'Cause any obstacle come, you're well prepared

1.5K 100 12
                                    

Kat po raz kolejny zanurzyła gumowego delfina w wannie. Ścisnęła go (jak niemądrze ją nauczyłam), by wyleciało z niego powietrze, wydając przy tym dźwięk jakby ktoś puszczał bąka. Moja córka zaśmiała się zachwycona, a ja razem z nią.

– No dobrze, zostawmy już pana Stefana w spokoju – oznajmiłam, gdy po raz kolejny zanurzała delfina. – Musimy wychodzić, bo będziesz cała pomarszczona.

– Nieee! – zaprotestowała Kat, umykając mi na koniec wanny. Nie byłoby to pewnie problemem, gdyby to nie była wanna z hydromasażem wielkości basenu. Wyciągnęłam rękę, pochylając się najbardziej jak mogłam, ale ledwo dosięgłam ramienia Kat. – Nie złapiesz mnie!

Przytrzymałam się wanny, pochylając nieco bardziej.

– Kocurku, chodź do mamusi.

– Nie-e!

Wyprostowałam się. Moje długie włosy opadły mi na twarz. Zdmuchnęłam je, zakładając ramiona na piersi.

– Nie? W takim razie sama obejrzę Boba Budowniczego.

– Nie!

Nie. Ulubione słowo czterolatki. Otwórz buzię, wleci brokułowy samolocik – nie. Zejdź z drabinki, musimy wracać do domu – nie. Chodź, zrobimy siusiu, zanim cię ubierzemy w zimowy kombinezon – nie (zawsze jak już mamy wychodzić do przedszkola, okazuje się, że jednak jej się chce).

Przykucnęłam ponownie przy wannie. Kat patrzyła na mnie z trochę mniejszym zacięciem. Jej mokre włoski przykleiły się do jej policzków, a zielone oczy wydawały się jeszcze większe. Czasami, gdy patrzyła na mnie w ten konkretny sposób, miałam przed oczami jej ojca.

– To chodź do mamusi.

Kat powlokła się ku mnie w ślimaczym tempie. Wyjęłam ją z wanny i opatuliłam (koniecznie!) „księżniczkowym" ręcznikiem z Arielką. Wzięłam ją na ręce i pochyliłam się, żeby mogła wyciągnąć samodzielnie kurek z wanny. Teraz miała na to ogromną fazę. Lepsza już taka niż mieszanie drewnianą łyżką w muszli klozetowej, którą miała wcześniej.

Kat zachichotała, gdy wycierałam jej stópki. Chwilę toczyłyśmy bój z pidżamką.

– Sama – obwieściła, gdy chciałam ją ubrać w czarną, polarową bluzę z kapturem z kocimi uszami. Wręczyłam jej zatem ubranko i pozwoliłam się ubrać samodzielnie. Autentycznie byłam z niej dumna, gdy włożyła dobrze, a nie tył naprzód.

Podałam jej czarne spodenki z przyszytym kocim ogonem.

– A ogonek gdzie ma być? – spytałam, jak już miała włożyć lewą nogawkę na prawą nogę. – Z ty...

– ...łu – dokończyła, obracając spodnie. Pozwoliła, żebym to ja zawiązała jej sznurki od spodenek. Dobrze, bo ostatnio wykręciła taki supeł, że nie mogłam go rozwiązać. Narzuciła sobie na głowę kaptur z kocimi uszami i okręciła się w kółko. – Tadam!

– Brawo – odpowiedziałam z ciepłym uśmiechem. – A gdzie kapcie?

– Yyy...

Okazało się, że pod łóżkiem. Przeniosłam ją do naszej sypialni i ułożyłam na moim (naszym) łóżku. Opatuliłam ją szczelnie kołdrą i poszukałam pilota, żeby włączyć tego Boba Budowniczego.

Zgrzytnął mechanizm w drzwiach. Po chwili ktoś nacisnął klamkę i do środka wpadła piszcząca na cały głos Chloe. Podbiegła do mnie w kilku susach i rzuciła mi się na szyję, piszcząc prosto do ucha. Objęłam ją, obracając się razem z nią w kółko. Chloe puściła mnie, jeszcze raz piszcząc.

– Patrz!

Wyciągnęła do mnie rękę, na której pysznił się pierścionek. Wytrzeszczyłam oczy. Pisnęłyśmy jednocześnie, rzucając się sobie w tym samym czasie na szyje. Tym razem jeszcze podskakiwałyśmy.

Otoczona ŚwiatłemWhere stories live. Discover now