Prolog

96 15 18
                                    

W krainie Gór i Dolin rozgrywa się Wielka Wojna pomiędzy rasą Światła a Cieni, ostatnią rasą istniejących smoków. Ogromne nieporozumienie wśród gatunku doprowadziło do wojny, trwającej już wiele obrotów Słonecznej Gwiazdy wokół Centrum Życia.

Nikt nie zna przyczyny dlaczego rozpoczęła się ta okrutna wojna, ponieważ nie istnieje już żadna istota żywa, która mogłaby taką wiedze posiadać. Każdego dnia ginęło coraz więcej smoków, zabijali się nawzajem w ogromnej nienawiści.

Każda kolejna śmierć była wielką stratą dla świata, kolejna waleczna dusza odchodziła zostawiając za sobą piekło życia.

Wstało słońce ze swojego nocnego letargu i cała planeta ożyła. Była ona bowiem wyjątkowa.

Błękitna Planeta była domem dla smoków od zawsze. Dawała im schronienie, jedzenie i o nich dbała, a każde zwierzę oddawało jej to co mogło. Tak było aż do Wojny.

Mimo wyniszczenia większości lasów, planeta próbowała się ratować. Zsyłała nieustające deszcze na płonące połacie ziemi, nowe drzewa zakwitały i życie odradzało się.

Plagą dla niej były smoki. Samolubne i pełne dumy nie odpuszczały, próbując wybić wrogą rasę. Były to ciemne dni.

Ale słońce jak co rana wstało znad gór i rozświetliło ogromne łąki, doliny i jaskinie.

Najstarsza Córka obudziła się z lekkiego snu i podniosła łeb, spoglądając ku nowemu porankowi, zastawiając się ile pochłonie on dzisiaj kolejnych istnień. Za sobą usłyszała kroki i obróciła głowę do tyłu, udało jej się to dzięki giętkiej długiej szyi. Mrugnęła wolno na widok swojego ojca, króla Cieni, Wszechmocnego Ohr'ra.

Tylko te najdzielniejsze i zdobywające ogromną chwałę smoki otrzymywały imiona. Jej ojciec został nazwany przez poprzedniego króla, jej dziadka na cześć Wiecznego Ognia. Wzięło się to od jego nadzwyczajnych zdolności ziania ogniem, nie miał sobie równych.

Ona jednak była zwyczajna. Nie zasłynęła w żadnej walce, nie zabiła sama hordy smoków Światła ani nie miała nadprzyrodzonych mocy, jak większość smoków.

Była pospolitym, słabym smokiem. Bezimiennym.

Umiała jedynie zabijać Białych.

Jako Najstarsza Córka powinna już dawno zostać Nazwana, powinna a mimo to, go nie posiada. Jej młodsze rodzeństwo zawsze było bardziej imponujące niż ona, miała dwóch braci i siostrę.

Wojna niestety zabrała całą trójkę, została tylko Ona, ta najsłabsza. Ojciec jednak ją kochał, dbał o nią, opiekował się. Byli tylko w dwójkę, mieli tylko siebie.

Smok jak kocha, to nigdy nie przestaje, nawet jak złamie się im serce. Na zawsze lojalny, aż do śmierci.

Ojciec pochylił nad nią łeb i przyłożył nozdrza do jej na przywitanie, po czym się odsunął. Popatrzyła na niego po czym przeciągnęła się na ziemi, wyciągając jak najdalej przednie i tylnie łapy. Jej ostre pazury zastukały w skałę na której leżała.

Rozłożyła do góry szeroko swoje błoniaste skrzydła, tak żeby nie uderzyć ojca.

Otwarła paszcze ziewając, ukazując rząd ostrych jak noże zębów, a następnie dźwignęła się. Szybkim ruchem otrzepała się, czuła jak jej łuski na ciele ocierają się, wytwarzając niski dźwięczny pogłos. Zakołysała lekko długim ogonem i spojrzała jeszcze raz w kierunku drugiego smoka.

- Dzień dobry - zawarczała do niego niskim pomrukiem, a on odpowiedział jej to samo. Pomimo tego, że dzień był piękny i powinni świętować powstanie Słońca, to sam dzień w dniu zachwycający nie był.

Waleczne Serce | Bakugou KatsukiWhere stories live. Discover now