32. Let's toast to the unknown (fin.)

2.2K 225 90
                                    

Koniec szalika opadł na jego ramię, gdy wiatr ustał. Yoongi poprawił go szybkim ruchem dłoni ku uciesze Hoseoka, który nie był do końca pewien tego, czy trafił z prezentem. Wprawdzie był on bez większej okazji, ale i tak chciał, by się podobał.

— Chcesz jeszcze raz przejść się dookoła budynku, czy możemy już wejść do środka? — zapytał, a Yoongi zmierzył go morderczym spojrzeniem. — No co? Trzęsiesz się jak mysz, a przypominam, że jesteś drużbą. I musisz być tam za mniej niż dziesięć minut, żeby się wyrobić.

— Nie sądziłem, że będę stresować się aż tak bardzo — wyznał, uspokajając się nieco i wspinając się po trzech schodkach w kierunku drzwi wejściowych do sali weselnej.

Hoseok stał tuż za nim, podświadomie asekurując go, gdy ten powoli poruszał swoją nogą w ortezie.

— Będzie dobrze tak długo, jak nie zwymiotujesz w trakcie ceremonii.

— Nie kracz — Yoongi odwrócił się w jego kierunku. — Po prostu... Wejdźmy już do środka — zarządził, po czym pociągnął przeszklone drzwi w swoim kierunku za spory uchwyt.

Weszli do środka, a hostessa weselna ubrana w przyjemny dla oka uniform z ołówkową, beżową spódniczką i dopasowanym blezerem chwyciła zaproszenia z dłoni Hoseoka, sprawdziła je naprędce i płynnym gestem dłoni wskazała im drogę do wejścia na główną salę, do którego prowadziły niezbyt długie schody.

Zostawili swoje nakrycia w szatni przy schodach, po czym weszli powoli po nich ramię w ramię, stawiając kroki w tempie Yoongiego, który i tak starał się iść jak najszybciej potrafił. Gdy w końcu wspięli się na półpiętro stanęli przed szeroko otwartymi, wysokimi drzwiami, przez które można było wyraźnie przyjrzeć się wystrojowi niesamowicie wysokiej sali bez okien, dosłownie opływającej w kwiatowe aranżacje. Wyglądały jak baldachimy spływające w dół sufitu i lewitujące na kilkunastoma okrągły stolikami w podobnej kolorystyce i estetyce. Gdzieniegdzie dało się dostrzec kryształowe naczynia pełne bladozielonych, czysto liściastych bukietów, a w strategicznych miejscach na podłodze sprytnie ukryte były ledowe światła emitujące przyjemną, bladą łunę. Przez środek sali przebiegał też beżowy dywan prowadzący w kierunku niewielkiego wzniesienia służącego za miejsce, w którym Joonyeol i Mihi mieli złożyć sobie przysięgę, a przynajmniej  tak można było to logicznie wytłumaczyć.

Na sali nie było prawie nikogo, jedynie kilka kobiet z firmy organizującej wesela, które poprawiały szczegóły i krzątały się po sali jak w gorączce. Hoseok i Yoongi pojawili się tam wcześniej, bo poprosił ich o to Joonyeol. Zresztą, ich hotel był niedaleko, więc nie mieli z tym problemu.

— Imponujące, co? — Yoongi usłyszał za swoimi plecami i aż podskoczył, gdy odwrócił się i zobaczył tam Joonyeola, który z przylizanymi włosami i szerokim uśmiechem na ustach przywitał go ciasnym uściskiem.

Chwilę później zrobiło to samo z Hoseokiem, który, nieco niezręcznie, oddał uścisk.

— Bardzo przyjemne dla oka — Yoongi potwierdził, a Joonyeol zmierzył go wzrokiem.

— Usiądziemy, co? — Joonyeol zaproponował. — Widziałem cię przez okno z pokoju, gdzie się przebierałem. Obszedłeś ten budynek kilka razy — zaśmiał się, prowadząc ich w kierunku najbliższego stolika.

Hoseok próbował powstrzymać chichot, a Yoongi zarumienił się, postanawiając zostawić to bez komentarza.

Chwilę później usiedli na obitych miękko krzesłach, a Joonyeol wcisnął palec za kołnierz swojej koszuli, odpinając na siłę jej guzik przy kołnierzu.

— To wszystko to pomysł Mihi. Ja chciałem, żeby było bardziej... kameralnie? Ale cóż, mojej mamie i teściom też się podoba, więc ja nie mam nic do gadania. — Pokręcił głową. — Mówiąc szczerze bałem się, że nie przyjedziecie i sam utonę w tych wszyskich kwiatach. Minwoo, gdyby tu był, to też pewnie stanąłby po stronie matki. Zawsze taki był — zaśmiał się.

THE FIREFIGHTER [yoonseok]Where stories live. Discover now