6

103 5 4
                                    

Ostatni raz pociągam tuszem po rzęsach i odsuwam się od lustra. Spoglądam na zegarek. Za piętnaście minut będzie tutaj Harry. Wychodzę więc z łazienki i wsuwam na nogi vansy w szachownicę. Stwierdziłam, że nie będę się stroić; pomalowałam się jak zawsze, rozpuściłam włosy i ubrałam zwykłe czarne spodnie oraz narzuciłam na siebie dużo za dużą bluzę w tym samym kolorze. Nie uznaję tego za randkę, bardziej spotkanie, które w końcu pozwoli mi się uwolnić od tej zadufanej gwiazdeczki. Zarzucam torebkę przez ramię, spryskuję się waniliowymi perfumami i mój telefon wydaje krótki dźwięk informujący, że dostałam sms. Nadawca zapisany przeze mnie jako H wysłał krótkie "jestem". Rzucam jeszcze jedno spojrzenie w lustro, wypuszczam z siebie powietrze i wychodzę z mieszkania. Przestępuję próg klatki i widzę Harry'ego, który opiera się o czerwonego Mustanga ze starych lat i uśmiecha się stojąc z założonymi rękami. Ma na sobie czarną bluzę z kapturem i skórzaną kurtkę. Wygląda tak dobrze, że przez chwilę mam ochotę do niego podbiec i wskoczyć mu w ramiona. Na szczęście podchodzę do niego opanowana i staję metr przed nim.

- Cześć. Wyglądasz pięknie - mówi chłopak. Prycham z irytacją. Gorszym komplementem nie mógł rzucić w momencie kiedy jestem ubrana w rozciągniętą bluzę.

- Daruj sobie i miejmy już to za sobą - chcę go minąć, ale łapie mnie za ramię i przyciąga delikatnie do siebie. Patrzy mi prosto w oczy. Jak zawsze pięknie pachnie. Słyszę szum krwi w uszach.

- Proszę cię, Carmen. Odpuść sobie i daj mi szansę. Chociaż dzisiaj - mówi zrezygnowany. Przełykam ślinę i przez chwilę robi mi się przykro, że tak go traktuję. Jednak przypominam sobie, że jest cwaniakiem, a to jest część jego gry, która ma wywołać u mnie wyrzuty sumienia. Bez słowa okrążamy samochód, a Harry otwiera mi drzwi po stronie pasażera. Grzecznie siadam i wkładam dłonie pod uda. Nie chcę żeby widział jak mi się trzęsą. Harry siada po prawej stronie za kierownicą i obserwuję jak pierścienie na jego dłoni odbijają światło latarni w momencie kiedy zmienia biegi. W aucie unosi się zapach skóry i wody kolońskiej. Wyjeżdżamy z mojego osiedla i kierujemy się w stronę północy. Samochód głośno mruczy, a ja obserwuję jak skupiony Harry patrzy przed siebie trzymając swobodnie kierownicę. Jest bardzo dobrym kierowcą i czuję się bezpiecznie u jego boku mimo, że mkniemy szybko przez ulice miasta. Harry zauważa kątem oka moje spojrzenie i spogląda na mnie przelotnie po czym uśmiecha się szeroko.

- Dobra, panno pyskata. Mamy sobie kilka kwestii do wyjaśnienia - odzywa się.

Odwracam głowę, patrzę przez okno na światła miasta odbijające się w Tamizie, nad którą właśnie przejeżdżamy i czekam co dalej powie Harry.

- Jak się znalazłaś na posterunku prowadzona w kajdankach przez policjanta? - Pyta. Uśmiecham się i odwracam w jego stronę. Czuję się jakby to było dawno temu. Niemal zapomniałam, że minęły tylko dwa dni od kiedy pierwszy raz zobaczyłam Stylesa.

- Mogę zadać ci to samo pytanie - odpowiadam.

- Jednak ja zadałem je pierwszy - odbija piłeczkę.

- Poprzepychałam się trochę z policjantem, który mnie zdenerwował. Nic wielkiego - wzruszam ramionami. Harry bębni palcami w kierownicę w rytm cicho wydobywającego się z radia kawałka Guns'n'Roses.

- Nieźle - kwituje.

- A ty jak tam wylądowałeś? Chyba powinieneś bardziej dbać o swój wizerunek.

