłem bronić mojej ściany, zbudowanej, by ją chronić „wszystko jest w porządku". Jej mała rączka chwyciła mnie i pociągnęła w swoją stronę. Przez łzy w oczach i mętlik w głowie, nie miałem siły nawet pytać co robi. Zaprowadziła mnie do swojego pokoju, usiadła na łóżku, po czym kazała mi się położyć. Nie miałam już jak się sprzeciwiać. Ułożyłem potulnie głowę na jej nogach i po chwili poczułem jej rączkę, która kojąco przesuwała się po moich włosach, przeczesując je i nawijając na palce pojedyncze kosmyki. W tym jednym momencie poczułem się całkowicie bezbronny, tak jakbyśmy zamienili się wiekiem. Powoli zacząłem zapominać o wszystkich troskach, które dotknęły mnie tego dnia, jednocześnie rozkoszując się delikatnym dotykiem i zapadając w głęboki sen. Nie wiem czy to był sen, czy jawa, ale gdzieś w środku głowy, echem odbiły się słowa, które wraz z mijającym czasem, powoli zaczęły się zatapiać i mieszać z moimi myślami: „Zawsze będę przy tobie Chuuya, nie ważne co się wydarzy". Ostatnie o czym pomyślałem tej nocy, był głos, który bardzo przypominał głos mojej mamy.

Dobry wieczorek, kochane Misiaczki!
Wstawiam dzisiaj dwa rozdziały i mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu. Po nich, relacja między naszą główną parką powinna ruszyć z kopyta (taki mały spojlerek) ^^ Jak zwykle dajcie znać, czy się podobało i oczywiście jak wrażenia po ostatnim odcinku 😘

Jeszcze raz... || SoukokuWhere stories live. Discover now