Rozdział 1

49 10 16
                                    

Na statku było głośno, rybacy krzyczeli do siebie, mewy latały nad głowami próbując złapać łatwy posiłek w postaci wolno leżącej ryby na pokładzie. Morze było spokojnie więc i ławica ryb powinna być duża, nierozproszona.

Przy burcie stał wysoki, starszy mężczyzna spoglądający na horyzont. Ledwo wzeszło słońce więc było zimno, nie pomagał również chłodny wiatr północny. Otulił się mocniej kurtką i zerknął na prace rybaków na pokładzie.

Hak już chwile był zanurzony w głębinach, mieli nadzieję na dobry łów dzisiaj.

- Dzisiaj powinien być dobry łów – zawołał głos z tyłu i rybak odwrócił się do tyłu.

- Mamy taką nadzieję, kapitanie – odparł mu, po czym zerknął na położenie słońca oceniając godzinę.

- Mamy dzisiaj wyjątkowo spokojne morze – rzucił od niego kapitan – Wiec i ryby będą spokojne.

Starszy mężczyzna jedynie skinął głową w potwierdzeniu, zgadzał się z tym.

Wyciągnął z kieszeni gwizdek i odwrócił się w stronę haku, w kierunku mężczyzny obsługującego maszynę i gwizdnął dwa długie tony.

Maszynowy słysząc znajmy sygnał, zakrzyknął:

- Odsunąć się!

Włączył hak i powoli z wody wynurzała się ogromna sieć rybacka.

Po chwili jednak zmarszczył brwi i zmartwiony zerknął na wskaźniki obok, po czym natychmiast zatrzymał hak.

- Szefie! – krzyknął do mężczyzny, zwracając jego uwagę – Ładunek jest za ciężki!

Siwowłosy zastanowił się na chwilę, jakie były ich szanse.

- Ciągnij dalej! – odkrzyknął przez cały statek – W najgorszym wypadku sieć pęknie.

Usłyszawszy rozkaz, bez sprzeciwów włączył ponownie maszynę. Zastękała i zaskrzypiała ale ciągnęła dalej. Rozległ się hałas przy linach, ale mężczyzna nie przerywał pracę.

Z morza całkowicie wynurzyła się ciężka sieć, obciążona po brzegi. Hak ledwo ją utrzymywał. Pękła kolejna lina i parę ryb wysypało się z powrotem do wody.

Kapitan statku podniósł alarmowo ręce do góry i nagle wolne liny na pokładzie uniosły się ku niebu niczym węże i oplotły sieć mocno przyciągając ją na deski. Dzięki jego darowi, udało się uratować połów. Hak stęknął i zwolnił sieć.

Ryby rozsypały się, jednak było ich mało. Za mało patrząc na ciężar jaki miała sieć.

Pośrodku leżała ogromna, granatowa istota.

Była większa od każdego z nich, mogli by rzec że nawet od tira.

- Co do diabła?! – sapnął zaskoczony kapitan, próbując przyjrzeć się stworzeniu, nie sięgał mu nawet do połowy. Podszedł ostrożnie do niego i szturchnął go palcem.

Odskoczył pospiesznie kiedy granatowa kulka sapnęła i zawarczała. Wzięła głęboki wdech, jej klatka piersiowa się uniosła po czym wolno opadła.

- To żyje! – zawołał mężczyzna z boku. Kapitan odwrócił się do niego szybko.

- Połącz się ze strażą wybrzeżną, że mamy na pokładzie kogoś z dziwnym Darem – zerknął jeszcze raz na postać i zauważył wiele krwi wokół niego – Dodaj, że jest ranny i nie wiemy skąd może pochodzić. Równie dobrze mógł pod wodą przekroczyć nielegalnie granicę.

- Tak jest! – krzyknął i pobiegł do kajuty wykonać rozkaz.

Jeden z mężczyzn ponowił czyn kapitana i podszedł do „człowieka". Jakże to było niestosowne myśleć, że smok jest człowiekiem. Ale skąd mogli by wiedzieć.

Waleczne Serce | Bakugou KatsukiWhere stories live. Discover now