rozdział 22

291 12 11
                                    

Na nocne niebo w kolorze atramentu nieśmiało wysunął się srebrzysty księżyc. Jego delikatny blask subtelnie wlewał się do pokoju wspólnego, lekko oświetlając ogromne sterty książek leżące gdzie popadnie. Imprezowicze zaczęli powolnie schodzić na dół i stojąc w kilkuosobowych grupkach, z widoczną ekscytacją rozglądali się w poszukiwaniu solenizanta. Siedziałam na starej, wytartej kanapie, leniwie wyciągając nogi w kierunku trzaskających płomieni.

- Witam. - ktoś niespodziewanie szepnął mi do ucha, na co aż podskoczyłam i momentalnie odwróciłam się. Ku mojemu niezadowoleniu, które dobitnie okazałam krzywiąc się nad wyraz, była to Pansy. Nie odpowiedziałam na jej zaczepkę, lecz w milczeniu oczekiwałam na to, co powie dalej.

- Co ty taka markotna? - prychnęła, uśmiechając się szyderczo. 

- Skądże! - syknęłam z ironią, odwzajemniając fałszywy uśmiech. - Jakie plany na dzisiejszą imprezę, Pansy? Kogo dziś masz zamiar niemiłosiernie irytować? Oprócz mnie i chłopaków oczywiście.

- Złotko, dzisiaj się będziemy świetnie bawić, gwarantuję! - Parkinson wyniosłych ruchem swojej trochę pulchnej ręki poprawiła włosy upięte w kucyk, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku stadka wpatrzonych w nas, chichoczących dziewczyn. Wzruszyłam ramionami i z mozołem ruszyłam w kierunku mojego pokoju, aby przebrać się w sukienkę od Dracona i zrobić delikatny makijaż.

Punktualnie pojawiłam się na dole, stale poprawiając dół sukienki. Odnosiłam nieodparte wrażenie, że odsłania ona nieco za dużo. Rozejrzałam się dookoła, poszukując znajomej twarzy. Tuż przy wyczarowanym na potrzeby imprezy barze siedział w samotności Dracon. Był ubrany w czarny garnitur oraz golf w tym samym kolorze, a na jego dużych, białych jak śnieg dłoniach połyskiwały srebrne pierścienie. Z kryształowej szklanki sączył Ogniste Whisky, wpatrując się beznamiętnie w dal. Bez wahania podeszłam do chłopaka od tyłu i cicho szepnęłam mu do ucha:

- Jestem.

- O, już myślałem, że nie przyjdziesz. - odpowiedział chłopak, nie okazując najmniejszej oznaki przestraszenia moim nagłym pojawieniem się tuż obok niego.

- Skąd taki pomysł?

- W zasadzie... - mruknął chłopak, przerywając wypowiedź, gdy skupił swoje lodowate spojrzenie na mnie. Jego wzrok płynnie powędrował po każdym widocznym zakamarku mojej skóry, co spowodowało, że odczułam przyjemny dreszcz rozchodzący się po moim ciele. - Całkiem... no... - mruknął, pociągając cicho nosem.

- Całkiem co? - odparłam, uśmiechając się kącikiem ust zadowolona. Dobrze wiedziałam co robię i można powiedzieć, że znałam 'słabe punkty' Malfoya, które aż nadto wyeksponowałam tamtego wieczora. W szpilkach moje nogi wyglądały na wyjątkowo smukłe i długie, a sukienka świetnie podkreślała moje kształty.

- Całkiem dobrze wyglądasz. - mruknął, uśmiechając się lekko. Powoli wstał i zbliżył się do mnie, nie odrywając ode mnie swoich jasnoniebieskich oczu. Jedną ręką objął mnie w talii, zaś drugą wygładził moje rozpuszczone włosy, które lekko zakręcone kaskadami opadały na moje ramiona i plecy. - Czy już wspominałem też o tym, że jesteś najpiękniejszą, najinteligentniejszą i najbardziej czarującą kobietą jaką znam? - dodał z uśmiechem, na co ja lekko zarumieniłam się. Takie słowa w ustach Dracona miały wydźwięk co najmniej nieoczywisty, jednak nie ukrywam, że były to jedne z najprzyjemniejszych dla mnie komplementów, jakie kiedykolwiek od kogokolwiek otrzymałam i zapadły mi na długo w pamięć. Wydawało mi się, że Draco chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak szybko zbliżyłam swoje usta do jego ust i oddaliśmy się namiętnemu pocałunkowi. Gdy po chwili oderwaliśmy się od siebie, zgasła większość świateł, a zamiast nich przy suficie pokoju wspólnego zaczęły w niebotycznym tempie fruwać setki, o ile nie tysiące, małych, przezroczystych, szklanych baniek z których świeciło jasne, zielone światło. Wszystko dookoła nas utonęło w intensywnej barwie leśnej zieleni, a z głośników wybrzmiały dudniące basy jakiegoś energetycznego numeru od The Womping Willows. Cały chór gości wydarł się w niebogłosy wrzeszcząc słowa piosenki 'Sto lat!', gdy Pucey zatopiony w czci jaką darzą go zapatrzeni w niego Ślizgoni powoli schodził po schodach, puszczając oko do każdej z dziewczyn jaką tylko namierzył swoim ostrym spojrzeniem. Malfoy stale pilnował swoją dłonią na mojej talii abym była blisko niego, i gdy już uwolniłam się od chłopaka chcąc podejść po coś do jedzenia (zapach moich ulubionych koreczków z peklowaną wołowiną nie dawał mi spokoju, one same zawzięcie zdawały się szeptać do mnie "Chodź, zjedz naaasss..."), dosłownie z nikąd wyrosła przed nami Pansy z Blaise'm u boku.

possessed with love - Draco Malfoy fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz