12. Z deszczu, pod rynnę, do wanny

418 28 66
                                    

ROZDZIAŁ NIESPRAWDZANY. MASZ BŁĄD? NAPISZ. 

*

Z zupełnie nieznanych powodów napadła mnie pewna refleksja (no dobra, może coś do tego miał zapał Cole'a, który chodził jak na szpilkach idąc do autokaru, którym mieliśmy wracać do własnego motelu); czy naprawdę tylko ja pojechałam tutaj głównie dlatego żeby odpocząć?

Oczywiście, dobrej rozrywki po prostu nie mogę odmówić, ale czy oni na pewno aby nie przesadzają? Już teraz czuję się tak zmęczona jakbym przeszła wzdłuż i wszerz całe piekło przynajmniej parę razy, a Cole chce jeszcze "ubawić" nasz wyjazd wieczorną grą w prawdę czy wyzwanie? Nienawidzę tej gry jak nie wiem co. Bo co fajnego i zajmującego jest w wyjmowaniem na światło dzienne sekretów innych. O, a jak już powiedzą, że nie chcą, to od razu dostają głupkowate zajęcie do wykonania. No ale jak to mówią „jedna owieczka nie wybeczy stada lwów"... Nie jestem pewna czy dokładnie tak, 1:1, to szło, ale sens był mniej więcej taki sam.

A idąc pierwszą zasadą przetrwania na szkolnych wycieczkach – jeżeli nie możesz z nimi wygrać przyłącz się do nich – I tak od myśli do myśli stwierdziłam, że jeszcze bardziej nudziłoby mi się w samotnym pokoju. Nawet książki nie mogłabym w spokoju przeczytać przez ten cały hałas! Osobiście uważam, że patrzenie na książki wiedząc, iż nie można nawet fragmentu w spokoju przeczytać to była najokrutniejsza tortura sama w sobie. I właśnie z tego powodu po prostu uległam i przyłączyłam się do nich z tylko jedną myślą (swoją drogą myślę, że to chyba jedno z głównych mott jakimi podążał Mackenzie) a mianowicie; zobaczymy co będzie, nóż łyżka śmietana będzie śmiesznie.

— Dzień dobry, Aniu! Nie uważasz, że dzisiaj jest piękny dzień na spacer? — zapytał mnie z wyraźną nadzieją w głosie. Oho, co to, to nie.

— Och, oczywiście. Jestem pewna, że prawie każdej dziewczynie by się to podobało. — odpowiedziałam odwracając głowę w kierunku szyby. Wzrok automatycznie poleciał mi na dół, a samą twarz starannie postarałam się zakryć moimi włosami korzystając z tego, że chłopak akurat myśli bardziej nad tym co ma odpowiedzieć i za bardzo dalej nie wie.

— A tobie by się spodobało?

Chyba śnisz.

— Prawda, gdyby nie było przy mnie ciebie, to mój jednoosobowy spacer we dwoje wydaje się naprawdę kuszącą opcją. — ucięłam ruszając przed siebie, do reszty moich przyjaciół. Tych mniej denerwujących. Czasami. A od Blythe'a naprawdę ciężko być bardziej denerwującym.

— Słyszałyście to? — odezwała się poważnym tonem Diana łapiąc się za serce.

— Ale co? — dziewczyny odparły niemal chórkiem.

— To chyba dźwięk rozbijanego serca naszego przyjaciela.

* * *

— Nie wiem dlaczego robicie z tego tak wielkie halo. — mruknęłam, jak najmocniej zakrywając własną twarz kołdrą.

— Jak to nie rozumiesz, jakoś musimy się prezentować! — prychnęła Józia zawijając pojedyncze pasma na swoją lokówkę. — Radziłabym się tobie do tego dostosować, bo nie mam zamiaru pokazywać się z tobą jeżeli nie wyjdziesz z tego łóżka i będziesz mieć na sobie tylko rozciągnięte stare dresy.

— To fakt, chociaż nie podzielam waszego podjarania. Gra jak każda inna, spotkanie jak każde inne. — stwierdziła Tillie siedząca w rogu pokoju z słuchawkami w uszach.

Nie miałam ochoty kłócić się z nimi na temat tego, że dobry wygląd (który i tak nie będzie dobry) w niczym mi nie pomoże kiedy wszyscy inni będą mieszać mnie z błotem. Janka za to trafnie skróciła wypowiedzi towarzyszek wypowiedzą pod którą mogłam się podpisać tak gdzieś imieniem i połową pierwszego nazwiska, ponieważ gdzieś od „z drugiej strony" mijając część o fryzurach, aż do części o szanowaniu siebie.

Błagam, daj się kochać | Anne with an E [𝐖𝐎𝐋𝐍𝐎 𝐏𝐈𝐒𝐀𝐍𝐄]Where stories live. Discover now