Oddanie

30 4 12
                                    

Bo nadchodzi taki moment kiedy siadasz, piszesz, wstajesz i podchodzisz, i już nie ma odwrotu...

To był kolejny raz w celi - tym razem już nic mnie nie ratuje. To ten moment, kiedy jeden z dwóch najlepszych wyborów staje się najgorszym. Kiedy jeden ruch ręki zaważa na reszcie życia.

I tak było... Podniósł dłoń w stronę nie właściwej osoby. Chciał ratować wspólników, zniknąć, ale... Chyba przesadził - to bym ten raz za dużo. Coś co sprawiło, że jego dawny kochanek się złamał.

- Będziesz kurwa tęsknił!? - krzyknął w stronę okno wiedząc, że adresat tych słów tego nie usłyszy. Skoro nie może żyć dla mafii to dla czego? Dla kogo? - te pytanie walały się po jego głowie od paru godzin.

Wszystko miał zaplanowane - wiązał po nocach, pisał za dnia. Jeszcze nikt nic nie zauważył i tak miało już pozostać. Najlepiej na zawsze... Niech nie zauważą, niech myślą, że po prostu się ukrył. Zostawił notkę, że mają nie mówić nic, nigdy, nikomu. Rodziny już dawno nie miał, więc nie będą dopytywać... Kochanek się na niego wypiął, a... A wspólnicy mają czekać z cierpliwością na swojego bossa.

Noc, niebo pełne gwiazd, a czarnowłosy leżał z niewinnie opadniętą dłonią pod łóżkiem. Zawsze tak spał, ale... Nigdy tak nie leżał z zamkniętymi oczyma.

Wraz z podniesionym alarmem w czwartej celi od tej Ivana zerwał się jednym sprawnym ruchem zarzucając plątany karę dni sznur na hak od chwilę wcześniej zrzuconego żylandora. Podsunął sobie krzesło, gdy usłyszał podniesione głosy przy swoich drzwiach.

Odepchnięcie krzesła, pierwszy chark - próby odblokowania zamka.

Kolejne dwa charki - przekleństwa. Zepsuł drzwi, by pozwolili mi odpłynąć, jednak nadal to kwestia ostatnich urwanych oddechów.

Dwa minuty - policja weszła, a wisielec z psychicznym uśmiechem dyndał przed nimi.

Nie da się go uratować... Już nigdy nie zabije nikogo. Na zawsze czysty z kolejnych win

one shoty || moje oc Место, где живут истории. Откройте их для себя