Idol

169 13 9
                                    

Ericsson Teos - czternastoletnia sierota, która chce osiągnąć wszystko został... Zraniony? Tak, to dobre słowo. W jego duszy kłębiły się miliony uczuć. On tylko się uczył, a ten facet wziął go za idealną maszynę do zabawy.

***

Był trzydziesty pierwszy października, gdy młody geniusz miał odebrać swoje pierwsze poważne stypendium. Rankiem został obudzony przez Victorie - opiekunkę z domu dziecka, by napewno zdążył na uroczysty apel w szkole. Podekscytowany wziął nowe czarne dżinsy, białą koszulę, wypastowane buty oraz swoje okrągłe okulary zerówki ze 'złotymi' oprawkami. Zajął łazienkę na dobrą godzinę! Porządnie umył się szarym mydłem, a potem swoim ulubionym ze znanej marki dla dzieci. Długie, kruczoczarne włosy zostały potraktowane tanim szamponem cytrynowym - później pewnie pójdzie do Charlotte, by zrobiła mu ładnego warkocza, bądź niskiego koka. Po kąpieli wytrał się porządnie i całkiem nagi stanął przed lustrem.
- Teraz zęby - szepnął do siebie nakładając miętową pastę na szczoteczkę, by spędzić parę minut na dokładnym dopieszczaniu swojego uśmiechu. Wykorzystał aż cztery nicie dentystyczne! Potem pewnie to powtórzy, gdy już zje śniadanie, ale mniejsza o to. Wysuszył włosy, następnie porządnie je rozczesując. Kolej na ubranie się - parenaście razy obejrzał każdy skrawek stroju, czy oby napewno nie jest brudny, a dopiero potem zaczął się ubierać. Przylegające czerwone bokserki z materiału, który daje oddychać skórze, czarne spodnie podkreślające jego dość zdrowo wyglądające nogi. Na stopy wsunął skarpetki z logiem kolejnej światowej firmy, a na nie eleganckie buty, które wiązał jakieś trzy minuty każde. Na swój tors i lekko odstający, jednak nie gruby, brzuszek wsunął koszulę uważnie ją zapinając. Nie chciał, by któryś z guzików odleciał.
Zaraz po ubraniu się spojrzała w lustro na swoją ciut pulchną twarzyczke i hipnotyzujące miodowe oczy.
- Chyba jest dobrze - powiedział do siebie zgarniając swoje gumki do włosów i szczotkę wraz z grzebieniem z szafki przy umywalce. Mógłby wziąć całą kosmetyczke, ale nie widział takiej potrzeby. Zadowolony ze swojego wyglądu wyszedł idąc do jadalni, gdzie było już sporo wychowanków w tym para jego przyjaciół.
- Eric, chodź, masz już śniadanie - pomachał do niego Klemens, a jego nastoletnia miłość Charlotte wstała, wiedząc, że musi się zająć włosami bruneta, by napewno zdążył na uroczystość.
Przyszły - miejmy nadzieję - lekarz usiadł przy stole, gdzie miał już nałożone tosty z szynką i serem, a do tego sałatkę z warzyw. Musiał trzymać dietę ze względu na to, że jeszcze cztery lata wcześniej jego serce mogło nie wytrzymać otyłości. Herbata była mocna i bez cukru, a Eric nawet nie protestował wiedząc, że tak musi być. Jadł rozmawiając z opiekunką i dwójką przyjaciół podczas, gdy mała blondynka zaplatała mu pulchnymi palcami małego koka na karku. Spodziewał się tego, ale tak jak pod kątem posiłku, nie protestował przeciw takiemu ułożeniu włosów.
Zanim wyszedł do szkoły umył jeszcze raz zęby i twarz wokół ust. Podkradł gumę przyjacielowi ruszając szczęśliwy chodnikiem w stronę placówki. Parę dni wcześniej dowiedział się, że stypendium przekaże mu John Pervert - dwudziestoparolatek, który już teraz ma dobrze prosperującą firmę dawającą kredyty. Eric naprawdę go podziwiał, więc zaszczytem było dla niego rozmowa z nim oraz uścisnięcie dłoń, a także pozowanie do wspólnego zdjęcia na pierwsze strony gazet.

***

W południe dyrekcja, wychowawca i sponsor stypendium siedzieli w jednej z klas na małym poczęstunku. Podczas gdy grono pedagogiczne rozmawiało między sobą to John prowadził rozmowę ze stypendzistą na temat na temat naukowca Stephena Hawkinga. Nastolatek był wręcz oszałamiony wiedzą i rozeznaniem w najnowszych newsach młodego biznesmena.
- Wyabczy Pan, muszę do toalety - powiedział z lekkim uśmiechem usuwając się od stołu. Kiwnął głową nauczycielom jakby z przepraszającym geście wychodząc cicho z klasy.
Jakby odetchnął z ulgą idąc w kierunku toalet. O tak wielu rzeczach może z nim rozmawiać! Jest taki mądry, miły, kulturalny, elokwentny - wręcz idealny. Gdyby Eric był pewien swojej orientacji, a John nie miał by żony to... Kto wie co by mogło z tego wyjść. Tak, długowłosy jest nadwyraz kochliwy i zrobił by naprawdę dużo, by być w związku, nawet już teraz.
Po paru minutach stał już przez lustrem w łazience poprawiając kołnierzyk koszuli, gdy do białego pomieszczenia wszedł właśnie Prevet.
- Eric, już chcesz wracać? - zapytał niby miło, jednak w jego głosie można było wyczuć coś na wzór kpiny czy podniecenia? Nikt nie wie jak to opisać. Zaraz po tych słowach podszedł do nastolatka stając za nim. Pochylił się nad jego uchem.
- Chyba nikogo nie miałeś, prawda? - szepnął spoglądając na odbicie jego twarzy, na której malowało się zdezorientowanie i lekki, lecz narastający strach.
- N-nie - zająkał. - A - Ale co to ma do rze - czy? - zapytał, a zaraz pisnął czując dłoń faceta na swoich udach.
- Rozluźnij się to nie zaboli - odpowiedział mu, by zacząć rozpinać i zsuwać jego spodnie wraz z bokserkami. Jego oczom ukazało się dość duże jak na czternastolatka przyrodzenie na co zamruczał zadowolony.
- K-ktoś może w-wejść - już zaszlochał mając nadzieję, że właśnie tak się stanie, ale usłyszał tylko śmiech Johna.
- Zamknąłem nas. Ta szkoła jest głupia, chowa jedyne klucze do toalet w drzwiach - wymienił wadę placówki. Sięgnął dłonią do jego męskości masując ją, a drugą ręką bawiąc się jego jądrami. Eric niezdolny do sprzeciwu czuł tylko łzy lecące po policzkach. Jest brudny, ohydyny, taki nieczysty. Brzydził się sobą, że tak łatwo daje się wykorzystać, a ciało odmowa mu posłuszeństwa podniecając się w dolnych partiach ciała. Nie chciał by tak wyglądał jego pierwszy w życiu stosunek, jego pierwszy w życiu kontrolowany wytrsyk. Mogłoby to być z kimś o wiele starszym, ale nie tak!
John sapał mu nad uchem, nieraz wjękując mu jaki jest cudowny, piękny i nie do zapomnienia. Czuł erekcje faceta na swoim nagim pośladku, widział jego obleśne odbicie w lustrze.
A jeszcze parę minut temu go podziwiał! Wychwalał! A teraz... Teraz najchętniej by go zabił. W pewnym momencie poczuł jak popycha go lekko do przodu i przymierza się wejścia w niego. Otworzył usta do krzyku jednak starszy brutalnie przyłożył pasek od własnych spodni do jego twarzy, by był cicho. Nie zważając na ból i prośbę o łaskę w oczach młodszego wszedł w niego na sucho, bez przygotowania i gumki. Nawet jeśli Eric krzyczał było to tłumione przez skórzany pas, a rozszerzone oczy i wodospady łez nie robiły już na nikim wrażenie. Czuł niewyobrażalny ból w środku spowodowany gwałtownymi ruchami faceta. Bał się, że ktoś się dowie i wszyscy się odwrócą się od niego. Był skażony, a słowa Johna na koniec -
za naukę nic nie dostaniesz - jeszcze bardziej go dobiły. Gdy czuł tylko kleistą maź w sobie i zauważył jakby nigdy nic wychodzącego Johna naciągnął na siebie dół stroju, wygładzając potem koszulę.
Spojrzał na siebie w lustrze. Kim on teraz jest? Zwykłą dziwką... Za takiego kogoś siebie uważał. Rozpuścił włosy mniej więcej je rozczesując drążącymi palcami i przemył twarz wodą. Miał już wyjść z pomieszczenia, gdy przyszła dyrektorka, chcąc sprawdzić czy wszystko dobrze.
- Tak, oczywiście. Zagadałem się z panem Prevetem, a potem musiałem jeszcze raz skorzystać - posłał jej uśmiech, zaraz pytając czy mógłby już wrócić do domu, na co uzyskał zgodę. Zgarnął tylko plecak i żegnając się ze wszystkimi wyszedł z sali, a następnie ze szkoły. Wracając cudem powstrzymywał łzy, a w głowie postanowił sobie już nigdy nie ulec. I być silny. Już zawsze. Silny, niezależny. Otwarty tylko dla naprawdę nie licznych. Zdawał sobie sprawę, że swojej naiwności w dobroć innych w sprawach prywatnych nigdy się nie pozbędzie. Każde 'kocham' będzie dla niego najszczersze, a każde zbliżenie jedyne i niepowtarzalne, pełne emocji. Teraz jednak chciał się skupić na nauce, życiu chwilą i ambicjach, które tylko rosną, wraz z murem wokół jego serca, do którego klucz dostaną nieliczni.

~krawiec

one shoty || moje oc Where stories live. Discover now