Zahary

9 1 10
                                    

- Hej..? - jego głos nigdy nie był aż tak niepewny, nigdy nie pokazał aż takiej uległości, ciekawości w jednym zdaniu. Mimo, że trzymał ukochanego za rękę, nie chcąc puścić to obrócił się do faceta za nimi. - Ja...

- Hej, kochanie. Udało ci się dostać do Paryża? Mówiłeś, że Qartè będzie miał swój rok... Sprawdziło się? - zapytał luźno wsuwając dłonie w kieszenie swoich spodni. Jego twarz rozjaśnił pełen satysfakcji uśmiech, gdy zmieszanie młodszego i rumieńce postąpiły. Wiedział jak na niego działa. - Pomyślałem, że moglibyśmy - zaczął obejmując go pewnie w pasie. Był od niego wyższy o ponad głowę, patrzał na niego z góry. Miał władzę - czuł to, widział i miał świadomość, że wystarczy jedno zdanie, a młodszy to przyzna. - Moglibyśmy spróbować jeszcze raz. Wiem, że nadal mnie kochasz. To wtedy... To było jedno wielkie nieporozumienie, kotek. Byłem w emocjach, nie wiedziałem o czym mówię. Wiem, że to za późno, wiem, że nie powinnien prosić, ale wybacz... Co ci daje ten - uniósł wzrok na blondyna stojącego przy nich. - Ten dzieciak. Przecież było nam idealnie. Pamiętasz kto dawał ci kwiaty? Nowe książki? Kto zabierał cię nad jezioro tylko po to, żeby pokazać konstelencje? On nie daje ci nawet grama tego... Przecież wiesz. Nikt nigdy mnie nie zastąpi - szepnął odgarniając mu kosmyki ze skroni. Spojrzał znad jego ramienia na osobę trzecią, niepożądaną. To nie tak, że po prostu nie miał gdzie się podziać na studiach, a widział, że były jest przy kasie. Nie tak, że chciał znów się zabawiać... Nie tak, że miał dziecko i komornik zaczął go ściągać za alimenty... On przecież szczerze kochał czarnowłosego...

- Uh... - poczuł gorąc. Mimowolnie ułożył dłoń na torsie chłopaka. Był jak dzieciak, który potrzebuje opieki, który nie ma własnego zdania, który jest niezdolny do czegoś gorszego niż zmiażdżenie małego robaka. Był kimś innym. Chciał troski, bezpieczeństwa, a sam zapach wyższego sprawiał, że odpływał. - No... Był, ale się dostałem. Miałem dobry wynik. Egzaminy też poszły spoko i Connor też się dostał - dokończył zawstydzony rzucając spokojnie swojemu facetowi.

- No ty, ale... - nie dokończył czując jak rozdziela się widocznie z szatynem. Jak nie czuję swojej stabilności, swojej jedynej opoki, której starał się z całych sił nie niszczysz od balu. Wręcz codziennie mi powtarzał, że go kocha. Raz nawet zrobił mu obiad. Kupi kwiaty, w końcu dał misia. Pozwolił się sobie odprężyć na tyle, by seks był łagodny, a... A teraz się zatrząsł. Płakał. Kochał go. Ale Zahary nadal umiał go pozbawić wszystkiego. Jednym słowem pokazać, co stracił. W dwóch pokazać jak może to odzyskać, a na koniec udowodnić, że jest jedynym słusznym wyborem.

- Nienawidzę cię, kurwa... - szepnął wbrew sobie. Nie wiedział, co mówi, nie wiedział do kogo. Odsunął się od mokrej koszuli byłego kochanka. Spojrzał mu w oczy, pogładził policzek. Odwrócił do Connora. Delikatnie ujął znów jego dłoń. Ucałował patrząc w oczy. Nie przejmował się gapiami wokół patrzący na ostatni teatrzyk agresora szkoły. Oni mogli zobaczyć coś, co wskazuje na to, że porzuci tego, którego bronił z całych sił dla kogoś, z kim relacja była plotką. Tylko jego Anioł mógł zobaczyć ten jeden, specjalny błysk w oku. Ten, który pojawia się zawsze, gdy był na skraju najgorszych emocji. - Przepraszam - wyszeptał. Zauważył wkurwionego Smitha idącego w ich stronę. Oh tak, bardzo chciał dostać wpierdol. Ale najpierw...

Jedno precyzyjne uderzenie w mostek, drugie w szyję, a kolejne w brzuch i zaraz potem w nos. Krew trysnęła na koszule ich obu. Spodnie zaczęły coraz bardziej się brudzić ziemią, a twarze były tylko zmasakrowane. Uczeń bił się z mistrzem... Bił się wygrywając, by splunąć na niego z jakże miłym "Wypierdalaj z naszego życia"

Uczeń przerósł mistrza...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 05, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

one shoty || moje oc Where stories live. Discover now