15. Są artyści i są rajdowcy

340 24 20
                                    

Po wcześniejszej sprzeczce z Blythe'm musiałam po prostu odizolować się od reszty ludzi. Potrzebowałam chwili spokoju, którego mam nadzieję, że nikt mi nie zakłóci. Po tym wszystkim było mi smutno. Nie rozumiałam dlaczego, przecież spodziewałam się tego od samego początku, czyż nie? Komplementować, zdobyć zaufanie, i zostawić jak nic nie znaczącą zabawkę. Tu nawet nie chodziło o to, że mógłby mnie w sobie rozkochać, bo w jakiejś innej, popapranej i nienormalnej, rzeczywistości mogłoby się to stać. Po prostu mnie wkurzył, bo dał mi zrozumieć, że byłam dla niego tylko kartą w pokerze.

A w pokerze trzeba wymieniać niektóre karty, by dostać lepsze. Pewnie byłam jakąś głupią dwójką, która może i znalazłaby swoją dwójkę, ale po co komu para dwójek, skoro można mieć parę asów? Chyba nie mogłabym spodziewać się po tym wątłym loczkarzu pokerzyście tak dobrego zagrania.

Było mi smutno. Byłam rozczarowana, rozgoryczona, zła i zawiedzona. I smutna. Ale postanowiłam nie płakać. Było co do tego kilka powodów.

Pierwszy, jestem za fajna żeby płakać, a on jest za mało wartościową osobą, by mnie do tego zmusić.

Drugi, talię czasami idzie wygrać nawet parą dwójek* i ja mam zamiar mu to udowodnić.

Kiedy policzyłam już wszystkie barany, owce, krewetki, tygrysy, pęknięcia w suficie, jabłka spadające na godzinę z mojego wyimaginowanego drzewa, i bicie mojego serca na minutę, próbując zasnąć, dobiegł mnie spokojny głos mojej przyjaciółki, który zawsze potrafił mnie uspokoić.

— Hej, Aniu. Jestem już, jak się czujesz? — powiedziała, i poczułam jak siada na moim materacu.

Mruknęłam coś cichego w odpowiedzi, modląc się, by dała mi spokój.

Ta jednak tylko westchnęła i siłą złapała za kraniec koca, którym przykrywałam nos, sprawiając, że od razu, kiedy dopadła do moich oczu promienista zgraja promieni słonecznych wróciłam do mojej pozycji, zakrywając również oczy.

— No nie wygłupiaj się. Nie wracajmy do sytuacji z rana.

— Mhm... — wymamrotałam i usiadłam do prostu, patrząc na nią spod przymrużonych powiek.

— Jesteś cała czerwona! — pisnęła, przykładając dłoń do mojego czoła.

Zmarszczyła brwi czując, że jest zimne.

— Nie mam gorączki...

— Boli cię coś? — zapytała zupełnie mnie ignorując.

Lubię kiedy przygląda mi się z taką troską, przypomina mi, że nie muszę bać się jej czegoś powiedzieć.

— Nie, nie boli, ale jestem zmęczona... — wyznałam, mimochodem delikatnie się pochylając.

Diana ponownie westchnęła, złapała mnie za ramiona i położyła głowę na swoich kolanach. Odetchnęłam zamykając oczy, i wyostrzając słuch. Brunetka delikatnie przeczesywała moje rude włosy do tyłu, a ja co jakiś czas mówiłam coś typu „ał, ciągniesz", by wiedziała, że jeszcze nie śpię, chociaż bardzo możliwe, że zaraz będę spać.

— No, kochanie. Powiesz mi, co się stało, czy raczej wolimy pomilczeć? — spytała cicho, na chwilę zatrzymując swoją dłoń i odkładając ją na wypraną kołdrę.

— Właściwie nic się nie stało. — powiedziałam niepewnie, wstając i otrzepując moje dresy z niewidzialnego brudu.

— Przecież widzę, że coś się stało. Jesteś smutna. — odrzekła mi o wiele bardziej pewna swoich słów, niż ja, co trochę mnie zszokowało.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 26, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Błagam, daj się kochać | Anne with an E [𝐖𝐎𝐋𝐍𝐎 𝐏𝐈𝐒𝐀𝐍𝐄]Where stories live. Discover now