Rozdział 5

265 28 8
                                    

Connor obwiniał się o to, że nie złapali podejrzanego. To on zasugerował, żeby wrócić do departamentu, zamiast od razu za nim pojechać. Myślał, że zdążą, że wszystko pójdzie gładko jak po maśle. Był zbyt pewny siebie i wszystko przez to zepsuł. Nie umiał siedzieć przy biurku bez wiercenia się, był na siebie za wściekły i poczucie winy nie pozwalało mu odpocząć.

Przyjęcie z powodu powrotu Kary miało się odbyć za trzy godziny, ale nie umiał się cieszyć. Nie umiał myśleć o niczym innym niż o swojej porażce. Mieli idealną szansę, a przez niego zaprzepaścili ją bezpowrotnie. Zdenerwowany na siebie, nawet nie zwrócił uwagi, gdy Hank przyglądał mu się z niewielkim zmartwieniem na twarzy.

- Connor, przestań się obwiniać, to nie była twoja wina - powiedział.

- A czyja? Czyja, Hank? Mogłem to przewidzieć - ta błyskawiczna odpowiedź była pełna i złości, i wyrzutów sumienia.

Android nie patrzył na swojego partnera, wpatrywał się w podłogę, jakby była najbardziej interesującą rzeczą na świecie. Siłą woli powstrzymywał się przed podniesieniem wzroku i spojrzeniem na jego twarz, pokazującą, że nie ma mu tego za złe. Jednak on chciał wiedzieć i czuć, że był winien.

Nie spodziewał się słów, które potem usłyszał.

- Każdemu zdarza się pomylić.

Zwłaszcza od osoby, która je wypowiedziała.

Niles patrzył swoim zimnym wzrokiem na Connora, jego głos tak samo beznamiętny, mechaniczny, jak zawsze. Jednak sam fakt, że powiedział coś takiego, zdziwił go mocno, więc przyglądał mu się chwilę, niedowierzając.

Odwrócił wzrok dopiero, kiedy Niles zrobił to pierwszy, prawie tak, jakby te słowa nigdy nie opuściły jego ust. Może i tak było, może Connor sobie to wymyślił? Szybko odrzucił ten pomysł, kiedy tylko zobaczył, że porucznik również wyglądał na zaskoczonego.

Kiedy się otrząsnął, spojrzał na zegarek i wyciągnął ręce do góry, rozciągając mięśnie. Jego kości wydały z siebie charakterystyczny dźwięk, sprawiając, że Connor spojrzał na niego, lekko ściągając brwi. Nigdy nie lubił tego dźwięku.

- Nasza służba się skończyła. Chodź, Connor. Musisz się ogarnąć na imprezę.

Connor przewrócił oczami, śmiejąc się krótko i wstał, na chwilę zapominając o swoim poczuciu winy. Spojrzał kątem oka na RK900, który na noc najprawdopodobniej zostawał w DPD.

Zasunął krzesło i zwrócił się do androida:

- Pa, Niles.

I sam się tego po sobie nie spodziewał. Przez ostatnie dni ani razu się z nim nie pożegnał, przywitał go może dwa razy. Częściej go ignorował niż tego nie robił, ale zauważył, że android był coraz bardziej neutralnie do niego nastawiony, nie mówił mu ciągle o tym, jakie ma priorytety. Dlatego Connor mimo swoich uprzedzeń, w końcu odpuścił. Po Nilesie było widać, że też się tego nie spodziewał.

· · ·

- Biała czy czarna bluzka? - spytał Connor, przyglądając się sobie w lustrze.

Mimo, że wcale nie musiał dbać o wygląd, chciał się pokazać ze swojej dobrej strony. Spojrzał na Hanka, który stał w progu łazienki i patrzył na niego.

- Czarna - odpowiedział mu w końcu.

Ten kolor pasował do wszystkiego. A co najważniejsze, nie dało się go łatwo ubrudzić - nigdy nie wiadomo, co może się stać na imprezie. Androidy, co prawda, nie mogą się upić, ale potrafią się dobrze razem bawić.

Zamiennik [RK1700] -PL-Where stories live. Discover now