3

127 7 7
                                    

- Wychodzimy. W tym momencie - syczę przez zęby łapiąc mocno za nadgarstek przyjaciółki. Jodie świetnie się bawi i doskonale zna teksty piosenek, które śpiewa Styles.

- Chyba żartujesz! Jesteśmy na koncercie Harry'ego Stylesa i ty chcesz wyjść? - Krzyczy do mnie rozbawiona wyrywając rękę z mojego uścisku. Krzyżuję ramiona na klatce piersiowej i patrzę wyczekująco na nią. Ona jednak sobie nic z tego nie robi i dalej śpiewa i tańczy w najlepsze. Co chwilę ktoś mnie szturcha i przestaję się czuć komfortowo w tłumie. Ponadto robię wszystko żeby nie spoglądać na scenę chociaż jest ciężko. Nachylam się do przyjaciółki i krzyczę jej do ucha.

- Spotkajmy się w kiblu po tym całym przedstawieniu. - Jodie kiwa głową, ale kręci palcem przy skroni pokazując mi, że jestem stuknięta. Wzruszam ramionami i przepycham się przez ludzi w kierunku toalet. Po drodze zahaczam jeszcze o bar i kupuję u Camerona mocnego drinka, którego zabieram ze sobą. Przekraczam próg pomieszczenia wyłożonego białymi kafelkami, które w wielu miejscach są popękane i zapisane złotymi myślami pijanych ludzi. Moje serce bije mocno i szybko. Wchodzę do jednej z kabin i zamykam się w niej. Siadam na zamkniętym sedesie i opieram nogi o drzwi po czym biorę kilka dużych łyków ze szklanki i odpalam papierosa. Zamykam oczy i słucham jak Harry śpiewa. Muszę przyznać, że ma talent i wspaniały głos, a jego piosenki są chwytliwe i po prostu dobre. Nic dziwnego, że tłum się tak dobrze bawi. Jednak nie jest to tylko zasługa jego wokalu. Nie potrafię przestać myśleć o tym jak czarny t-shirt opina jego muskularne wytatuowane ramiona i przy każdym najmniejszym ruchu podkreśla wyrzeźbioną klatkę. Jest cholernie przystojny. Jednak to nie ma znaczenia w obliczu tego, że jestem przekonana o tym jak wyrachowany z niego skurwiel.

Mniej więcej po pół godzinie mojego siedzenia w kiblu i upajania się alkoholem w samotności otwierają się drzwi z hukiem. Wychodzę z kabiny i widzę kilka podekscytowanych dziewczyn. Wśród nich jest Jodie, która podchodzi do lustra i maluje pełne usta błyszczykiem. Na widok mnie w odbiciu odwraca się i uśmiecha.

- Powiem ci tylko tyle: żałuj. Było wspaniale i on jest wspaniały. I patrzył na ciebie. Mam nawet wrażenie, że na chwilę mu zrzedła mina kiedy poszłaś - mówi.

- Tak czy siak wszystko słyszałam. I przestań sobie wmawiać jakieś bzdury.

- Jak uważasz - patrzy na mnie znacząco. - A teraz przepraszam, ale jak zniknęłaś to podszedł do mnie niesamowity chłopiec imieniem Alexander i chętnie spędzę z nim trochę czasu.

Wybucham śmiechem i trącam ją łokciem.

- Uważaj na siebie. Ja i tak jestem zmęczona i chyba zwinę się do domu. Potrzebuję snu w prawdziwym łóżku - oznajmiam i przytulam Jodie na pożegnanie. Przyjaciółka wychodzi zostawiając mnie spowitą chmurą jej kokosowych perfum. Podchodzę do lustra i poprawiam makijaż. Przeczesuję włosy i wychodzę z toalety, zanoszę do baru pustą szklankę, zamieniam parę słów z Cameronem i macham mu na pożegnanie, po czym zabieram skórzaną kurtkę z szatni i podchodzę do Darrena.

- Już wychodzisz Carmen? Coś się stało? - Pyta zaniepokojony. Zazwyczaj wychodzimy razem w godzinach porannych kiedy Insomnia jest zamykana.

- Nie, wszystko w porządku, po prostu jestem zmęczona - uśmiecham się słabo. Darren kiwa głową i obejmuje mnie po czym upewnia się, że za tydzień przyjdę już w pełni sił. Macham jeszcze kilku osobom i wychodzę na zewnątrz. Jest chłodno i natychmiast czuję orzeźwienie. Wyciągam z kieszeni słuchawki, wpinam je do telefonu i wkładam do uszu puszczając album "Unknown pleasures" od Joy Division. Decyduję, że wrócę do domu na piechotę, ponieważ jest pięknie. Na bezchmurnym niebie widnieje pełny księżyc. Idę spokojnie z rękami w kieszeniach przez ciemny park. Drzewa są delikatnie poruszane przez wiatr.

Noc wydaje się idealna gdyby nie to, że właśnie ktoś szarpie moje ramię, a na szyi czuję chłód ostrego noża. 

Momentalnie zamieram, życie przelatuje mi przed oczami. Nieznajomy wyrywa mi z uszu słuchawki i trzymając nadal nóż przy mojej szyi odwraca mnie w swoją stronę. Przełykam głośno ślinę i patrzę na człowieka, który właśnie ma zamiar mnie skrzywdzić. Pierwsze co widzę to obrzydliwy uśmiech prawdziwego psychopaty i oczy pełne szaleństwa. Mężczyzna ma około czterdziestu lat i śmierdzi alkoholem.

- Cześć ślicznotko - odzywa się. Czuję coraz wyraźniej ostrze na krtani. - Może się trochę zabawimy?

Jestem znieruchomiała i zapominam języka w gębie. Facet palcem podnosi moją brodę i przygląda mi się. Nagle słyszę za sobą głos.

- A może my się zabawimy? - Krzyczy osobnik i rzuca się na mojego napastnika. Słyszę metaliczny odgłos upadającego noża. Odskakuję i roztrzęsiona patrzę na to co się dzieję przede mną. Zszokowana zakrywam usta widząc jak Harry Styles w kompletnym szale i amoku kopie skulonego przeciwnika, który zakrywa się rękami broniąc przed kolejnymi ciosami. Mam wrażenie, że zaraz go zabije. Widzę jak na chodniku tworzy się mała kałuża brunatnej cieczy.

- Wystarczy! - Wrzeszczę płacząc. Wtedy Harry nawet na mnie nie patrząc podnosi mężczyznę, który ledwo stoi na nogach zalewając się krwią.

- Jeszcze raz jej kurwa dotkniesz to przysięgam, że cię zabiję sukinsynu! - Muzyk grozi pięścią napastnikowi trzymając go za kołnierz koszulki po czym popycha go. Stoję kompletnie przerażona otwierając buzię ze zdziwienia. Nie rozumiem co się właśnie wydarzyło. Widzę jak Harry oddycha bardzo szybko i stoi w miejscu z zaciśniętymi pięściami patrząc na oddalającą się postać. Jest brudny od posoki. Dopiero po chwili przypomina sobie, że jestem tutaj. Podnosi głowę, spogląda na mnie i dysząc ciężko uśmiecha się uwodzicielsko.

medicine | Harry StylesWhere stories live. Discover now