3.Księżniczka Ania

488 54 49
                                    

Ania

- Aniu! Zaraz się spóźnisz! - krzyknęła do mnie z dołu, Maryla.

Nic nie odpowiedziałam, a zamiast tego pakowałam ostatnie podręczne szczegóły, do mojej torby, którą mam zamiar mieć cały czas przy sobie.

Czując że za chwilę, naprawdę się spóźnię, chwyciłam za oba bagaże i popędziłam jak najszybciej na dół.

W drodze nie zdążyłam nawet złapać za moją wcześniej przygotowaną kurtkę. Cofnęłam się po nią dopiero przy wyjściu, w skutku czego musiałam jeszcze bardziej przyspieszyć kroku. I że akurat dziś musiałam zaspać.

Z zabójczą prędkością mijałam różne drogi, aż w końcu cała zziajana dotarłam na parking. Moje oczy niemal od razu dostrzegły małą grupkę z blond lokami, kręconymi włosami i ciemnymi falami, na przodzie.

- No w końcu! Myślałam że zaraz odjedziemy bez ciebie! - przyciągnęła mnie do grupki przyjaciół, Diana.

- O! Jest i nasza śpiąca królewna! - zwrócił na mnie swoją uwagę, Cole, który najwyraźniej jeszcze przed chwilą, tłumaczył Jane i Jerry'emu, plan zatrzymania autokaru, tak żebym zdążyła.

- Jestem jestem, żabciu. - wyszczerzyłam się, obserwując reakcję Macknziego.

- I pomyśleć że moje dobre serduszko chciało cię uratować. - westchnął dramatycznie chwytając się za serce.

Podczas tego jak powoli się ze wszystkimi witałam poczułam jak jedno spojrzenie prześwietla każdy centymetr mojego ciała. Pewne dziwnie migdałowe spojrzenie.

Podłapałam wzrok mojego przyjaciela, i nagle zupełnie nieoczekiwanie załapałam z nim kontakt wzrokowy. Nie mogąc wyrwać się z transu, którego nagle stałam się ofiarą, potrząsnęłam lekko głową by się z niego wyswobodzić, przerywając tym samym to dziwne napięcie zawsze towarzyszące mi obok Gilbert Blythe'a.

Podchwyciłam uśmiech Tillie i postanowiłam przełamać lód i podejść do niej, Karola, i przy okazji bruneta, którego spojrzenie uporczywie chciałam porzucić.

- Hejka! - przywitałam się, lekko przytulając Boulter.

- Dzień dobry, dobrze się spało? - zapytał mnie Karol podczas gdy ja wspięłam się na palce, by odbyć również z nim przyjacielski uścisk.

- A wiesz że tak, chociaż KTOŚ zupełnie nie wskazuję palcem kto popełnił ten czyn. - mówiąc to specjalnie pokazywałam ,,dość dosadnie'' o kogo mi chodzi.

- Tak, zupełnie nie możemy się domyśleć kto byłby na tyle skory do wczesnej i bolesnej śmierci, że zawracałby ci dupę, po północy. - prychnęła Tillie, łapiąc szybko za telefon.

- Zupełnie nie. - zgodził się Karol powstrzymując się od przewrócenia oczyma.

Usłyszałam jak autokar przyjechał. Ostatkiem sił złapałam za walizkę i podreptałam z trudem do autobusu, co chwilę jednak wyczerpana, puszczałam za bagaż i potrzebowałam odpocząć.

- Pomóc panience? - zapytał głos obok mnie.

- Nie Gilbercie. Nie potrzebuję pomocy. Nie wiem dlaczego możesz tak myśleć. - podniosłam podbródek do góry i ostatkami sił, złapałam za torbę i tym razem doniosłam ją już do końca.

Kątem oka zauważyłam że Gilbert zaśmiał się pod nosem i odszedł. Łapałam wdech, jednak teraz desperacko starałam się wypatrzeć kogoś bez pary, zupełnie jak ja. Poczułam się dziwnie widząc że wszyscy moi przyjaciele pewnie wchodzą do busa. Dlatego właśnie postanowiłam pójść ich śladami i weszłam do pojazdu, dopiero tam, się jeszcze raz rozglądając, mój wzrok spoczął na sławnych pięciu miejscach obok siebie, na samym końcu autobusu.

Błagam, daj się kochać | Anne with an E [𝐖𝐎𝐋𝐍𝐎 𝐏𝐈𝐒𝐀𝐍𝐄]Where stories live. Discover now