fałszywa prawda

345 53 12
                                    

Ziewa przeciągle, podnosząc się leniwie na łóżku. Powoli otwiera oczy i mlaszcze, próbując pozbyć się brzydkiego posmaku w ustach. Tak dobrze mu się spało.

Spuszcza nogi na podłogę, stopami odszukując swoje kapcie w kształcie kotków i niechętnie zwleka się z łóżka.

Nigdy nie był porannym ptaszkiem, a na domiar złego dręczy go teraz jasne, wiosenne słońce, które wciska chamsko swoje promienie do jego pokoju od bardzo wczesnych godzin.

W końcu, po dziesięciu minutach względnego wybudzania się, wciąż mając otwarte tylko jedno oko, kieruje swoje powłóczyste kroki do kuchni.

Już ma do niej wejść, kiedy nagle wyczuwa czyjąś obecność za sobą

– AAAAA! – przestraszony, z prędkością światła odwraca się i uderza stojącego za nim mężczyznę w twarz. Właściwie to chciał go uderzyć, bo cios zostaje zablokowany z przerażającą aż szybkością.

– Ciebie też miło widzieć – stwierdza z przekąsem Seonghwa, bez żadnego wysiłku trzymając zaciśniętą pięść Hongjoonga kilka milimetrów od swojej twarzy.

Tamten bez słowa wyrywa rękę z jego uścisku i przygląda mu się uważnie, mrużąc nieufnie oczy. Piękne zaczęcie poranka, aż się rozbudził z wrażenia.

– Naprawdę masz zamiar tu zamieszkać? – jego willa liczy sobie kilkadziesiąt pokoi, a on wczoraj po spektakularnym wypieprzeniu się o walizkę Seonghwy stwierdził, że nie ma na to psychy i nie obchodzi go nic, prócz łóżka. Tym sposobem zignorował próbującego coś powiedzieć Seonghwe i zatrzasnął za sobą drzwi, natychmiast rzucając się na łóżko i zapadając w głęboki sen. Nie miał pojęcia, co w tym czasie robił Seonghwa i czy w ogóle tu został.

Prawdę mówiąc miał nadzieję, że się zniechęci i sobie pójdzie. Wróciłby do swojego centrum androidów, czy cokolwiek to było, powiedział, że z tym osobnikiem się nie da pracować i sprzedaliby go komuś innemu.

Tak. Idealny scenariusz.

Najwyraźniej jednak android nic sobie nie robi z jego wrogości, skoro stoi teraz przed nim z rękoma na biodrach i obdarza go spojrzeniem zaawansowanego pacjenta szpitala psychiatrycznego.

– Oczywiście, że mam zamiar tu zamieszkać. To moja praca – mówi, jakby to była najbardziej oczywista oczywistość na świecie, po czym bez słowa więcej wymija go i wchodzi do kuchni. – Siadaj, zrobię ci śniadanie. Jajka na twardo, czy miękko? – odwraca się pytająco, na co Hongjoong wzdycha.

Halo, gościu, ja cie tutaj nie chce! Nie zauważyłeś? Haaalooo?

– No? – ponagla go, unosząc brew, na co Kim kreci głową z niedowierzaniem.

Bez słowa również wchodzi do kuchni, a następnie opada ciężko na jedno z krzeseł.

– Miękko.

–––

– Proszę – mówi, stawiając przed nim talerz z idealnie przypieczonymi grzankami, dwoma cudownie ściętymi na miękko jajkami, chrupiącym plastrem bekonu i kostką masła.

Czerwonowłosy wybałusza oczy, wpatrując się w danie przed nim. Wygląda jak jakieś danie z Piekielnej Kuchni Gordona Ramseya, a nie śniadanie dla antyspołecznego robaka.

– Naprawdę ty to zrobiłeś? – w jego głosie słychać lekkie niedowierzanie, mimo że sam obserwował go przed chwilą i widział na własne oczy, jak android przyrządza smakowite danie.

– Widziałeś każdy jeden ruch, który zrobiłem w tej kuchni w ciągu ostatnich 20 minut, więc tak, jestem całkiem pewien, że to ja to zrobiłem – odpowiada, odsuwając sobie krzesło naprzeciwko Hongjoonga.

phobia - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz