14. He didn't like looking at his son

3K 312 127
                                    

Jego oczy powędrowały za niewielkimi stópkami, które deptały po lakierowanym parkiecie mieszkania w centrum Busan. Nie umiał skupić się na pracy gdy widział, jak powoli stawiają pierwsze kroki.

— Hyunki? — Jego żona, Marumi, zajrzała do salonu, trzymając w dłoni butelkę z ciepłym mlekiem. — Wszystko okej?

— Tak, tak. Pracuję — wyjaśnił. — Czemu?

— Musimy odebrać Haru z przedszkola. Za jakąś godzinę. Wyrobisz się z pracą? W drodze powrotnej możemy wstąpić do szpitala. — Kucnęła przy małej Choe, która właśnie upadła na swoje pośladki i zachichotała, gdy mama podała jej butelkę.

— Dobrze wiesz, że nie lubię, gdy zabieramy dzieci do szpitala. Pojadę sam, swoim autem. Wezmę laptopa, zrobię parę tłumaczeń.

— Jest dzień dializy. Co jeśli zasłabniesz za kierownicą? Nie chcę żebyś jechał sam—

— A ja nie chcę, żeby mój syn i córka dorastali w szpitalnych świetlicach. Zresztą, połowa każdego tygodnia to dni dializy. I dyskusja jest zawsze ta sama. Jestem tym zmęczony. Ogólnie rzecz biorąc jestem zmęczony, ale oboje wiemy, że w moim przypadku sam sen nie wystarcza — odparł spokojnie, przerzucając strony w słowniku w poszukiwaniu kilku potrzebnych mu związków frazeologicznych.

W tym całym absurdzie Hyunki nauczył się już odnajdywać swoje sacrum, a przynajmniej jego iluzję. Dla swoich dzieci, swojej żony. I dla swojego świętego spokoju.

Marumi jednak przez wszystkie lata jego małżeństwa nigdy nie nauczyła się, albo, mówiąc prościej, nie zaakceptowała małej rzeczywistości swojego męża. Sama nie pracowała i zajmowała się domem, obserwując go codziennie i dbając o to, żeby on sam nie zaniedbywał swojego zdrowia. I dzieci.

— Byłoby mi niesamowicie miło, gdybyś czasami pomyślał, że mi też robi się ciężko, Hyunki. Każdy mierzy swoją miarą i nie rozumiem wszystkich twoich problemów, ale nawet nie dajesz mi szansy.

— Nigdy nawet nie pomyślałem, że jest inaczej, skarbie. — Odsunął od siebie słownik i westchnął, zdejmując okulary z nosa. — Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby lekceważyć twoje problemy.

— W takim razie, twoja upartość to jeden z większych problemów, które mam. Co ty na to, żebyś jednak pozwolił zawieźć się do szpitala? Jestem pewna, że Choe i Haru nie będą się złościć, jeżeli posadzę ich w szpitalnej stołówce i zjedzą trochę budyniu. Albo czegokolwiek, co będzie w ofercie.

— Nie takiego życia chce dla swoich dzieci.

— Tak? A czego dla nich chcesz? Dzieciństwa bez ojca? Życia bez ojca? Bo do tego zmierzasz.

— Marumi, to cios poniżej pasa. Dobrze wiesz, że ten temat jest już za mną. I jak widzisz, poradziłem sobie bardzo dobrze, z ojcem czy bez.

— Ah, no tak. Ty miałeś to szczęście, by mieć go przy sobie przez całe dzieciństwo. Szkoda, że chcesz to odebrać własnym pociechom.

— Nie masz pojęcia, o czym mówisz — warknął, widocznie już podenerwowany.

Chwycił swoją laskę opartą o biurko, po czym wstał z zamiarem pójścia do kuchni i napicia się wody tylko po to, by chociaż przez moment odpocząć od tej wątpliwie przyjemnej konfrontacji z własną żoną. Jego lewa noga uginała się niekontrolowanie, ale on, przyzwyczajony, traktował to jak działania jego własnej, osobistej grawitacji. Po pewnym czasie nawet już nie zwracał uwagi.

— Okej, możliwe, że nie mam. Oboje nie mamy. — Również wstała i stanęła mu na drodze.

Hyunki dobrze znał wyraz jej twarzy — była wściekła, ale trzymała się ostatniego włoska cierpliwości i opanowania, który i tak już ledwo wytrzymywał napięcie. Czasami zastanawiał się, ile jeszcze takich włosków jej zostało. Bazując na tym, jak szybko ostatnio traciła jakiekolwiek oznaki wewnętrznego spokoju stwierdził, że chyba niewiele.

THE FIREFIGHTER [yoonseok]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora