Rozdział 1

577 35 1
                                    

Ten dzień był jednym z tych dni, w które Connor nie czuł zupełnie nic. Całkiem tak jak wtedy, gdy był zwykłą maszyną z konkretną misją.

Zamknął za sobą drzwi frontowe domu Hanka i rozejrzał się po korytarzu, który już tak dobrze znał. Spojrzał na buty niechlujnie położone przy ścianie. Sam zdjął swoje obuwie, a gdy tylko to zrobił, podszedł do niego Sumo merdający ogonem ze szczęścia.

Connor kucnął przy bernardynie i objął jego szyję, głaszcząc jego miękkie futro. Odsunął się od niego, drapiąc go za uchem i ruszył do salonu, zwracając uwagę na głosy, które się z niego wydobywały. Hank siedział na kanapie, dwie butelki whisky stały na stoliku przed nim, a na ekranie telewizora Connor rozpoznał kanał z wiadomościami. Usiadł cicho obok mężczyzny i analizował, ile alkoholu zdążył w siebie wlać.

— Nie, nic nie mów — ostrzegł go Anderson, unosząc dłoń w geście powstrzymania androida przed tym, co miał zamiar powiedzieć.

Standardowe "nie pij już więcej, Hank".

Wiedział, że żadne prośby nie działają na tego człowieka, ale wciąż to robił w nadziei, że może w końcu go posłucha.

Tak, nadzieja, czy to nie naiwne? Connor zdecydowanie nie należał do głupich ani lekkomyślnych. Więc skąd brała się u niego ta wcześniej wspomniana nadzieja?

— I co ci powiedzieli w tym CyberLife?

Android spojrzał zaskoczony na swojego przyjaciela, zastanawiając się czy to nie jedno z tych nieszczerych pytań, na które Hank tak naprawdę nie chciał znać odpowiedzi.

— Dawno cię tam nie zapraszali, to coś poważnego, no nie? — dopowiedział od niechcenia.

Connor pokręcił głową.

— Nie... to raczej nic poważnego. Tylko... zamierzają testowo przysłać do DPD... moją lepszą wersję? RK900.

— O, Jezu, jeszcze czego. Jakbym mało miał problemów z tobą.

Connor przewrócił oczami, bardzo dobrze wiedząc, że wcale tak nie myśli. Zastanawiał się tylko, czemu Amanda mu tego nie przekazała? Dlaczego kazali mu przyjechać aż do samej siedziby CyberLife? Zrozumiałe, że może chcieli osobiście mu przekazać, że prawdopodobnie zostanie zastąpiony, w końcu był tylko prototypem.

Nowszy model miał być lepszy we wszystkim — silniejszy, szybszy... wyższy. Inteligentniejszy. Nowsze jest zawsze lepsze, prawda? Nie będzie tak wadliwy jak RK800.

— Myślę, że chcą mnie zastąpić. Gdy RK900 już pokaże, że potrafi więcej ode mnie, wyłączą mnie i będą we mnie grzebać aż się dowiedzą, co zawiniło.

Hank przez chwilę nic nie mówił. W końcu wstał z kanapy, zgarnął ze stolika butelki whisky i odchodząc w stronę swojego pokoju, rzucił:

— Cholerne CyberLife. Spróbują wszystkiego, żeby zasrane pieniądze na kontach bankowych się zgadzały.

Porucznik zniknął z pola widzenia Connora, który po chwili ułożył się wygodnie na kanapie i patrzył na sufit, rozważając wszelkie scenariusze. Nie powiedzieli mu kiedy ma się spodziewać tego nowego modelu, może równie dobrze tylko żartowali, ale Amanda tyle razy mu groziła, że go zastąpi, że nie mógł nawet myśleć o takiej możliwości. Ludzie w CyberLife też przecież nie wzywaliby go do siebie, gdyby tylko chcieli zrobić mu żart.

Zamknął wreszcie oczy i włączył coś na wzór trybu spoczynku.

· · ·

— Connor, wstawaj!

Pstryknięcie, które usłyszał, całkowicie przywróciło mu świadomość.

— Zaraz dwunasta, Fowler nie podaruje mi, jeśli przyjdę tak późno.

Android szybko wstał z kanapy i spojrzał na Hanka, który leniwie i z widoczną niechęcią narzucał na siebie kurtkę.

Sumo nosem szturchnął dłoń Connora, domagając się jego uwagi. Skutecznie, bo już po chwili czochrał go po głowie, patrząc z zadowoleniem jak jego ogon lata w obie strony. Jednak kiedy podchwycił niecierpliwy wzrok Andersona, uśmiechnął się przepraszająco i ruszył do przedpokoju, aby założyć buty.

— Pa, Sumo — powiedział porucznik, zakluczając drzwi.

Po paru minutach wchodzili już do odpowiedniego budynku. Szybko usiedli przy swoich biurkach i zajęli się swoimi własnymi sprawami. Connor nie chciał się rzucać w oczy, teraz, gdy był defektem, ludzie patrzyli na niego inaczej i czuł się z tym niekomfortowo.

Równie niekomfortowo się czuł, gdy usłyszał Fowlera wołającego go do siebie. Dziwne, że tym razem to nie Hank miał się u niego stawić. Coś zrobił źle? Powiedział coś nieodpowiedniego? Android nie mógł sobie nic takiego przypomnieć.

— Słucham, kapitanie — powiedział niepewnie, siadając naprzeciw niego.

— Wiesz, Connor, nie chciałbym tego robić, ale ci z CyberLife zasugerowali mi, żebym zaczął cię powoli, stopniowo odsuwać od pracy. Przez RK900.

Android opuścił głowę.

Wiedział.

Wiedział, jednak to negował i próbował sztucznie sobie wmówić, że tak nie będzie.

Podniósł głowę, nie patrząc w oczy kapitanowi.

— Dobrze, rozumiem.

Mógł powiedzieć jedynie te dwa słowa.

— Ale to dobrze, że wcale nie muszę ich słuchać. Zostaniesz tu. Odkąd tu pracujesz, Hank stał się bardziej produktywny, a mi to jak nabardziej odpowiada.

Connor wreszcie spojrzał Fowlerowi prosto w twarz, a jego oczy wyrażały szok. Nigdy nie sądził, że ten mężczyzna stanie akurat po jego stronie.

— RK900 będzie tutaj już dzisiaj, robią ostatnie testy. Chyba bardzo im się spieszy, żeby cię stąd wykurzyć. Dlatego teraz wrócisz do swojego biurka i pokażesz, że jesteś czegoś wart.

Connor wstał, przytaknął zdeterminowany, pożegnał kapitana i wyszedł z jego biura.

Szybko usiadł przy swoim biurku i zajrzał do akt sprawy, którą dostali.

— Cały promieniejesz — zauważył Hank, patrząc podejrzliwie na androida.

Connor streścił przebieg rozmowy z kapitanem i uśmiechnął się do przyjaciela, który również wyglądał na zadowolonego. Chociaż by się do tego nie przyznał, na pewno był szczęśliwy, że Connor zostaje na swoim miejscu.

Zamiennik [RK1700] -PL-Where stories live. Discover now