Przez jego twarz przechodzi cień niezadowolenia i ściąga brwi.

- Nieistotne w sumie - odpowiada wymijająco jednak rozchmurza się po chwili. Skręca gwałtownie w prawo i wjeżdża w jakąś uliczkę. Nie chcę już drążyć tematu, bo widzę że jest dla niego niewygodny.

- Jesteśmy prawie na miejscu. Zamknij oczy proszę - mówi i dotyka mojego kolana. Przez całe ciało przechodzą mi ciarki.

- Żenada - parskam śmiechem i zamykam powieki. Mogę przysiąc, że Styles przewraca oczami. Jeszcze przez chwilę jedziemy po czym samochód się zatrzymuje i silnik gaśnie. Słyszę jak Harry wysiada z samochodu i otwierają się drzwi po mojej lewej. Chłopak łapie mnie za rękę i pomaga mi wysiąść, a dotyk jego aksamitnej dłoni sprawia, że cała sztywnieję. Czuję jak Harry splata nasze palce i mam wrażenie, że zaraz zemdleję z emocji. Czuję podmuch wiatru, który przynosi zapach drzew. Słyszę ciche odgłosy miasta, jakby było bardzo daleko od nas. Ostrożnie stawiam kroki idąc u boku prowadzącego mnie Harry'ego. Po kilkunastu metrach zatrzymujemy się.

- Jeszcze nie otwieraj! - Mówi i puszcza moją rękę, a ja czuję, że odchodzi ode mnie. Nagle słyszę pierwsze nuty piosenki "Can't help falling in love" Elvisa Presleya i polecenie żebym otworzyła oczy.

Gdy unoszę powieki mam wrażenie, że świat się zatrzymał. Jesteśmy na wzgórzu, a przede mną rozciąga się panorama Londynu. Dosłownie całe miasto mam jak na dłoni. Jest tak pięknie, że nie jestem w stanie wykrztusić nawet słowa. Po chwili, kiedy otrząsam się z pierwszej dawki zachwytu zauważam, że kilka metrów ode mnie jest rozłożony koc, na którym znajduje się wiklinowy kosz. Czuję jak Harry staje za mną i kładzie dłoń na moim ramieniu. Odwracam się i widzę, że trzyma bukiet pięknych herbacianych róż. Wręcza mi go, a na jego twarzy pojawia się najbardziej uroczy uśmiech jaki w życiu widziałam. Celofan, którym owinięte są kwiaty cicho szeleści kiedy przyciskam do siebie bukiet.

- Podoba ci się? - Pyta zadowolony z siebie. Wzdycham i staram się utrzymać emocje na wodzy. Jednak dalej słyszę balladę Elvisa, a patrzenie na Harry'ego sprawia, że serce mi mięknie.

- No muszę przyznać, że nawet postarałeś się Styles - mówię poważnie i unoszę wzrok na niego. Po chwili jednak nie wytrzymuję i szeroko się uśmiecham. - Jest naprawdę pięknie.

- Cieszę się. Wiedziałem, że muszę zrobić dla ciebie coś wyjątkowego - bierze mnie za dłoń i prowadzi w stronę koca. Odkładam bukiet na trawę i siadam na beżowym puchatym materiale. Harry zajmuje miejsce obok mnie. Sięga do kosza i wyciąga z niego dwa kryształowe kieliszki do wina i butelkę drogiego szampana.

- Naprawdę wziąłeś takie kieliszki na picie w plenerze? - Patrzę na niego marsząc brwi.

- To tylko szkło - wzrusza ramionami. - Uważam, że nasza randka jest bardzo ważną okazją.

No tak, jest przecież bogaty, czemu miałby się przejmować kryształami. Patrzę jak delikatnie podważa korek, który z hukiem wylatuje, a Harry nalewa nam alkoholu. Podaje mi jeden kieliszek i patrzy na mnie. Jego czarujące zielone oczy błyszczą.

- Za naszą przyszłą wielką miłość - mówi uśmiechając się. Zanim zdążę coś powiedzieć stuka kieliszkiem o mój. Rozbawiona kręcę głową z niedowierzaniem i upijam łyk szampana.

I w momencie kiedy spoglądam na Harry'ego, którego twarz jest oświetlona złotym blaskiem miasta wiem, że już się od niego nie uwolnię. I wcale tego nie chcę.

medicine | Harry StylesWhere stories live. Discover now