21- Dwa głośne pluski

335 12 8
                                    


Co się okazało, wiejska kwarantanna to w żadnym przypadku nie są przelewki. Pilnują Ciebie bardziej, niż wszystkie matki razem wzięte.
A mimo wszystko, jedyne na co możesz liczyć są stare i zużyte krzyżówki na żółtych kartach.

— Czyli chcecie mi powiedzieć, że wypożyczyliście rowery akurat teraz?— sarknęłam, podnosząc głowę ze stołu.

— Był super rabat, a facet nalegał— odezwał się Jack.

— Jestem bardziej, niż pewna, że i tak wrócicie na pieszo. Cóż, miłej zabawy.

— Czy twoja wypowiedź kiedykolwiek nie będzie miała w sobie nuty pogardy?— wtrąciła się Tessie, przewracając oczami.

— Szkoda, że nie możesz jechać, ale zostało Tobie jeszcze 5 dni..— wtrąciła Caroline— jak chcesz zbiorę dla Ciebie trochę poziomek.

— Dzięku...

— Albo trochę wilczej jagody— przerwała mi Paula.

Nie komentowałam tego, jedynie odwracając się w drugą stronę i ze wystawionym środkowym palcem, zostawiłam wszystkich w salonie. Jednak czułam drobne ukłucie, bo mimo, że sprawność fizyczna jest przeze mnie znienawidzona i często irytuje mnie obecność szaro-komórkowców czy prostacki Trevor, to fakt, że korzystają z mojej niemożliwości wychodzenia i jadą na rowery? Cholerni zdrajcy.

Gdy usłyszałam zatrzaśnięcie drzwi nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Po ostatniej sytuacji ze staruszką, kąpiel w wannie stała się moją drobną traumą. I jedyną poprawną odpowiedzią było piwo z lodówki, radio i własny koncert. Opera, pop czy nawet balet nie był mi straszny. Próbowałam dźwięczeć tak głośno, by moi przyjaciele byli w stanie mnie usłyszeć, żałując, że skazali się na oparzenie 3 stopnia. I w porządku, spalcie się wszyscy.

Później zaczęłam myśleć. Myśleć czy mój pobyt w tym miejscu miał jakikolwiek sens. Bo fakt, że zostałam tu zaciągnięta siłą przez własną matkę, a cała "znajomość" zaczęła się w dennej toalecie, nie był satysfakcjonujący. Jednak później zrobiło mi się głupio, bo jedynie ja grałam jakiegoś gbura, który cały czas miał coś do powiedzenia. Nie lubiłam tego w sobie. Ba! Wręcz nienawidziłam.

- Pierw uważałem to za urocze, ale teraz patrząc na twój wzrok, wyglądało jakbyś chciała podpalić cały budynek.

- Zgubiłeś się?- znudzona, odwróciłam głowę w stronę Trevora.

- Tessie i Joe skończyli z gumą, a Jack prawie w ogóle nie ma powietrza w kole, więc przyszedłem poszukać pompki- odpowiedział zmęczony, siadając obok mnie.

- Wiedziałam, że daleko nie zajdziecie.

- Ał, kąśliwa- drgnął teatralnie- Co robiłaś przez cały ten czas, że wygląda tu jak po 1 wojnie- dodał, rozglądając się po drewnianych panelach, na których znajdowały się zielone poduszki.

Wzruszyłam ramionami.

- Śpiewałam.

- Nie uwierzę, że umiesz wydobyć jakiś ładniejszy dźwięk ze strun głosowych.

- Ja też- rzuciłam, na co lekko się zaśmiał. Po chwili ciszy, uniosłam butelkę od piwa, którą również zgrabnie mi zabrał. Tak samo jak wcześniejszy nastrój.
- A nie miałeś przypadkiem szukać pompki?

- Miałem- odparł i wziął solidnego łyka- Ale chyba nie będą mieć nic przeciwko.

- W takim razie będziesz gnił na tej kanapie?

- Będąc szczery zawsze chciałem zjeść trochę twoich słynnych naleśników z cebulą i pomidorem, rozwiązując krzyżówki.

- One są z czasów przedwojennych, nie będziesz znał ani jednego hasła.

- Rób naleśniki kobieto, a cięższą robotę zostaw mnie.

- Nawet nie wiesz, jak trzyma się długopis- spojrzałam na niego pobłażliwie.

- Może się założymy?- zapytał z aktorskim błyskiem w oku.

- Niech będzie i tak.

Przez większość czasu robienia jedzenia byłam przerażona. Przerażona jedynie dlatego, że Trevor pisał. Pisał jak olśniony, podśmiewając się pewnie pod nosem. Często na mnie spoglądał, a gdy wyłapał mój wzrok, szeptem jedynie powtarzał "Jesteś skończona". Bo byłam. Byłam skończona.
Nic nie mówiłam, tylko niepewnie podałam mu naleśniki, na które tak okropnie się skrzywił, że później widziałam, jak z każdym kęsem drży mu ręka.

- Ale moje naleśniki to zostaw w spokoju- spojrzałam na niego sceptycznie, jednak Trevor jedynie pokazał kciuka w górę.

- Chcesz może dokładkę?- zapytał, odrywając wzrok od krzyżówek, do których nie pozwalał mi podglądać.

Kiwnęłam głową.

- Skończyły się, a musiałam zostawić resztę dla innych. O ile w ogóle wrócą- podkreśliłam.

- Bezproblemowo możesz sięgnąć po moją porcje. Zapomniałaś mi wspomnieć, że strasznie zapychają żołądek.

- Jeszcze słowo, a krzyżówka wyleci do jeziora, razem z tobą już teraz.

- Co do krzyżówki, to właśnie skończyłem- odparł, odkładając długopis na brudny mały stolik, jednocześnie wyciągając się ze zmęczenia.

- Pokazuj to- energicznie sięgnęłam po stos żółtych kartek i zaczęłam czytać, a z mojej twarzy schodziła krew.

W każdej kartce były litery, które tworzyły przypadkowe słowa takie jak chociażby: koń, głowa, koc, w tym pokoju śmierdzi. A hasło wypełniało zdanie zupełnie inne. Zdanie, które w sobie miało jakiś sens. Jednak ten sens nie był rozumiany przeze mnie.

- Chcesz iść ze mną na randkę Carless?- powtórzył Trevor słowa, które właśnie zdążyłam przeczytać.

- Przegrałeś zakład- odpadłam zmieniając temat, jednak on wzruszył jedynie ramionami.

- To jak?- nie chciał ustąpić.

A ja zamarłam. Chyba pierwszy raz w życiu zamarłam na tyle, by odebrało mi to ostatnią możliwość normalnego funkcjonowania. Normalnego oddechu. Czy chociażby poczucia czystego istnienia. Powiedzenia czegokolwiek.

- Ze mnie jakaś marna nagroda pocieszenia? Zdejmuj gatki ze swoim autoportretem i wchodzisz do jeziora.

- Uznam to za tak- odparł i z chwila zawahania, która była jedynie chwilą- cmoknął mnie szybko w usta.

- Ty durniu, jak wrócisz do domu, to własna matka Cię nie pozna!- wrzasnęłam, gdy ten roześmiany i rozebrany do ostatniej nitki, wyglądając niesamowicie żałośnie, wybiegł przez drewniane drzwi, a chwile później było słychać głośny plusk.

A po chwili jeszcze jeden.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 07, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Love From 90'sWhere stories live. Discover now