Rozdział 6

47 10 21
                                    

Mijały dnia, a smoczyca odzyskiwała siły. Dawała radę wstać już ze swojego posłania i kulawo przejść się po norze. Robiła to wszystko tylko pod nieobecność dwunoga, starając się zachować niezależność jak najbardziej się dało.

Łapa bolała ją coraz mniej, a właściwie to już prawie w ogóle. Wszystko dzięki dziwnym materiałom co wysoki samiec stosował na jej ranę. Gdyby nie to musiała by jakoś wylizać ranę i sprawić żeby się zagoiła sama.

Była mu za to wdzięczna, w ogromnym stopniu zdawała sobie sprawę że uratował jej życie.

Dowiedziała się wielu rzeczy podczas jej pobytu tutaj, szczególnie o nowo odkrytym gatunku. Nazywali siebie ludźmi i żyli w stadach. W jednej norze mieszkało ich trzech, tak było w jej przypadku. Chodzenie na dwóch łapach było tu powszechne, każde tak chodziło.

Wiedziała że nora jest dwupoziomowa, i ona znajdowała się wyżej. Wiedziała również, że chłopak ma rodziców jednak nie dane było jej ich zobaczyć.

Ludzie przesypiali całą noc i wstawali wcześnie z rana, a następnie w przypadku jej dwunoga, znikał na pół dnia. Zadziwiało ją też, że idąc spać przykrywają się strasznie grubymi materiałami do ogrzania się. Jak się nie dusili to tego nie wiedziała.

Zastanawiała się jeszcze nad głupotą samca, spał w tym samym pomieszczeniu co ona i wcale się nie obawiał, że go zaatakuje w nocy.

Może był po prostu odważny. Albo głupi.

Nie chciała tego przyznawać ale zaczęła lubić tą istotę i przyzwyczajać się do niej. Dbał o jej rany, dawał jej pokarm, wodę i robił to COŚ magicznego ze swoimi palcami co sprawiało jej tyle przyjemności.

Wiedziała już że mruczy przy czym, na początku jej duma była lekko przez to szczerbata, ale już jej to nie przeszkadzało.

Nie podeszła jednak jeszcze do niego, tak sama z siebie. Nie wiedziała czy by dobrze zrobiła. Obwiała się nagłych obrotu spraw.

Bała się przywiązania.

Tak były stworzone smoki, kiedy spędzały czas z innym smokiem dochodziło do przywiązania. Bała się że przez jego dobre akcje, mogło by do tego dojść. Nie było oczywiście nic w tym złego, jednak smok jest lojalnym stworzeniem. Po czymś takim nie byłaby w stanie się zmusić do opuszczenia jego boku, a musiała wyleczyć skrzydło i wracać na wojnę.

Potrząsnęła łbem, chcąc nie myśląc na razie o tym. Zechciało jej się pić, jednak nie miała miski w wodą, dwunóg za każdym razem jak wychodził chował je. Wiedziała jednak skąd ją brał.

Z butelki.

Było to nowe słowo które się nauczyła. Butelki przechowywały wodę i zapewniały, że nie wyparuje. Takowa butelka właśnie stała na biurku, nie była pewna czy da radę ją otworzyć ale szkoda by spróbować. A jej bardzo chciało się pić.

Oblizała językiem wargi i podreptała do biurka. Jej człowiek zawsze przesiadywał tam po zachodzie słońca, zajmując się własnymi sprawami.

Podeszła do niego, było dość wysokie i nie była pewna czy z rannym skrzydłem da radę tam doskoczyć. Prawdopodobnie nie.

Podeszła więc do krzesła i spróbowała go wysunąć spod biurka, jednak nie ruszyło się nawet ani trochę. Sapnęła zirytowana, teraz od wysiłku chciało jej się pić bardziej. Rozglądnęła się za czymś co mogłaby podsunąć i wskoczyć na to. Nic nie leżało nisko.

Już miała wracać na swoje posłanie, kiedy wpadła na znakomity pomysł. Jednym susłem doskoczyła do posłania dwunoga i wdrapała się na nie. Kiedy stanęła na jego skraju, odległość do biurka była niewielka, mogłaby przeskoczyć.

Waleczne Serce | Bakugou KatsukiWhere stories live. Discover now