11. Bez spojrzeń

419 32 22
                                    

Ania

Uśmiechnęłam się do niego przelotnie po czym potruchtałam w przód, nawet nie patrząc gdzie idę. Widząc w jakie osłupienie wprawiłam naszego (nie)kochanego Blythe'a, podniosłam chytro swoje wargi. Może to i dobrze, że po małym momencie wpadłam na czyjeś plecy, bo znając siebie w ułamku sekundy potknęłabym się o chociażby swoje nogi, lub nawet powietrze.

Syknęłam, kiedy moje czoło spotkało się z czyimiś łopatkami. Podnosząc wzrok na mojego dziwnego towarzysza zauważyłam niemal od razu kim on jest.

Zmarszczyłam czoło wyłaniając się zza pleców mojego przyjaciela. Przyjrzałam się uważnie jego twarzy, a to co zastałam było co najmniej niecodzienne. 

Oczy blondyna błyszczały nieopisywalnym szczęściem wpatrując się w tylko jeden punkt. Wielką galerię sztuki. Wszyscy od dawna wiedzieli, że młody Macknzie kocha sztukę, i mimo swojej żartobliwej natury jest niesamowicie uzdolniony, a jego ręka zasługuję na prawdziwe miano ''ręki artysty''. Nad swoim łóżkiem dalej trzymałam mój portret, który wykonał dla mnie Cole specjalnie na moje urodziny.

Przez całą aferę z tym przeklętym Blythe'm zdążyłam zapomnieć już gdzie tak naprawdę się wybieramy. A wiedziałam, że komu jak komu, ale blondynowi bezsprzecznie serce grało tango ze szczęścia, gdy tylko zbliżaliśmy się do wielkiego artystycznego budynku.

Przez kolejne sekundy łączone na minuty, słuchałam Panny Stacy z, prawie że równą uwagą jak chłopak obok mnie. Kontem oka widziałam tylko jak Blythe uważnie przygląda mi się, najpewniej próbując rozgryźć sekret tego jak brawurowo go wysiudałam. 

Nigdy nie dam wygrać głupiemu! A już na pewno nie na jego zasadach! 

Szczerze to... Miłosierny Ojcze Niebieski... Co mnie podkusiło?! 

Nie, teraz to już nie ważne. Było, minęło. Nauczycielka w końcu skończyła, a ja już ruszyłam w kierunku wielkiej bramy. Lewym uchem słyszałam jeszcze tylko ciężkie wzdychanie Diany. Niektórych bolą już po prostu nogi na samo wspomnienie o jakimkolwiek muzeum.

Ja za to byłam niesamowicie ciekawa tego co tam ujrzę. Spodziewałam się jakiś wielkich malowideł, lub różnorakich rzeźb. Jednak to co ujrzałam ciężko było opisać widokiem spodziewanym. 

— Proszę niczego nie dotykać! Znajdujemy się w Wielkim Muzeum Ceramiki i Szklanych Wyrobów. Bardzo proszę bym nie musiała się za was wstydzić. — rzuciła niesamowicie błagalnym tonem. Zabawne, ona po tylu latach myśli, że błagania pokonają tak rozwścieczoną i destrukcyjną bandę nastolatków jak my.

To co stało się później było do przewidzenia, mianowicie wszyscy jak jeden mąż zerwali się do wielkiej bramki. Jak można było również się domyślić, przodował Cole, z którego oczu gdyby skry mogły się wysypywać, cała sala stanęłaby w żywym ogniu.

— Nigdy nie zrozumiem jak można z własnej woli chodzić do muzeum! — jęknęła Diana, ocierając niecierpliwie swoje nóżki. Znając ją to już najchętniej chciałaby stąd iść.

— Oh, Diano. To teraz sobie wyobraź, że idziemy do opery z pięknymi pianinami. — powiedziałam z błyskiem. Tak jak Cole kochał sztukę, ja kochałam literaturę. A Diana kochała muzykę.

— To, to co innego! Możesz sobie tam usiąść, i wsłuchać się w muzykę! A tutaj?! Łazisz tylko bez celu przez dwie bite godziny, udajesz, że rozumiesz ''co autor miał na myśli'', a te głupie kubki nie powiedzą ci nawet jakie miały mieć znaczenie!

Błagam, daj się kochać | Anne with an E [𝐖𝐎𝐋𝐍𝐎 𝐏𝐈𝐒𝐀𝐍𝐄]Where stories live. Discover now