5.Mały wypadek

507 47 120
                                    

Ania

-Wolność, wolność i swoboda! - podśpiewał Cole obracając mnie mnie wokół własnej osi.

- Dobrze paniczu, niestety musimy się na chwilę pożegnać, ponieważ idziemy doprowadzić do porządku dziennego nasze bagaże. - rzekłam poważnym tonem przebijającym piętno rozbawienia, unosząc dodatkowo dla efektu głowę do góry.

Blondyn udał że schyla się z gracją przed naszymi sylwetkami.

Wywróciłam moimi zwykłymi niebieskimi oczyma czując jak mimowolnie uśmiech wpełza na moje usta i chwyciłam za klamkę do drzwi.

- 3... - zaczęłam obserwując podekscytowanie wymalowane na twarzach moich przyjaciółek, podczas gdy moim uszu dobiegł dźwięk śmiechów moich przyjaciół delektujących się chwilą ciszy i spokoju. - 2... - znów mimowolnie zerknęłam kierunku pokoju obok nas zakwaterowanego przez chłopców. Widząc ich szczęście sama nie mogłam powstrzymać się od radości. - 1! - krzyknęłam otwierając drzwi, a w mniej niż ułamku sekundy poczułam jak na moje ciało zaczynają napierać ciała moich towarzyszek.

Zaśmiałam się, zamknęłam drzwi i zerknęłam na wyświetlacz mojego telefonu. Moim oczom ukazała się godzina 18:16. Uśmiechnęłam się i przeleciałam wzrokiem po pomieszczeniu, chowając komórkę.

Pomieszczenie jak na zwykłą szkolną wycieczkę ujęło moje serce. Całe było dobrze oświetlone blaskiem światła słońca w zenicie, odbijającego się od szyb okien. Ściany były białe w delikatnym odcieniu szarości. Łóżka za to były rozstawione po dwóch równoległych stronach ścian, po trzy. A dodatkowo telewizor łączący w jakiś sposób swoje strony

Usiadłam między łóżkiem Diany i Ruby, dając znać że to moje terytorium.

Westchnęłam z zadowolenia przymykając delikatnie powieki. Złapałam za wcześniej przyniesioną jasno niebieską walizkę w delikatne wzroki kwiatów.

Spokojnie zaczęłam rozpakowywać najważniejsze podręczne rzeczy, a resztę zawartości w bagażu, wraz z potrzebnymi ubraniami, kostiumem kąpielowym i bielizną, pod łóżko. Westchnęłam powoli odwiązując moje sznurówki, i spokojnie opadając na łóżko.

Nie zaznałyśmy spokoju zbyt długo, bo gdy już brałam kolejny głośny wdech powietrza, słuchając z uśmiechem śmiechów tak ważnych dla mnie osób, zawołała nas panna Stacy na kolację. Jak zwykle z uśmiechem pełnym radości i szczęścia.

Z wielkim trudem spełzłam z posłania i założyłam buty po chwili już schodząc ze schodów. Poprawiłam już i tak doszczętnie zniszczonego kucyka i weszłam do dość dużego, ciepłego pomieszczenia z którego zewsząd dochodził mnie zapach drewna i prostych potraw dla tak... rozbrykanej młodzieży, jak my.

Usiadłam przy stole między Jane, a jeszcze jednym wolnym miejscem. Mimo głodu doskwierającego mi od ponad godziny, spokojnie czekałam na posiłek, gdy poczułam jak ławka pode mną delikatnie się ugina pod czyimś ciężarem.

- Cześć marcheweczko, tęskniłaś? - usłyszałam tak bardzo irytujący głos należący niezaprzeczalnie do Blythe'a.

Marchewka. Enigmatyczne pomarańczowe jak moje włosy, warzywo. Roślina dodająca substancje takie jak witamina C, tiamina, ryboflawina, kwas foliowy, witamina B6, witamina E, witamina K i niacyna. Warzywo z rodziny selerowatych.

Ale nie tylko.

,,Marchewka'' to też wdzięczny tytuł, który otrzymałam od tego jakże uroczego jegomościa już mojego drugiego dnia w szkole, chcąc tak bardzo uprzykrzyć mi życie.

A to wszystko przez zwykłe młodzieńcze zauroczenie z przed trzech lat, Ruby.

Do teraz nie wiem jak on w ogóle śmiał pociągnąć mnie za warkocz! A dodatkowo nazwać marchewką! Przy całej klasie!

Błagam, daj się kochać | Anne with an E [𝐖𝐎𝐋𝐍𝐎 𝐏𝐈𝐒𝐀𝐍𝐄]Where stories live. Discover now