okrutna litość

290 45 9
                                    

– Hongjoongie...

– Nn.

– Hongjoongie, obudź się.

Hongjoong otworzył gwałtownie oczy, podskakując, kiedy zobaczył stojącą tuż nad nim straszą kobietę. Potrzebował chwili, żeby odzyskać względną przytomność i dopasować twarz do imienia.

– Pani Park... Gdzie ja... – Rozejrzał się, dopiero wtedy zauważając, że znajduje się w schronisku. Staruszka uśmiechnęła się do niego ciepło, głaszcząc go po policzku skrzywionymi od reumatyzmu palcami.

– Twój przyjaciel przyniósł cię tutaj kompletnie wyssanego z życia.

– Seonghwa?

Skinęła głową, odwracając się do okna.

– Tak, bardzo miły chłopak. Co chwila pytał mnie,
czy potrzebuje z czymś pomocy, czy to na pewno nie jest problem, żeby ułożyć cię w łóżku. Wyjaśnił mi całą sytuację, zadzwoniłam już po pogotowie drogowe i podałam im lokalizację twojego auta na podstawie opisu Seonghwy. Za jakąś godzinkę powinni tu być – uśmiechnęła się do niego.

– A gdzie jest... cough... Seonghwa? – Zapytał, nie widząc wspomnianego androida nigdzie wokół.

– Tam – Pokazała za okno, w które przed chwilą się wpatrywała.

Hongjoong podniósł się i stanął obok staruszki, roszerzając oczy w zdumieniu, kiedy zobaczył, co pokazywała.

Seonghwa bawił się na dworze z czterema małymi kundelkami, zupełnie ignorując padający wokół deszcz. Jeden z nich nie miał łapki, dlatego czarnowłosy trzymał go na rękach, kręcąc się wokół własnej osi. Pozostałe pieski skakały wokół niego radośnie, próbując dosięgnąć swojego kalekiego kolegi.

Czerwonowłosy poczuł, jak robi mu się ciepło na sercu. Sposób, w jaki Seonghwa traktował te psy, przypominał mu o sobie samym, kiedy pierwszy raz tutaj zawitał. Wyglądał tak radośnie, tak szczerze, tak... żywo. Wpatrywał się w niego jak zaczarowany, nie zdając sobie sprawy, że wciąż jest obserwowany przez stojącą obok staruszkę.

– Chodź Hongjoongie, zrobię ci herbaty. Nieźle się wyziębiłeś dzisiaj – Jego rozmyślania przerwał cichy głos kobiety, a on jak na potwierdzenie jej słów, kichnął w odpowiedzi – Widzisz? Nawet nie próbuj mi się sprzeciwiać! Idziemy – zarekomendowała, odwracając się i kierując do kuchni żwawym jak na jej wiem krokiem.

Zrezygnowany Hongjoong pokręcił głową, po czym uśmiechnął się i ruszył w ślad za nią.

–––

– O, patrzcie, kto się obudził – Zaśmiał się Seonghwa, wchodząc do salonu, gdzie z herbatą na kolanach siedział opatulony kocem Hongjoong, a naprzeciwko niego właścicielka schroniska.

– Patrzcie, kto wreszcie wrócił – Odciął się Hongjoong, również śmiejąc się perliście – Siadaj, zaraz powinni przyjechać ludzie z pogotowia drogowego. Niedługo jedziemy do domu.

– Wszystko już załatwione? Czeki i inne? – Spojrzał się zdziwiony na czerwonowłosego, a następnie przeniósł wzrok na staruszkę. Usiadł obok Hongjoonga, kładąc sobie kawałek jego koca na kolana, żeby go nie przygnieść.

– Zabawiłeś tam trochę dłużej, niż ci się wydaje – Parsknął Hongjoong, sprzedając mu kuksańca w bok. Seonghwa nie puścił tego płazem, oddając mu równie treściwe szturchnięcie.

Czerwonowłosy przepchnął go ramieniem, podpierając się nogami o oparcie sofy, przez co Seonghwa zgiął się praktycznie w pół, roześmiany do rozpuku. Chwycił Hongjoonga w talii i zaatakował jego bok, gilgocząc go znienacka. Hongjoong wybuchnął głośnym śmiechem, po czym zaczął rzucać się po kanapie jak opętany. Przepychali się tak, dopóki pani Park nie chrząknęła głośno i nie posłała im przy okazji uśmiechu w stylu "Ja też tu jestem".

phobia - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz