6.Przypomnienie odwzajemnionej nienawiści

463 44 40
                                    

Ania

Jeżeli myśleliście że Cole pozwoli nam odpocząć tym wyjazdem i nie bawić się na całego, to niestety muszę wyprowadzić was z błędu.

- Czas zacząć planować! - usłyszałam zza drzwi łazienki, wesoły ton rozmów, blondyna.

Wyszłam z pomieszczenia i rzuciłam się na moje łóżko, łapiąc jedną z poduszek i przyciągając ją do mojego ciała.

Pozwoliłam sobie usadowić na miękkiej płachcie, mój podbródek.

Przymknęłam na chwilę powieki wyobrażając sobie sen przy świetle księżyca, pod ciepłą pierzyną, kontrastującą z chłodem lecącym z okna. Nagle poczułam jak materac się przy mnie. Gdy wyczułam na sobie intensywny wzrok, a jedyne co usłyszałam to miarowe oddychanie tajemniczego jegomościa, nie musiałam nawet otwierać oczu by z łatwością odgadnąć kogo ujrzę za chwilę przed moimi oczyma.

- A ja się ciebie dzisiaj nie pozbędę? - spytałam podczas gdy mój stan irytacji osiągał moment... krytyczny, otwierając oczy.

Przyrzekam na wszystko co mam, kiedykolwiek miałam i będę mieć w przyszłości, że jeżeli ten idiota, Blythe zechce chodzić za mną resztę wycieczki, osobiście utopię go w morzu przy plaży.

- Musisz zdecydowanie przestać wyglądać tak uroczo! - zaśmiał się Karol.

- No chyba że chcesz spowodować zatrzymanie akcji serca u naszego najukochańszego Gilbercika. - dopowiedział Moody.

- Ha, ha, ha... Bardzo śmieszne. A poza tym czy możemy wrócić do tego durnego planu Cole'a? - wymamrotałam mając przed sobą wizję paplaniny chłopaków, która i tak nie miałaby żadnego celu oprócz wyprowadzenia mnie z równowagi.

- Po pierwsze : z wielką chęcią, ale po drugie : mój plan wcale nie jest durny, ale twórczy. - powiedział wyniośle. - Posłuchajcie.

Zapanowała cisza, spowodowana tym iż mimo każdy wiedział do jakich głupot zdolny jest Cole, to nie uśmiechało nam się chodzenie spać przed 22, a w dzień chodzić do muzeów i milczeć w oczekiwaniu informacji od nauczycieli.

- Mamy oprócz dzisiaj jeszcze cztery wolne wieczory, bo piątego mamy małe ognisko na pożegnanie, a szóstego wyjeżdżamy. Myślę że jutro moglibyśmy coś u nas obejrzeć, pojutrze pogralibyśmy w prawdę czy wyzwanie.

Jęknęłam słysząc już te trzy wyrazy. Prawda czy wyzwanie.

- Nie jęcz, będzie dobrze! - wymamrotał uśmiechnięty Jerry.

- Abstrahując od problemów egzystencjonalnych, Anne. Możemy kontynuować? - zapytała Tillie z błyskiem w oczach informującym nas o jej podekscytowaniu.

- Okej, w czwartek robimy sobie podróż w czasie, ale więcej nie mogę wam zdradzić. - rzekł a jego uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył na myśl piekła jakie chciał nam wyrządzić w czwartek.

Nastała cisza.

- A co w piątek? - wydusiła Ruby przerażona wizją nocnych zabaw w wydaniu Cole'a.

- Niespodzianka. - odpowiedział puszczając oczko w naszym kierunku.

- Wiesz że to już może podchodzić pod pastwienie się nad innymi? - wymamrotała Josie.

Błagam, daj się kochać | Anne with an E [𝐖𝐎𝐋𝐍𝐎 𝐏𝐈𝐒𝐀𝐍𝐄]Where stories live. Discover now