rozdział 21

338 14 6
                                    

Mężczyzna powolnym krokiem zbliżył się do nas, z stale spuszczonym wzrokiem. Był  w średnim wieku, dziwnie niski i miał ubrany szyty na miarę, choć nieco już wyświechtany garnitur z granatowego sztruksu. Jego nastroszone, niemalże czarne włosy opadały aż na jego ramiona, a dłonie trzymał splecione i nerwowo strzelał kłykciami.

- D - dzień d - d - dobry p - panie Malfoy... - wyjąkał, patrząc na Dracona spode łba i po chwili zamilkł, wbijając wzrok w podłogę.

- Chyba wyraźnie widać, że nie jestem tutaj sam. - warknął blondyn do nieznajomego, który podniósł z powrotem wzrok, a w jego oczach błysnęło kompletnie szczere przerażenie.

- Och, tak, tak, tak... na brodę M - M - Merlina, p - pani wybaczy. Sir Ludwig Antoine Balantaine, taka p - przyjemność p - panią poznać... - rzekł cicho Balantaine i ucałował moją dłoń, nie spuszczając wzroku z widocznie usatysfakcjonowanego Dracona.

- Bardzo mi miło pana poznać, nazywam się... - nie zdążyłam do końca się przedstawić, bo Malfoy szybko przerwał mi.

- Gdzie moje zamówienie? - syknął, unosząc brwi. Mężczyzna podskoczył, stęknął głośno i biegiem udał się na zaplecze swojego butiku. Wrócił po minucie, prowadząc za sobą manekin, który trzymał za dłoń. Nie było jednak widać co jest na niego założone, bo był na niego zarzucony ogromny kawałek bordowego aksamitu poprzegryzanego w wielu miejscach przez mole.

- M - mam n - nadzieję, że...

- Odkryj.

- Draco, na brodę Merlina! Przestań przerywać Sir Ballantaine'owi! Proszę, niech Sir skończy mówić! - syknęłam, uderzając Dracona łokciem w żebra i popatrzyłam na niego wymownie. W odpowiedzi Malfoy zszokowany wytrzeszczył oczy, po czym skrzywił się i skinął głową w stronę wystraszonego mężczyzny. - No, proszę! - dodałam uprzejmym tonem głosu, uśmiechając się ciepło.

- W - więc... to jest specjalne zamówienie pana Malfoya... - Balantaine zamilkł, zastygając w lęku przed rozgniewanym spojrzeniem blondyna, które wręcz wwiercało się w ciało mężczyzny. Po chwili otrząsnął się i skupił swoją uwagę na mnie. - Mam nadzieję, że będzie leżała idealnie. Och, no ba, z pewnością będzie, moje dzieła zawsze leżą idealnie! - dodał z błogim, trochę aroganckim uśmiechem na twarzy, który szybko jednak z niej zniknął. Mężczyzna teatralnym, wręcz przesadnym gestem zrzucił aksamit z manekina, a ja otworzyłam szerzej oczy zdumiona i zrobiłam nieśmiało krok do przodu.

- Och... - mruknęłam, dotykając opuszkami palców sukienki na manekinie. Była dość obcisła, sięgała do połowy uda i miała ledwo widoczne, srebrne ramiączka. Cała była uszyta z sieci nieskończenie wielu kryształków połączonych ze sobą. Jej głęboki dekolt w serek był obszyty frędzelkami z srebrzystej nici, na którą nawleczone były drobne diamenciki. Dawało to świetny efekt, podczas gdy manekin subtelnie poruszał się. Sukienka wyglądała, jakby wszystkie gwiazdy z nocnego nieba zebrały się na tym niewielkim skrawku materiału.

- Ooooch... - powtórzył po mnie Dracon, kiwając głową z aprobatą. - Całkiem udana. - Balantaine na ten bardzo miły jak na młodego Malfoya komentarz uśmiechnął się nieśmiało i zaczął jeszcze intensywniej rozcierać dłonie. - Spakuj ją. 

- A pana druga część zamówienia, p - panie Malfoy? - powiedział niepewnie mężczyzna, choć zdawał się już bardziej panować nad swoim przerażeniem na sam widok Dracona.

- Och, tak, mój garnitur. Jego też spakuj. Nadaj do Hogwartu, na nazwisko profesora Snape'a.

- S - Snape, r - rozumiem... D - dziękuję, to b - była przyjemność s - stworzyć tak piękną kreację dla tak p - pięknej pani... - Balantaine z wielkim trudem zebrał się na spojrzenie w moje oczy, jednak gdy tylko poczuł wzrok Dracona na sobie, jęknął cicho i cofnął się w głąb butiku.

- Bez przesady... - mruknął blondyn pod nosem, jednak na tyle głośno, aby wystraszony sklepikarz usłyszał jego wypowiedź i już zupełnie zniknął z naszego pola widzenia.

- Draco, na brodę Merlina, daj spokój temu człowiekowi! - syknęłam, kolejny raz dźgając chłopaka w żebra - Bardzo miło było pana poznać, do widzenia! - rzuciłam przez ramię z uśmiechem, ale odpowiedziało mi jedynie głuche echo.

