Rozdział 11

214 17 3
                                    

-Luke pov-

Stałem wpatrzony w widoki rozpościerające się za szpitalnym oknem. Nie mogłem uwierzyć w to co powiedział lekarz. Czemu on? Czemu nie ktoś inny? Nie mogłem go stracić ani zostawić za bardzo go kochałem żeby teraz go tak ranić. Mama Ashton'a wyszła wraz z lekarzem na korytarz. Ashton nic nie mówił,nie płakał. Był przerażony tym, że zostało mu kilka lat albo miesięcy życia. On miał tylko 20 lat i już musiał umrzeć. Boże za co.. Czy Tobie Boże przeszkadza to, że jesteśmy razem mimo tego, że oboje jesteśmy tej samej płci? Co to za sprawiedliwość na tym jebanym świecie?! Próbowałem w każdy możliwy sposób powstrzymać się od płaczu lecz nie potrafiłem. Odwróciłem się w jego stronę spojrzał się na mnie.

-Luke ja nie chcę umierać.-szepnął wyciągając rękę w moją stronę. Chwyciłem ją po czym usiadłem obok niego.

-Nie umrzesz a jeśli to się stanie odejdę razem z Tobą obiecuję.-powiedziałem przytulając go. Chłopak wtulił się we mnie i zaczął płakać przeklinając ten jebany los. Do sali weszła mama Irwin'a,ruchem ręki kazała mi wyjść z sali. Zrobiłem to, pożegnałem się z Ashton'em. Nie chciałem jechać do domu wiedziałem co tam na mni czeka. Kolejna awantura i kolejny raz oberwałbym od ojca, nie potrzebuję teraz tego nie teraz. Usiadłem na krześle, które stało przed salą chłopaka. Wyjąłem telefon dostałem wiadomość od Calum'a.

"Jak się miewa twój chłopak? Chce kolejną dawkę? Hahahaha xD."

"Odpierdol się od nas raz na zawsze chuju!"

Wyłączyłem całkowicie telefon,nie chciałem z nikim rozmawiać. Jedyną osobą z, którą chciałem porozmawiać był nie kto inny jak Ashton. On by mnie wysłuchał a ja jego. Mijały godziny a jego mama nie opuszczała sali, chciała być blisko niego w tak trudnej dla niego chwili. Lekarz był u niego z trzy razy słyszałem jak mój anioł płakał i krzyczał, nie znosiłem jak dzieje mu się krzywda. Zasnąłem na krześle,śniło mi się, że Ashton umiera a ja chcąc być blisko niego popełniam samobójstwo. Proszę żeby to nie przerodziło się w realie, chce żyć z Ash'em długo i szczęśliwie. Z samego rana usłyszałem hałasy dobiegające z sali chłopaka. Stanąłem przed szklanym oknem przez, które było widać wszystko co dzieje się na sali. Wszędzie widziałem lekarzy, pielęgniarki i płaczącą mamę Ashton'a. Na monitorze z rytmem serca była długa prosta linia... Czy to oznaczało, że Ashton mnie zostawił? Nie, nie, nie... To nie może być prawda tylko nie to... Chciałe, żeby to wszytsko okazało się złym snem z, którego się obudzę i będzie wszytsko jak dawniej. Mama Ashton'a wyszła z sali. Popatrzyła się na mnie po czym wybuchła płaczem.

-Luke, Ashton on on umarł.-powiedziała płacząc.

-Co?! Ale jak to?-zapytałem także wybuchając gorzkim płaczem.

-Ten chłopak, który go zgwałcił podał mu jakieś narotyki a rak, rak był tak rozległy, że nie udało się go uratować. Mimo wielu prób lekarzy wszytsko poszłoby namarne. A ten gwałt, którego dokonał ten chłopak był zbyt olesny dla niego. Ashton był zbyt delikatny aby to przeżyć. Będzie go nam tak brakowało.-powiedziała podchodząc do okna. Nie mogłem się pozbierać po tym co powiedziała mi mama Ashton'a to nie mogła być prawda. Nie mogłem się otrząsnąć to był cios prosto w serce. Teraz jest ropierdolone na milion małych kawałeczków. Nie mogłem tak poprostu odejść i zostawić Calum'a i resztę prześladowców Ashton'a na wolności beż żadnych konsekwencji. Musiałem się z  nimi rozliczyć za to co zrobili. Za to co zrobili mojemu aniołowi, którego już nie było przy mnie, którego ciepła nie mogłem już poczuć to tak bardzo bolało. Nie zostawię tego wszystkiego tak, zobaczą, że ze mną i z moimi uczuciami nie warto zadzierać...

I Love LukeOù les histoires vivent. Découvrez maintenant