1

303 9 1
                                    

Dzień był chłodny. Miasto wydawało się szare i zamglone, a od rana mżył deszcz. Idealna pogoda na siedzenie w domu pod kocem z kubkiem herbaty i książką. Jednak nie jest mi to dane. Wzdycham ciężko i przewracam oczami, a wściekły policjant prowadzi mnie w kajdankach przez korytarz posterunku. Wokół roznosi się kwaśny zapach kawy i potu, a ściany są pomalowane na obskurny odcień żółtego. 

- Możesz się nie wyrywać?! - Rzuca zdenerwowany policjant w moją stronę. Spoglądam na niego i w odpowiedzi uśmiecham się ironicznie nadal usiłując wydostać ręce z jego uścisku. Kajdanki są chłodne i uwierają moje nadgarstki. W końcu wchodzimy do pomieszczenia i zostaję posadzona na zielonym krześle stojącym przed masywnym biurkiem. Po drugiej stronie siedzi komisarz Adam Creelman, który podnosi głowę i zsuwa okulary na czubek nosa. 

- Możesz już iść David, poradze sobie z nią - zwraca się do funkcjonariusza, który mnie tu przyprowadził i unosi dłoń w geście pożegnania. Drzwi się zatrzaskują, a policjant spogląda na mnie. 

- Carmen Grant. Ostatnimi czasy widuję cię tutaj coraz częściej - mówi komisarz Adam stukając długopisem w blat biurka. Delikatnie kręci się na krześle, a jego siwa czupryna połyskuje w świetle jarzeniówek. Patrzę mu prosto w oczy i dmucham w bordowe pasmo włosów, które opadło mi na twarz. 

- Możesz mi to ściągnąć? - Pytam policjanta unosząc ręce i pobrzękując kajdankami. Komisarz się uśmiecha lecz nie rusza się z miejsca. 

- Carmen, pobicie funkcjonariusza? Naprawdę? To już jest chyba przesada, nawet jak na ciebie - policjant unosi brwi i patrzy na mnie. Przewracam oczami. Jestem poirytowana i wiercę się na plastikowym krześle. Dzisiaj faktycznie mogłam przegiąć. Jestem impulsywna i czasami za mocno stąpam po ziemi. Zaczęło się niewinnie, policjant zatrzymał mnie, bo przeszłam obok przejścia dla pieszych zamiast po pasach. Kilka chwil później się trochę poprzepychaliśmy. Mam zły dzień, a on po prostu przelał czarę goryczy. Spoglądam na komisarza Adama i wzruszam ramionami. Robi mi się gorąco i chcę stąd wyjść.

- Przejdźmy do konkretów - mówię zuchwale. Nie będę tutaj siedzieć cały dzień. 

- Obawiam się, że tym razem trafisz na dobę do aresztu - odpowiada. Przełykam ślinę. No pięknie Carmen, dopięłaś swego. 

- Ja pierdolę - mówię i wstaję. Komisarz uśmiecha się pod nosem i wyprowadza mnie z gabinetu. Idziemy labiryntem korytarzy. Ciągle trzaskają drzwi i dzwonią telefony, a policjanci mijający nas przyglądają mi się z zainteresowaniem. Jestem na siebie cholernie zła. Nie chcę robić z siebie kryminalistki, ale muszę przyznać, że nienajlepiej idzie mi przestrzeganie prawa. Nie miałam w planach spędzić dzisiejszej nocy w celi. Nagle moją uwagę zwracają krzyki dochodzące zza rogu. 

- Panie Styles, proszę się opanować i przestać robić cyrk - słyszę zdenerwowany głos policjanta. Skręcamy w lewy korytarz i moim oczom ukazuje się funkcjonariusz David. Stoi w drzwiach i mówi do kogoś z pomieszczenia. - Zapraszam za mną. 

Przesuwa się, a w drzwiach ukazuje się prawdopodobnie wspomniany pan Styles. Jest wysokim brunetem z kręconymi włosami. Ma na sobie czarną koszulę rozpiętą do połowy ukazującą tatuaże na jego wyrzeźbionej klatce piersiowej. Przystaję. Mężczyzna podnosi wzrok i patrzy na mnie. Ma głębokie zielone oczy, które spoglądają prosto w moje. Miękną mi kolana, ale nie pokazuję nic po sobie. Zadzieram brodę do góry i wytrzymuję spojrzenie. Stoimy tak kilka sekund, lecz mam wrażenie, że ten moment trwa godziny. Policjant i komisarz spoglądają na siebie skonsternowani po czym pospieszają nas. Idziemy w dwa przeciwne kierunki. Odwracam się i widzę jak Styles uśmiecha się do mnie rzędem białych zębów i puszcza mi oczko. Ponownie spoglądam przed siebie i mimowolnie też się uśmiecham. Już wiem, że całą noc jego postać będzie krążyła po mojej głowie.



HEJCIA WSZYSTKIM

miło mi was witać przy pierwszym rozdziale mojego fanfiction na temat Harry'ego i życzę wszystkim miłego czytania ❤︎

medicine | Harry StylesWhere stories live. Discover now