13. To moja partia, Blythe.

396 32 27
                                    

Hej! Na samym początku chciałabym prosić was o gwiazdkę i komentarz -- to bardzo motywuje mnie do dalszej pracy!

Nadmienię tylko, że dzisiejszy rozdział jest pierwszą częścią jednego wielkiego rozdziału.

Nie przeszkadzam już!

---

— GDZIE TO JEST!!! — ryknęła Tillie przebierając przez kilogramy swoich rzeczy, których w porównaniu z taką na przykład Janką, której bagaż mógłby zmieścić się w podręcznej walizce chyba każdego.

— MOŻE CI ODPOWIEMY JAK W KOŃCU ODPOWIESZ NAM CZEGO SZUKASZ! — odkrzyknęła jej zniecierpliwiona Józia przewracając oczyma tak mocno i wyraźnie, że dziwiłam się dlaczego one jeszcze jej nie wyleciały z orbit.

— Czy ktoś może mi wytłumaczyć co się tutaj dzieje? — zapytałam wytrzeszczając na nie moje oczy.

Żeby nie było – wiedziałam, że moje przyjaciółki do najnormalniejszych, a tym bardziej najspokojniejszych osób jakie znałam, ale teraz przeszły wszelkie granice zdrowego rozsądku i człowieczeństwa.

I nikt nie powie mi dlaczego kiedy godzinę temu wstałam przed czasem i zeszłam razem z obudzoną przypadkiem Dianą podkraść trochę kawy ze stołówki, która na szczęście była o tej porze pusta było całkowicie normalnie, wszyscy spali, nikt nawet nie chrapał; jesteśmy w momencie, w którym nie wiem co gdzie jest, bo moje kochane współlokatorki postanowiły wywrócić cały nasz pokój do góry nogami.

— Laska, ja sama nie wiem, a byłam tutaj cały czas... — niewyraźnie mruknęła do niej Jane zakopując swoją twarz w pokrowcu poduszki. Jej włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj.

— Dziewczyny, co się dzieje? — spytałam cicho patrząc głównie na czerwoną od wysiłku Ruby.

Zamiast niej odpowiedziała mi jednak Józia, której teatralnie opadły ramiona.

— Ty naprawdę nie wiesz? — spytała zdziwiona wybałuszając na mnie oczy.

Do diabła, o co im znowu chodzi?

— Ty naprawdę nie wiesz. — powiedziała tak jakby dopiero to do niej doszło, mimo, że to są zwykłe wnioski, które naprawdę łatwo było wysnuć. — No to laska, lepiej się zbieraj. Nie będziemy za tobą czekać.

— Ale GDZIE mamy się zbierać? — zapytała niecierpliwie Diana.

— Okej, inaczej. — zadecydowała brunetka stając przed nami. — Chodźcie do okna. Rozejrzyjcie się. Jaka jest pogoda?

— Wspaniała... — szepnęłam i prawie czułam jak moje oczy błyszczą szczęściem. I rzeczywiście: Pogoda była przepiękna. Słońce ładnie oświetlało każdy zakątek i delikatnie przygrzewało szybę, co mogłam tylko poczuć dotykając okna. — Będzie się nam dobrze do tego zwiedzało stare promy!

Cieszyłam się na ten dzień chyba najbardziej. Piękne, stare statki... Od samego początku w planach to ten dzień najbardziej mnie zainteresował. Myśl, że będę mogła delektować się nim w pięknej pogodzie napawała mnie tak cudownym uczuciem...

— No właśnie nie!

Co?

— Co?

— No to to. Panna Stacy stwierdziła, że szkoda marnować dzień na łażenie po błocie. — stwierdziła Josie wzruszając ramionami i upinając swoje długie blond włosy w wysokiego kucyka.

— Na pewno tak powiedziała? — spytałam mrużąc podejrzliwie oczy. Jakoś mało jestem w stanie uwierzyć w to, że ktoś taki jak panna Stacy tłumaczy w taki sposób cokolwiek. Ta kobieta pełna była bezpośredniości, ale to jak ją wyrażała to już inny temat.

Błagam, daj się kochać | Anne with an E [𝐖𝐎𝐋𝐍𝐎 𝐏𝐈𝐒𝐀𝐍𝐄]Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu