Urodziny

17 1 0
                                    

Pov: urodziny Vectora

Pierwszy maja i jego dwudzieste pierwsze urodziny - może to będzie ten dzień kiedy się odważy? Już od roku spotkanie w spotkanie miał te dwa słowa na końcu języka, jednak ostatecznie uznał, że to jednak nie ten moment. Cały rok męczarni, niemocy w kolejnych ruchach, uwielbianie "przyjacielskich" przytulasów. Każdy ruch potrafił przemyśleć setki razy, każdy spacer miał trasę przez jakieś schody, tylko po tym, by mógł potrzymać jego dłoń i przedramię. Jednak... Nigdy nie widział ze strony Evana takie samego zainteresowania, takich samych potrzeb. Ile razy to myślał o nich w niezbyt przyzwoity sposób; ile razy wypożyczał książki bardziej erotyczne, by czytając odpowiednie fragmenty wyobrażać sobie ich w takiej sytuacji. Ale to były tylko, według niego, marzenia. Chłopak go nie widzi, więc co jeśli go dotknie i coś mu się nie spodoba? Może i ta relacja opierałaby się na kochania przez charakter, a nie ze względu na wygląd, ale i tak... Wszystko może się zdarzyć.

Po swoich codziennych po pobudkowych przemyśleniach wstał z łóżka idąc pod prysznic. Jak zwykle miał w głowie, że jest z nim Evan, jednak było to tylko w jego myślach - niestety. Jego matka, gdy tylko się dowiedziała zaproponowała, że wraz z ojcem kupią im mieszkanie w "bezpiecznej dla niewidomych" okolicy, co oczywiście zaczęli spełniać już od kolejnego dnia zaczynając szukać takiego miejsca.

- Dzień dobry - powiedział do mamy, gdy zszedł na dół w zwykłych szortach i jakieś koszulce. Parę minut temu spoglądał na telefon czy może przyjaciel nie wysłał mu wiadomości, choćby z komputera, z którym chyba już zaczął się obchodzić przyzwoicie. W końcu są na klawiaturze wypustki oznaczające parę literek, a resztę wyczuwa się już na podstawie tych oznaczonych. - Las!? - pisnął widząc coś na wzór terrarium z lasem równikowym. Kiedyś o tym wspomniał, ale nie wiedział, że naprawdę to dostanie. Od razu tego dopadł nawet nie patrząc na sałatkę z krewetkami, którą wręcz uwielbiał. I to wcale nie tak, że nie jadł nigdy krewetek... w ogóle.

- Tak, z tatą zamówiliśmy z tydzień temu - przyznała z ciepłym uśmiechem wycierając dłonie w ściereczkę. - Zgaduję, że pewnie spotkasz się dziś z Evanem, więc jutro przyjadą dziadkowie i kuzyni - poinformowała go, wiedząc, że raczej nie będzie miał nic przeciwko. Robili już tak od dobrych dziesięciu lat kiedy to zaczął spędzić każde urodziny z przyjacielem. Gdy był w szpitalu odwiedzali go w losowe dni na koniec kwietnia czy początek maja, jednak teraz już jest inna sytuacja. - I pamiętaj, że piątego masz kontrolę, więc go uprzedź - dodała, a jej mąż właśnie zszedł na dół.

- To co? Pojutrze jedziemy zobaczyć te mieszkania, tak? - rzucił na wstępie ucałowując czółko żony. - Musisz wybrać coś, bo wiecznie nie będzie żył nam na poddaszu - powiedział z ciepłym uśmiechem. Nie, nie wyganiał syna, ale chciałby mieć dużo czasu z żoną sam na sam, a wiedział, że Vector dałby radę żyć na swoim.

- Ale... - zawiesił się na chwilę, a jego oczka błyszczały jak u małego dziecka. - To to mieszkanie? - zapytał z nadzieją. Jeśli tak, to zanim się zdecyduje na cokolwiek musi naprawdę porozmawiać z Evanem. Przecież to z nim chciałby tam zamieszkać. Widząc kiwnięcue głowy ojca po raz kolejny tego poranka za już bardziej południa zapiszczał z ekscytacji. Teraz już naprawdę wyczuć mniej lub bardziej odpowiedni moment i po prostu wyrzucić wszystko z siebie przed młodszym. Może będzie to misja samobójcza, ale musi w końcu mu to powiedzieć, żeby w końcu nie wybuchnąć albo nie zrobić czegoś skrajnie głupiego.

Z szerokim uśmiechem na ustach usiadł do śniadania, które znikało w zastraszającym tempie. Chciał jak najszybciej pokazać las od mamy Evanowi wysyłając mu zdjęcie. Dopiero pod koniec sałatki dotarło po raz setny w życiu, że to już niemożliwie. Momentalnie jego zapał opadł, a on już w spokoju dokończył posiłek. W międzyczasie pożegnał się z ojcem, który wychodził do pracy i wymienił parę zdań z matką.

one shoty || moje oc Where stories live. Discover now