4

125 8 13
                                    

- Śledzisz mnie? - Mrugam kilka razy i patrzę na Harry'ego Stylesa, który stoi przede mną. Czuję podmuch wiatru i przechodzi mnie dreszcz.

- Spodziewałem się raczej podziękowań niż oskarżeń - uśmiecha się Harry i podchodzi do mnie. Wdycham zapach jego drogich perfum. Rząd białych zębów połyskuje w świetle księżyca.

- Harry Styles - wyciąga dłoń w moją stronę. Spoglądam na nią, jest brudna od krwi. Harry również to spostrzega. - Oh, pardon - mówi i wyciera ją w czarne obcisłe jeansy. Ponownie mi ją podaje, lecz tylko patrzę na niego i nie reaguję. Chłopak marszczy brwi i zabiera dłoń.

- Okej, czyli miłe początki mamy za sobą - stwierdza ironicznie. Podchodzi jeszcze bliżej i zakłada mi kosmyk włosów za ucho. Serce bije mi szybko, ale od razu się odsuwam. - Nic ci się nie stało? - Pyta zatroskany.

- Nie. Nie jestem małą dziewczynką - warczę zirytowana.

- No faktycznie, poradziłaś sobie wspaniale przy konfrontacji z tym typem - odpowiada sarkastycznie. - Chodź, odprowadzę cię do domu. To nie jest bezpieczne miejsce.

- Serio? Najpierw z niewiadomych przyczyn łazisz za mną tylko po to żeby heroicznie przyjść z odsieczą, a potem postanawiasz, że mnie odprowadzisz. Przewidziałeś to czy sam go napuściłeś na mnie? - Wybucham złością. Kim ten koleś myśli, że jest?

- Dziewczyno żartujesz sobie? Właśnie zostałaś napadnięta i wyżywasz się na mnie za to, że chciałem ci pomóc! Co jest z tobą nie tak?! - Odpowiada mi zdenerwowany. Tracę całą pewność siebie i po prostu patrzę na niego skonsternowana. Po chwili jednak odzyskuję rezon i unoszę brew. 

- Wielkie dzięki, ale dam sobie sama radę - mówię i i odchodzę. Mam wielką ochotę odwrócić się, ale udaje mi się powstrzymać. Prawdopodobnie gdybym patrzyła na niego jeszcze przez chwilę to nie byłabym taka twarda.

Około dwadzieścia minut później docieram do domu już bez większych przygód. Jestem wściekła na siebie, całą tę sytuację i Harry'ego. Nie wiem w co on on gra, ale ja nie mam zamiaru brać w tym udziału. Otwieram drzwi, ściągam buty i kurtkę, którą rzucam na podłogę. Wchodzę do kuchni i w ciemności patrzę na czerwone cyfry migające w powietrzu. Zegar na piekarniku oznajmia, że jest po czwartej. Wzdycham ciężko. Na szesnastą idę do pracy, więc zmywam makijaż, biorę szybki prysznic i kładę się do łóżka z głową ciężką od wrażeń i myśli.

Gdy budzik dzwoni mam ochotę go wyrzucić przez okno. W duchu przeklinam wybór retro zegara, który jest tak głośny, że martwego by obudził. Siadam na łóżku i czuję niepokój. Na początku wydaje mi się, że wszystkie wczorajsze wydarzenia były po prostu snem. Jednak gdy idę do łazienki i spoglądam na siebie w lustrze widzę cieniutką ranę na mojej szyi. Wtedy dochodzi do mnie, że to prawda. Przemywam twarz lodowatą wodą i zastanawiam się nad tym kiedy moje życie się tak skomplikowało.

Jakiś czas później jestem już prawie gotowa do wyjścia. Wkładam do ucha drugi brylantowy kolczyk i poprawiam różową apaszkę. Zawsze bawi mnie kontrast pomiędzy moim stylem w pracy i poza nią. Dziś ubrana jestem w białą zwiewną koszulę ze złotymi guzikami, czarne eleganckie spodnie i obcasy. Chustka na mojej szyi jest dodatkiem, który muszę zakładać wbrew mojej woli, ponieważ każda pracownica musi ją mieć na sobie. Na co dzień jednak preferuję skórzaną kurtkę, szerokie bluzy i ciężkie akcesoria. Łapię torebkę z komody w przedpokoju i zaglądam do niej szukając flakonu perfum i orientuję się, że czegoś w niej brakuje. Mianowicie dużego, skórzanego portfela.


Wysiadam z metra i idę w stronę wielkiego przeszklonego budynku. Otwieram wahadłowe drzwi i wchodzę wciągając zapach płynu do podłóg. Znajduję się w wielkim holu, w którym znajduje się recepcja, na której pracuję.

- O cześć, nie mogłam się doczekać aż przyjdziesz! - Uśmiecha się do mnie Ophelia Diggory, moja najbliższa koleżanka z pracy. Kiwam jej głową i idę dalej machając ochroniarzowi Oliverowi, który jest po pięćdziesiątce i jest przezabawny. Zawsze z nim dużo rozmawiam kiedy jesteśmy razem na zmianie. Zostawiam swoje rzeczy w schowku i w drodze na recepcję przypinam do koszuli złotą plakietkę z moim imieniem. Wchodzę za recepcję i zamieniam kilka zdań z Evą, którą zmieniam. Następnie żegnam się z nią i zaczynam liczyć utarg. Ophelia patrzy na mnie podekscytowana.

- Jak ci minął weekend? Ja spędziłam cały z nosem w książkach. Bynajmniej jednak żeby się uczyć - śmieje się.

Wkładam pieniądze do koperty, chowam ją do szuflady i odwracam się w stronę koleżanki.

- Sama nawet nie wiem od czego zacząć, bo to jest ciężkie do uwierzenia - wzdycham. W międzyczasie wykonuję obowiązki, które przerywam moją historią. Ophelia z każdym zdaniem coraz szerzej otwiera usta w geście szoku.

- No a kończy się na tym, że jestem tutaj i nie mam zielonego pojęcia co się stało z moim portfelem - rozkładam ręce i czekam na reakcję współpracownicy. Ona natomiast macha rękami jakby gestykulowała jednak z jej ust nie wydobywa się żaden dźwięk.

- Wow, ale chore gówno - kwituje w końcu. - Twoje życie jest takie filmowe! 

Już mam jej odpowiedzieć kiedy mój telefon zaczyna dzwonić. Odchodzę od recepcji w stronę automatycznie rozsuwanych drzwi i wychodzę na zewnątrz. Dzwoni nieznany numer. Marszczę brwi i odbieram.

- Tak, słucham?

- Carmen Rosemary Grant - słyszę głęboki i seksowny głos w słuchawce. Zamieram, a moje serce zaczyna bić przeraźliwie szybko. Harry Styles. - Już myślałem, że nigdy się nie dowiem jak ci na imię. Chyba mam coś co należy do ciebie. Niedługo wpadnę do ciebie do pracy - mówi i rozłącza się. Stoję jak sparaliżowana i patrzę w ciemny ekran telefonu zastanawiając czy kiedykolwiek jeszcze uwolnię się od tego człowieka.

medicine | Harry StylesWhere stories live. Discover now