~ ERIS ~
Wrócili razem. Anthony obejmował Erisa w pasie i weszli do ich sypialni. Omega rozejrzał się pobieżnie po pokoju. Wcześniej nie miał na to czasu, od razu został wyciągnięty na spacer. Komnata była w kolorach beżu i jasnego brązu. Łoże było ogromne, co uszczęśliwiało Erisa, bo istniała szansa, że będzie mógł czasami spać z daleka od Alfy - na skraju, skulony i odsunięty. Rudzielec został wypuszczony z uchwytu Anthonego i od razu postanowił usiąść na miękkim materacu. Obserwował ruchy Alfy, który poszedł do łazienki, ale nie zamknął za sobą drzwi. Pewnie oczekiwał, że będzie próbować podglądać albo co jeszcze, pójdzie za nim, by do niego dołączyć.
Wolne żarty. Pomyślał.
Eris położył głowę i wpatrywał się w sufit. Miał złote zdobienia, wzory układały się w okręgi, ale nie przedstawiały niczego szczególnego, były po prostu przyjemną dla oka ozdobą.
Chyba na chwilę odpłynął, patrząc w te niewielkie złote punkciki, bo nagle Alfa pojawił się nad nim i był jedynie w samym ręczniku, który miał przepasany w biodrach. Chłopak był tym zaskoczony i natychmiast podniósł się do siadu. Anthony przejawiał pewien rodzaj wewnętrznego żaru odbijającego się mu oczach i to niepokoiło Erisa jeszcze bardziej. Nie lubił takiego spojrzenia, bo kojarzyło mu się z tym, jak opisywano Bestie - jak wygłodniałe potwory patrzące na swoją zdobycz.
Omega odwrócił wzrok. Nie chciał widzieć tych oczu, ani przyglądać się nim zbyt długo. Tak samo było z ciałem Alfy. Był dobrze zbudowany, wysoki i na pewno przystojny, ale czy większość Alf nie jest właśnie taka? Na jakiś sposób pociągająca, nawet jeżeli nie wyglądem, to zapach robił większą część roboty, z którą Omegi nie wygrywały. Jednak znaczna ilość - odgórnie jest dobrze zbudowana. Takie są ich geny, nic specjalnego, kolejny Alfa. Niczym nie przykuwał tak naprawdę uwagi, nie wyróżniał się spośród innych, których Eris widział w swojej watasze.
Czym więc się różnił, że był rzekomo tak dobrą partią? Tylko i wyłącznie tytułem.
Podejrzewał, że gdyby postawiono go na przeciwko jednego z wojowników, czy to Alfy, czy Bety, to umiejętnościami też by się nie wielkimi popisał. Zresztą przyszły przywódca nie musi być mistrzem w walce, a dobrze i sprawiedliwe rządzić. Od walk są inni, których specjalnie szkolono. Tak przynajmniej zawsze się mówiło, ale Eris uważał, że umiejętności zawsze da się wyćwiczyć, a cechy do dobrego panowania trzeba dostać w momencie przyjścia na świat. Nie wszyscy rodzili się, by rządzić.
Dla Erisa znajomość samodzielnego przetrwania należała jako podstawa. Dlatego miał gdzieś zakorzeniony szacunek do żołnierzy, bo poświęcali siebie, swoje życia, by ratować innych, wędrując po niebezpiecznych terenach, czasami całkowicie im nieznanych. To wydawało mu się niesamowite. Sam też chciałby móc pokazać siebie jako osobę, która potrafi coś zdziałać samemu i dla dobra innych, ale nie w taki sposób, jaki dla niego wybrano. Owszem, poświęci się dla swojej watahy i wyjdzie za Anthonego, stanie się jego Omegą, będzie Luną Czarnych Piasków, ale... to nie tego chciałby naprawdę zaznać Eris. Chciałby zawalczyć o czyjeś życie, a zwłaszcza o swoje własne. Może nie za pomocą prawdziwej siły, bo nie posiadał takiej, z jaką rodziły się Alfy i do której przygotowywały się Bety, ale zawsze chciał spróbować walki. Sprawdzić, czy mógłby zadbać sam o siebie, gdyby była taka sytuacja, w której musiałby liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Teraz tego nie wie, tak naprawdę nie ma pojęcia, czy zdołałby przetrwać, gdyby został sam.
– Zmęczony? – Alfa zapytał i ułożył swoją dłoń na podbródku Omegi. Eris szybko odrzucił chęć odepchnięcia tej ręki. Musiał być przecież posłuszną Omegą, jego przyszłością.
CZYTASZ
✔️ The Land of Our Dreams | The Land #1 (korekta - 11/72)
Werewolf[ Kraina Naszych Snów ] W KRAINIE, GDZIE TRZEBA WALCZYĆ O MIŁOŚĆ... Eris od zawsze marzył o miłości - prawdziwej, wolnej, wybranej z serca. Pragnął spotkać swoje przeznaczenie, choć wiedział, że w świecie, w którym żyje, to niemal niemożliwe marzeni...