- Sukienka jest przepiękna, ale...

- Jest jakieś ale? - spytał podejrzliwie Dracon, zatrzymując się na samym środku opustoszałej uliczki Hogsmeade.

- Czemu ten człowiek się tak panicznie ciebie bał? W jego oczach widziałam tylko i wyłącznie bezdenny strach przed czymkolwiek co powiesz.

- Przyzwyczaił się do wymagającej klienteli i zna mojego ojca od lat. - odparł chłopak z nutką pogardy w głosie. Jak zwykle musiał podkreślić swoje ogromne wymagania wynikające z arystokratycznej natury całego rodu Malfoyów.

- Przecież twój ojciec jest w Az... - zamilkłam, nie dokańczając zdania. Dracon spiorunował mnie lodowatym spojrzeniem i lekko przechylił głowę w bok, co sprawiło, że wyglądał co najmniej niepokojąco.

- Myślę, że to nie jest odpowiedni temat do poruszenia w tym momencie. - wycedził, wbijając swoje spojrzenie w dal.

- A zatem kiedy nastąpi dobry moment na poruszenie tego oraz wielu innych, niepokojących mnie tematów? - syknęłam, mrużąc lekko oczy. Na twarzy chłopaka malował się teraz smutek, który zastąpił zdenerwowanie.

- Proszę, nie teraz. Nie psuj mi chociaż jednego, przyjemnego momentu. Chcę się odciąć choć na chwilę od jakże żenującej rzeczywistości. - powiedział markotnie, przeczesując swoja niemalże białe włosy palcami. Głośno westchnęłam i uśmiechnęłam się blado do chłopaka, kładąc dłoń na jego policzku.

- Jeśli będziesz potrzebował mojej pomocy... Będziesz potrzebował, żeby cię ktoś wysłuchał... Albo doradził... Pamiętaj, że zawsze możesz się zwrócić do mnie. Zawsze. - powiedziałam cicho i poczułam, jak moje oczy lekko zeszkliły się. Tak strasznie chciałam mu pomóc, ale nawet nie wiedziałam w jaki sposób. Zbliżyłam się powoli do Dracona i zarzuciłam ramiona na jego barki. Przyłożyłam moje ucho do jego piersi i nasłuchiwałam spokojnego rytmu bicia jego serca. Chłopak objął mnie w talii i oparł swoją brodę o czubek mojej głowy.

- Nie dałbym sobie z niczym rady bez twojej obecności. Wiem, że ty zawsze jesteś obok. - wyszeptał czule w moje włosy, delikatnie gładząc je. Po chwili odsunął się i odchrząknął głośno. - Czas na ostatni punkt wycieczki. Szybko, czas nas goni. - chwycił mnie pod ramię i zaczął prowadzić w głąb wioski. Po chwili skręciliśmy do jednego z przybytków, w którego drzwiach stała dość otyła kobieta w podeszłym wieku, poprawiająca lniany czepek przykrywający część jej tłustych, czarnych włosów. Na widok Dracona widocznie zdziwiła się i podniosła z ziemi duży, purpurowy worek obwiązany złotą wstęgą. Blondyn, myśląc, że tego nie dostrzegłam, ledwo widocznie wyjął różdżkę przygotowaną uprzednio w rękawie płaszcza i machnął nią lekko.

- Dzień dobry, panie... - odparła jakby zamyślona kobieta, uśmiechając się tępo.

- Malfoy. - mruknął beznamiętnie chłopak, wyciągając jej z pulchnych rąk pakunek. - Żegnam.

- Do widzenia, do widzenia! - rzuciła kobieta, nadal podejrzanie szczerząc się. Szybkim krokiem oddaliliśmy się, jednak po kilku krokach Draco mocno szarpnął mnie w bok i szybko zakrył mi usta dłonią, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Naszym oczom ukazał się Dumbledore wraz z Potterem, którzy beztrosko spacerowali przez wioskę. Po chwili zniknęli nam z oczu za rogiem jednego z budynków.

- Szybko, idziemy. - warknął Malfoy, wręcz ciągnąc mnie za sobą. Szybkim tempem ruszyliśmy ciemną alejką w kierunku szkoły, rozglądając się dookoła, aby upewnić się, że pozostaliśmy niezauważeni.

- Co to za paczka? - zapytałam, zaniepokojona tym, co znów wymyślił Malfoy.

- Och, co to za paczka... - odparł chłopak, już nieco rozluźniony, błogo uśmiechając się.

- Draco, o co chodzi, co to jest?! - krzyknęłam, próbując wyrwać mu paczkę z rąk. On jedynie wybuchnął śmiechem i wykonał zwinny unik.

- To jest, moja droga, Ogniste Whisky. Jak się bawić, to na całego. Pijana Parkinson, to dopiero będzie widowisko! 

- Jesteś nienormalny! - parsknęłam śmiechem i przewróciłam znacząco oczami.

possessed with love - Draco Malfoy fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz