rozdział 25

265 12 1
                                    

Jeśli Malfoy myślał, że mnie nie obudził tej nocy, wkradając się do mojego pokoju to był w ogromnym błędzie. Minimum do czwartej nad ranem doskwierała mi bezsenność, na co z pewnością nie pomagało donośne chrapanie Katherine.

Gdy tylko wyszedł z mojej sypialni, ostrożnie otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu aby upewnić się, że wyszedł. Przyjrzałam się mojej lewej dłoni, na której wskazującym palcu znajdował się pierścień chłopaka. Prawdę mówiąc, miałam ochotę nim rzucić jak najdalej ode mnie, jednakże postanowiłam pozostawić go na moim palcu z uwagi na potencjalną wartość sentymentalną dla rodziny Malfoyów lub chociażby ze względu na fakt, że zapewne był bardzo kosztowny i wypada go zwrócić jego przygłupiemiu właścicielowi. A może to były tylko słabe wymówki, a ja pragnęłam mieć chociaż cząstkę Dracona w postaci jego pierścienia blisko siebie? Po cichu zsunęłam się z łóżka, stawiając delikatnie stopy na starej, skrzypiącej podłodze. Sięgnęłam ręką do mojej komody i wyjęłam z niej małą notatkę, którą pozostawił Draco. 

Pamiętasz, że spędzamy te Święta razem? 

- Święta? No jasne, lecę... - mruknęłam pod nosem kręcąc głową i położyłam się z powrotem spać, męcząc się z nękającym mnie natłokiem myśli.

Rano z mozołem zwlekłam się do pokoju wspólnego, chcąc poszukać w nim Blaise'a lub Adriana. Jak na zawołanie, gdy ledwo zmieszałam się z tłumem zabieganych Ślizgonów, weszłam prosto w Zabiniego.

- O, Madeleine, spadłaś mi z nieba. Czy wiesz co z Adrianem? - zapytał od razu, jakby zdezorientowany.

- A co ma z nim być? - odparłam leniwie, przecierając jeszcze zaspane oczy. 

- Ktoś go wczoraj nieźle urządził. Nos złamany, no i jego miotła... zjarana w proch, czaisz? Chyba nawet wiem kto za to odpowiada. - Blaise wymownie przewrócił oczami.

- Malfoy. - syknęłam, marszcząc zirytowana brwi. Uniosłam dłoń tuż przed twarz Zabiniego i pomachałam nią, eksponując sygnet Dracona połyskujący na moim palcu. 

- No proszę, czyli to był... dwuetapowy atak? Ale, ale pogodziliście się, wyjaśniliście to nieporozumienie? Ta cała sytuacja, to nie tak przecież... - chłopak otworzył szerzej oczy, widocznie niecierpliwie oczekując mojej odpowiedzi.

- Czy jest coś, co ty wiesz, a czego ja nie wiem? - wypowiedź Zabiniego obudziła we mnie pewne podejrzenia. Dlaczego jest tak ciekawy, czemu mu tak zależy na odpowiedzi? Moje pytanie go widocznie rozkojarzyło - odchrząknął, rozejrzał się dookoła nerwowo po czym beztrosko odpowiedział:

- Chodź, śniadanie. Spóźnimy się. A, no i Adriana też wypada poszukać.

- Nie obchodzi mnie śniadanie, a co dopiero Adrian. 

- Nie obchodzi cię Adrian? - Blaise  ewidentnie chciał zmienić temat i chwytał się czegokolwiek, jak tonący brzytwy.

- Co wiesz? - warknęłam, wbijając ostre spojrzenie w chłopaka. On głośno westchnął, po czym szybko, najciszej jak to możliwe, wymamrotał:

- Eliksir miłosny, no.

- Powtórz, bo nie zrozumiałam chyba. A raczej na pewno. Przesłyszałam się. - otworzyłam szeroko oczy, nie wierząc własnym uszom.

- No eliksir miłosny, a kurwa co. Myślisz, że on by cię po prostu porzucił i to jeszcze dla czegoś takiego jak Pansy?

- Na brodę Merlina... - szepnęłam zamyślona. Nagle wszystko zaczęło nabierać sensu. Uśmiechnęłam się do siebie. - Ruszaj się. Spóźnimy się na śniadanie.

possessed with love - Draco Malfoy fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz